W głowie miałam naprawdę masę
pytań.. Czy dobrze zrobiłam spotykając się z Sarą? Czy Powie Justinowi zanim ja
to zrobię? Czy to w ogóle w czymś pomoże? No i najważniejsze jak zareaguje na
to Justin?
-Możesz zobaczyć, czy w
schowku na pewno jest prezent dla taty? Przez chwilę zwątpiłem.
Z nerwów coraz bardziej
bolał mnie brzuch, i trochę zaczęłam żałować, że w ogóle wzięłam do ręki ten
telefon. Nie powinnam na niego nawet patrzeć, i wolałabym wcale nie wiedzieć o
tych wiadomościach. Justin postąpiłby słusznie, czegokolwiek by w tej sprawie
nie zrobił. Żałowałam, że poniosły mnie emocje.
-Chloe?
Przed oczami miałam jej
przestraszoną minę, ale po chwili przechodziło mi i już wcale nie było mi jej
żal. Od początku za nią nie przepadałam i wiedziałam, że powtórzy się sytuacja
z Susan. Ktoś musiał się jej jak najszybciej pozbyć. Cholera.. po za tym nikt
nie wiedział tego, co powiedziała mi. Justin nie miał pojęcia, że ona coś do
niego czuje. Jak przypomnę sobie słowa, że się w nim zakochała.. to chce mi się
wymiotować..
-Skarbie?
Odwróciłam się szybko, spoglądając
na skwaszonego Justina. Jego mina mówiła, że coś jest nie tak.
-Słucham?
-Właśnie, że nie słuchasz.
Od pięciu minut, bezustannie patrzysz się w jeden punkt za oknem. Co się
dzieję?
Poprawiłam się na fotelu
unikając jego wzroku. Pasy za mocno wciskały mnie w siedzenie.
-Nic. Po prostu się
zamyśliłam.
-Czymś się zamartwiasz?
Cały Justin. Będzie mi
wiercił dziurę w brzuchu, aż czegoś ze mnie nie wydusi. Założyłam łokieć na
jego siedzenie, bawiąc się delikatnie jego włosami. Uśmiechnął się. Ja też.
-Chyba nie mam powodów do
zmartwień, prawda?
Czułam się okropnie.
-Mam nadzieję.
Justin złapał za moją dłoń i
przyłożył ją sobie do ust. Złożył na niej kilka długich pocałunków, skręcając pod
dom taty. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam jak Charles odwraca się w
nasza stronę i z wielką radością do nas biegnie. Pocałowałam Justina szybko w
policzek i wyszłam z auta. Charles szybko wskoczył mi na ręce.
***
Justin
Lubiłem tutaj przyjeżdżać.
Siedzieliśmy przy stole w ogromnym ogrodzie pełnym kwiatów. Na środku na
potrzeby dzisiejszego dnia postawiono duży parkiet, a w tle leciała muzyka.
Wszyscy byli pięknie ubrani a dzieci biegały śmiejąc się i bawiąc. Było dużo
ludzi. Lee naprawdę super to zorganizowała. Cieszyłem się widząc ją i tatę
szczęśliwych. Pomyśleć, że gdyby nie Chloe, mógłbym teraz tego wszystkiego nie
mieć. Spojrzałem na nią. Obserwowała jak Charles skacze na parkiecie z Mell, uśmiechała
się do nich co chwilę. Miała na sobie piękną lawendową sukienkę i spięte włosy.
Co jakiś czas zamyślała się,
przygryzając przy tym nieświadomie wargę. Spojrzała na mnie, gdy położyłem dłoń
na jej kolanie.
-Zatańczysz ze mną?
Uśmiechnęła się i pokiwała
głową, że tak. Przez tyle lat małżeństwa przyzwyczaiła się chyba do chodzenia w
wysokich butach. Kąciki ust stale mi się podnosiły, gdy obserwowałem jak idzie
przede mną. Objąłem ją w pasie a Chloe zarzuciła ręce na moje ramiona.
Pocałowałem ją w ramię, a ona chętnie przytuliła się policzkiem do mojego
torsu. Przez chwilę zastanawiałem się czy jest jej tak wygodnie. Ruszaliśmy się
powoli. Chloe pięknie pachniała. Była jakaś marudna ale i małomówna. Coś od
jakiegoś czasu mi nie pasowało.
-Hej, Słoneczko. Dobrze się
czujesz?
Przez chwile panowała cisza,
ale zaraz pokiwała twierdząco głową.
-Tak.
Zanurzyłem nos w jej włosach
i długo pocałowałem. Spojrzałem odruchowo na Maddie i przyłapałem ją na tym, że
przygląda się nam. Od dłuższej chwili czułem na sobie jej wzrok. Uśmiechała się
szeroko. Puściłem do jej oczko, a ona zaśmiała się bezgłośnie. Skupiłem się
jednak znów na mojej księżniczce. Nadal milczała.
-Mam nadzieję, że o nią nie
chodzi. Sama nie chciałaś, bym poruszał dziś ten temat. Nie tutaj.
Chloe podniosła głowę i
spojrzała na mnie wielkimi oczami. Spuściła po chwili wzrok, zakładając za ucho
pasmo włosów. To samo zrobiłem po drugiej stronie.
-Nie. Po prostu odrobinkę
boli mnie głowa. Ale to nic takiego. Czuje się lepiej w twoich objęciach.
Uśmiechnąłem się a Chloe
poszła w moje ślady.
-Chcesz coś przeciwbólowego?
Mogę zapytać..
-Nie. Naprawdę nie trzeba.
Przerwała mi pospiesznie.
-To może.. co powiesz na
jakiś deser? Lee upiekła twój ulubiony sernik. Wiem, że chcesz, chodź.
Splątałem nasze palce, a
Chloe szeroko się uśmiechnęła. Chyba brakowało jej cukru.
-Charles będzie jutro spał
do południa, jak się tak wybiega.
Odezwała się, gdy staliśmy
przy szwedzkim stole. Miała racje. Małego było dziś naprawdę pełno. Siedział już
chyba na kolanach u każdego gościa i przyjmował różne drobne słodkości.
-Jest tutaj chyba
najbardziej energiczny.
Odstawiłem talerzyk, gdy
poczułem w kieszeni wibrację. Wyciągnąłem telefon i zamurowało mnie, gdy
zobaczyłem, że to znowu ona. Ścisnęło mnie w środku, a Chloe spuściła wzrok i
odłożyła łyżeczkę. Odwróciła się i ruszyła w całkiem inną stronę niż reszta
gości. Wcisnąłem czerwona słuchawkę, i ruszyłem biegiem za mną.
-Chloe, dokąd idziesz?
Obawiałem się, że znów
zacznie się kłótnia. Nie potrzebna zresztą.
-Chcę pobyć chwilę sama. Możesz
wracać do reszty.
Mówiła nieco głośniej, tak
żebym słyszał zza jej pleców. Nie miała zamiaru się zatrzymywać.
-Zaczekaj proszę.
Nie spodziewałem się, że
stanie tak gwałtownie. Odwróciła się do mnie, miała poważną minę.
-Mam tego dość. Dobija się do
Ciebie gdy jemy śniadanie, gdy robimy zakupy, a nawet, gdy jesteśmy w łóżku.
Jej telefon przerwał nam już kilka razy. I to połączenie sprzed chwili był
ostatnim. Rozmawiałam z nią dziś.
Odwróciła się dalej idąc w
kierunku bramy. Zaskoczyła mnie tym, ale wiedziałem już o co chodziło jej
prawie cały dzień. Podbiegłem do niej i
chwyciłem ją za rękę. Nie wyrywała się. Objąłem ją pośpiesznie w pasie i
przyciągnąłem do siebie. Chciałem, żeby na mnie spojrzała.
-Rozmawiałyście? Kiedy? I o
czym? Przecież miałem to załatwić z ojcem.
Spojrzała w stronę ulicy.
Szybko poszedłem w jej ślady.
-Puść mnie.
Powiedziała, a mnie
zamurowało. Sara stała na chodniku. Co ona kurwa tutaj robiła? Nie mogłem powstrzymać
Chloe. Ruszyłem za nią.
-Czego tutaj szukasz? Nie byłaś
zaproszona!
-Chciałam porozmawiać z
Justinem. Nie z Tobą. Nie odbierasz moich telefonów.
To ostatnie zdanie skierowane
było do mnie. Złapałem Chloe za rękę i stanąłem trochę przed nią. Była zła.
-Bo nie mamy o czym
rozmawiać. Idź stąd.
-Myślałam, że zrozumiałaś to,
o czym rozmawiałyśmy. Od początku wiedziałam, że jesteś głupia.
Chloe wtrąciła się, chcąc
wyrwać rękę z mojego uścisku.
-Skarbie, proszę Cię.
Powiedziałem, ale Chloe
ignorowała mnie.
-Mam gdzieś to, co masz mi
do powiedzenia. Chcę porozmawiać z Justinem. I powiedzieć mu to, co
powiedziałam Tobie.
Spojrzała na mnie.
-Chciałam porozmawiać na
osobności. Ale widzę, że się nie da. To co teraz robię jest najbardziej
zwariowaną rzeczą w moim życiu, ale mam nadzieję, że wiesz co chcę Ci
powiedzieć. Jezu, Justin.. zakochałam się w Tobie. I wiem, że Ty czujesz to
samo. Wszystko zależy od Ciebie.
Zamurowało mnie, ale zanim
zdążyłem jakkolwiek zareagować, Chloe podeszła do Sary i pchnęła ją dość mocno.
-Chloe!
Złapałem ją w pasie i
podniosłem, by odciągnąć ją od Sary. Wiedziałem, że zaraz złapie ją za włosy.
-Postaw mnie na ziemię,
Justin!
Odszedłem kilka kroków i
postawiłem ją, gdy zobaczyłem, że tata zmierza w naszym kierunku. Widziałem na
jego twarzy zdezorientowanie, gdy zobaczył Sarę.
-Co ty tutaj robisz?
-Przepraszam. Chciałam tylko
porozmawiać chwilę z Justinem.
-To nie jest najlepsze
miejsce. Ani moment. W poniedziałek porozmawiamy o twoim zwolnieniu, a teraz proszę
jedź do domu.
Chloe spojrzała na mnie, a
później oboje spojrzeliśmy na tatę. Sara stała jak wryta w ziemie.
-Tato zabierz proszę Chloe.
Puściłem Chloe, a tata
chwycił ją w pasie. Po chwili zostałem sam z Sarą.
-Słyszałeś? Słyszałeś co
powiedział Twój tata? To wszystko przez nią! Jest wariatką a Ty tego nie
widzisz! Ślepo jej bronisz!
Złapałem ją kurczowo za
nadgarstek. Miałem dość jej bezsensownego pierdolenia.
-To Ty jesteś wariatką.
Jakim prawem przychodzisz tutaj i psujesz nam wszystkim wieczór?
-Chciałam..
-Nie przerywaj mi! To ja
poprosiłem o to ojca, Chloe nie ma z tym nic wspólnego. Zachowujesz się, jakbyś
postradała rozumy. Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli się widzieć.
Puściłem jej nadgarstek i
chciałem odejść, ale Sara szybko złapała mnie za ramię.
-Próbowałam Ci tylko
powiedzieć, że chyba Cię kocham..
Otworzyłem zaskoczony usta,
i spojrzałem na nią ze złością. Tego było za wiele.
-Jesteś nienormalna. Jak możesz
mówić takie rzeczy?! Sara, ja nic do ciebie nie czuje.. Oprócz złości.. nie
zepsujesz mojego małżeństwa. Kocham Chloe, i tylko ją. Ty jesteś.. Nie ma u
mnie miejsca dla Ciebie. Jedyne moje uczucie, to.. nienawiść.. nie dzwoń do
mnie więcej, bo i tak zmienię numer. I nie waż się przychodzić do mnie do domu.
Nie chcę Cię więcej widzieć..
Odwróciłem się i ruszyłem w
kierunku altanki. Poluzowałem krawat i opiąłem guzik od koszuli. Miałem ochotę
się napić. Ale najpierw musiałem znaleźć Chloe.
_____________________________
PRZEPRASZAM, ŻE TAKI KRÓTKI :/
Brawo Justin :-) Ale czuje że ta Sarah nie zniknie tak szybko
OdpowiedzUsuńNoo w końcu jej nagadał, ale zgadzam sie z Agą i czuję, że faktycznie może nie zniknąć tak szybko. Świetny rozdział :* Życzę weny, w pisaniu dalszych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńAch chleo i Justin piątka 😂😂 love love love love 😂😍❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń<333
UsuńALE ZAJEBISTY
OdpowiedzUsuń<3
Usuń