sobota, 17 czerwca 2017

Rozdział 15

W głowie miałam naprawdę masę pytań.. Czy dobrze zrobiłam spotykając się z Sarą? Czy Powie Justinowi zanim ja to zrobię? Czy to w ogóle w czymś pomoże? No i najważniejsze jak zareaguje na to Justin?
-Możesz zobaczyć, czy w schowku na pewno jest prezent dla taty? Przez chwilę zwątpiłem.
Z nerwów coraz bardziej bolał mnie brzuch, i trochę zaczęłam żałować, że w ogóle wzięłam do ręki ten telefon. Nie powinnam na niego nawet patrzeć, i wolałabym wcale nie wiedzieć o tych wiadomościach. Justin postąpiłby słusznie, czegokolwiek by w tej sprawie nie zrobił. Żałowałam, że poniosły mnie emocje.
-Chloe?
Przed oczami miałam jej przestraszoną minę, ale po chwili przechodziło mi i już wcale nie było mi jej żal. Od początku za nią nie przepadałam i wiedziałam, że powtórzy się sytuacja z Susan. Ktoś musiał się jej jak najszybciej pozbyć. Cholera.. po za tym nikt nie wiedział tego, co powiedziała mi. Justin nie miał pojęcia, że ona coś do niego czuje. Jak przypomnę sobie słowa, że się w nim zakochała.. to chce mi się wymiotować..
-Skarbie?
Odwróciłam się szybko, spoglądając na skwaszonego Justina. Jego mina mówiła, że coś jest nie tak.
-Słucham?
-Właśnie, że nie słuchasz. Od pięciu minut, bezustannie patrzysz się w jeden punkt za oknem. Co się dzieję?
Poprawiłam się na fotelu unikając jego wzroku. Pasy za mocno wciskały mnie w siedzenie.
-Nic. Po prostu się zamyśliłam.
-Czymś się zamartwiasz?
Cały Justin. Będzie mi wiercił dziurę w brzuchu, aż czegoś ze mnie nie wydusi. Założyłam łokieć na jego siedzenie, bawiąc się delikatnie jego włosami. Uśmiechnął się. Ja też.
-Chyba nie mam powodów do zmartwień, prawda?
Czułam się okropnie.
-Mam nadzieję.
Justin złapał za moją dłoń i przyłożył ją sobie do ust. Złożył na niej kilka długich pocałunków, skręcając pod dom taty. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy zobaczyłam jak Charles odwraca się w nasza stronę i z wielką radością do nas biegnie. Pocałowałam Justina szybko w policzek i wyszłam z auta. Charles szybko wskoczył mi na ręce.

***

Justin
Lubiłem tutaj przyjeżdżać. Siedzieliśmy przy stole w ogromnym ogrodzie pełnym kwiatów. Na środku na potrzeby dzisiejszego dnia postawiono duży parkiet, a w tle leciała muzyka. Wszyscy byli pięknie ubrani a dzieci biegały śmiejąc się i bawiąc. Było dużo ludzi. Lee naprawdę super to zorganizowała. Cieszyłem się widząc ją i tatę szczęśliwych. Pomyśleć, że gdyby nie Chloe, mógłbym teraz tego wszystkiego nie mieć. Spojrzałem na nią. Obserwowała jak Charles skacze na parkiecie z Mell, uśmiechała się do nich co chwilę. Miała na sobie piękną lawendową sukienkę i spięte włosy.  Co jakiś czas zamyślała się, przygryzając przy tym nieświadomie wargę. Spojrzała na mnie, gdy położyłem dłoń na jej kolanie.
-Zatańczysz ze mną?
Uśmiechnęła się i pokiwała głową, że tak. Przez tyle lat małżeństwa przyzwyczaiła się chyba do chodzenia w wysokich butach. Kąciki ust stale mi się podnosiły, gdy obserwowałem jak idzie przede mną. Objąłem ją w pasie a Chloe zarzuciła ręce na moje ramiona. Pocałowałem ją w ramię, a ona chętnie przytuliła się policzkiem do mojego torsu. Przez chwilę zastanawiałem się czy jest jej tak wygodnie. Ruszaliśmy się powoli. Chloe pięknie pachniała. Była jakaś marudna ale i małomówna. Coś od jakiegoś czasu mi nie pasowało.
-Hej, Słoneczko. Dobrze się czujesz?
Przez chwile panowała cisza, ale zaraz pokiwała twierdząco głową.
-Tak.
Zanurzyłem nos w jej włosach i długo pocałowałem. Spojrzałem odruchowo na Maddie i przyłapałem ją na tym, że przygląda się nam. Od dłuższej chwili czułem na sobie jej wzrok. Uśmiechała się szeroko. Puściłem do jej oczko, a ona zaśmiała się bezgłośnie. Skupiłem się jednak znów na mojej księżniczce. Nadal milczała.
-Mam nadzieję, że o nią nie chodzi. Sama nie chciałaś, bym poruszał dziś ten temat. Nie tutaj.
Chloe podniosła głowę i spojrzała na mnie wielkimi oczami. Spuściła po chwili wzrok, zakładając za ucho pasmo włosów. To samo zrobiłem po drugiej stronie.
-Nie. Po prostu odrobinkę boli mnie głowa. Ale to nic takiego. Czuje się lepiej w twoich objęciach.
Uśmiechnąłem się a Chloe poszła w moje ślady.
-Chcesz coś przeciwbólowego? Mogę zapytać..
-Nie. Naprawdę nie trzeba.
Przerwała mi pospiesznie.
-To może.. co powiesz na jakiś deser? Lee upiekła twój ulubiony sernik. Wiem, że chcesz, chodź.
Splątałem nasze palce, a Chloe szeroko się uśmiechnęła. Chyba brakowało jej cukru.
-Charles będzie jutro spał do południa, jak się tak wybiega.
Odezwała się, gdy staliśmy przy szwedzkim stole. Miała racje. Małego było dziś naprawdę pełno. Siedział już chyba na kolanach u każdego gościa i przyjmował różne drobne słodkości.
-Jest tutaj chyba najbardziej energiczny.
Odstawiłem talerzyk, gdy poczułem w kieszeni wibrację. Wyciągnąłem telefon i zamurowało mnie, gdy zobaczyłem, że to znowu ona. Ścisnęło mnie w środku, a Chloe spuściła wzrok i odłożyła łyżeczkę. Odwróciła się i ruszyła w całkiem inną stronę niż reszta gości. Wcisnąłem czerwona słuchawkę, i ruszyłem biegiem za mną.
-Chloe, dokąd idziesz?
Obawiałem się, że znów zacznie się kłótnia. Nie potrzebna zresztą.
-Chcę pobyć chwilę sama. Możesz wracać do reszty.
Mówiła nieco głośniej, tak żebym słyszał zza jej pleców. Nie miała zamiaru się zatrzymywać.
-Zaczekaj proszę.
Nie spodziewałem się, że stanie tak gwałtownie. Odwróciła się do mnie, miała poważną minę.
-Mam tego dość. Dobija się do Ciebie gdy jemy śniadanie, gdy robimy zakupy, a nawet, gdy jesteśmy w łóżku. Jej telefon przerwał nam już kilka razy. I to połączenie sprzed chwili był ostatnim. Rozmawiałam z nią dziś.
Odwróciła się dalej idąc w kierunku bramy. Zaskoczyła mnie tym, ale wiedziałem już o co chodziło jej prawie cały dzień.  Podbiegłem do niej i chwyciłem ją za rękę. Nie wyrywała się. Objąłem ją pośpiesznie w pasie i przyciągnąłem do siebie. Chciałem, żeby na mnie spojrzała.
-Rozmawiałyście? Kiedy? I o czym? Przecież miałem to załatwić z ojcem.
Spojrzała w stronę ulicy. Szybko poszedłem w jej ślady.
-Puść mnie.
Powiedziała, a mnie zamurowało. Sara stała na chodniku. Co ona kurwa tutaj robiła? Nie mogłem powstrzymać Chloe. Ruszyłem za nią.
-Czego tutaj szukasz? Nie byłaś zaproszona!
-Chciałam porozmawiać z Justinem. Nie z Tobą. Nie odbierasz moich telefonów.
To ostatnie zdanie skierowane było do mnie. Złapałem Chloe za rękę i stanąłem trochę przed nią. Była zła.
-Bo nie mamy o czym rozmawiać. Idź stąd.
-Myślałam, że zrozumiałaś to, o czym rozmawiałyśmy. Od początku wiedziałam, że jesteś głupia.
Chloe wtrąciła się, chcąc wyrwać rękę z mojego uścisku.
-Skarbie, proszę Cię.
Powiedziałem, ale Chloe ignorowała mnie.
-Mam gdzieś to, co masz mi do powiedzenia. Chcę porozmawiać z Justinem. I powiedzieć mu to, co powiedziałam Tobie.
Spojrzała na mnie.
-Chciałam porozmawiać na osobności. Ale widzę, że się nie da. To co teraz robię jest najbardziej zwariowaną rzeczą w moim życiu, ale mam nadzieję, że wiesz co chcę Ci powiedzieć. Jezu, Justin.. zakochałam się w Tobie. I wiem, że Ty czujesz to samo. Wszystko zależy od Ciebie.
Zamurowało mnie, ale zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Chloe podeszła do Sary i pchnęła ją dość mocno.
-Chloe!
Złapałem ją w pasie i podniosłem, by odciągnąć ją od Sary. Wiedziałem, że zaraz złapie ją za włosy.
-Postaw mnie na ziemię, Justin!
Odszedłem kilka kroków i postawiłem ją, gdy zobaczyłem, że tata zmierza w naszym kierunku. Widziałem na jego twarzy zdezorientowanie, gdy zobaczył Sarę.
-Co ty tutaj robisz?
-Przepraszam. Chciałam tylko porozmawiać chwilę z Justinem.
-To nie jest najlepsze miejsce. Ani moment. W poniedziałek porozmawiamy o twoim zwolnieniu, a teraz proszę jedź do domu.
Chloe spojrzała na mnie, a później oboje spojrzeliśmy na tatę. Sara stała jak wryta w ziemie.
-Tato zabierz proszę Chloe.
Puściłem Chloe, a tata chwycił ją w pasie. Po chwili zostałem sam z Sarą.
-Słyszałeś? Słyszałeś co powiedział Twój tata? To wszystko przez nią! Jest wariatką a Ty tego nie widzisz! Ślepo jej bronisz!
Złapałem ją kurczowo za nadgarstek. Miałem dość jej bezsensownego pierdolenia.
-To Ty jesteś wariatką. Jakim prawem przychodzisz tutaj i psujesz nam wszystkim wieczór?
-Chciałam..
-Nie przerywaj mi! To ja poprosiłem o to ojca, Chloe nie ma z tym nic wspólnego. Zachowujesz się, jakbyś postradała rozumy. Mam nadzieję, że więcej nie będziemy musieli się widzieć.
Puściłem jej nadgarstek i chciałem odejść, ale Sara szybko złapała mnie za ramię.
-Próbowałam Ci tylko powiedzieć, że chyba Cię kocham..
Otworzyłem zaskoczony usta, i spojrzałem na nią ze złością. Tego było za wiele.
-Jesteś nienormalna. Jak możesz mówić takie rzeczy?! Sara, ja nic do ciebie nie czuje.. Oprócz złości.. nie zepsujesz mojego małżeństwa. Kocham Chloe, i tylko ją. Ty jesteś.. Nie ma u mnie miejsca dla Ciebie. Jedyne moje uczucie, to.. nienawiść.. nie dzwoń do mnie więcej, bo i tak zmienię numer. I nie waż się przychodzić do mnie do domu. Nie chcę Cię więcej widzieć..
Odwróciłem się i ruszyłem w kierunku altanki. Poluzowałem krawat i opiąłem guzik od koszuli. Miałem ochotę się napić. Ale najpierw musiałem znaleźć Chloe.
 _____________________________
PRZEPRASZAM, ŻE TAKI KRÓTKI :/


7 komentarzy:

  1. Brawo Justin :-) Ale czuje że ta Sarah nie zniknie tak szybko

    OdpowiedzUsuń
  2. Noo w końcu jej nagadał, ale zgadzam sie z Agą i czuję, że faktycznie może nie zniknąć tak szybko. Świetny rozdział :* Życzę weny, w pisaniu dalszych rozdziałów :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach chleo i Justin piątka 😂😂 love love love love 😂😍❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)