Chloe
Oparłam kule z boku zlewu,
próbując utrzymać równowagę. Miałam nadzieję, że zdążę wrócić do łóżka, zanim
ktokolwiek zauważy, że mnie nie ma. Nie miałam zamiaru tłumaczyć się, że
naprawdę musiałam siusiu a robienie tego w takich okolicznościach do jakich
byłam zmuszona, były lekko krępujące. Poza tym nie rozumiałam, dlaczego cały
czas byłam podłączona do tych wszystkich kabelków, skoro nie było ze mną już
tak źle. Nie mogłam doczekać się, aż Justin przyjedzie z moimi rzeczami i w
końcu opuszczę to miejsce. Puściłam wodę i spojrzałam w lusterko. Chyba nie
wyglądałam najlepiej, przerażały mnie zadrapania na policzku. Miałam też
podkrążone jak nigdy oczy i bladą cerę. Nie mogłam na siebie patrzeć. Złapałam
się kurczowo zlewu, gdy usłyszałam, że ktoś głośno zamyka drzwi od sali.
-Chloe?
Maggy. Chciałam złapać kulę,
ale osunęła mi się na ziemię, robiąc przy tym trochę hałasu. Zakręciło mi się w
głowie i poczułam ból. Nie zdążyłam się zorientować kiedy przyjaciółka
wparowała do łazienki.
-Chloe, wszystko w porządku?
-Tak, zakręciło mi się
jedynie w głowie.
Wyjaśniłam pośpiesznie, gdy
spojrzałam na jej przerażony wyraz twarzy. Złapałam się odruchowo za głowę,
miałam przez chwilę wrażenie, że się przewrócę.
-Dlaczego w ogóle wstajesz
sama z łóżka? Mam zawołać lekarza?
-Nie. Jest Justin?
-Rozmawia z pielęgniarką.
Maggy podała mi kule a ja
uśmiechnęłam się. Byłam pewna, że jeżeli się wygada, Justin zmieni zdanie. Nie
mogłam do tego dopuścić.
-Nie mów mu, ok? Jest w
porządku.
Wyprostowała się, patrząc na
mnie z nieodgadnionym wzrokiem. Chyba myślała nad moją prośbą i zastanawiała
się jednocześnie czy naprawdę nic mi nie jest. Pokiwała lekko zauważalnie głową
a ja poczułam ulgę.
-Przepuścisz mnie?
Maggy z prędkością światła
zeszła mi z drogi, przyglądając się temu, jak radze sobie z kulami. Gdy weszłam
do sali, zauważy9łam rozglądających się po pomieszczeniu Justina i zabawnego,
młodego lekarza. Wiedziałam, że za chwilę zostanę zawalona pytaniami, albo co
gorsza dostanę ochrzan, musiałam przemówić pierwsza.
-Jestem gotowa.
Uśmiechnęłam się szeroko
mając nadzieję załagodzić sytuację.
***
Siedziałam na miejscu
pasażera, pochłaniając wzrokiem wszystko co tylko minęliśmy na drodze, miałam
dość siedzenia w czterech ścianach. Mimo, że słońce się schowało, pogoda i tak
była przyjemna. Wróciłam do świata żywych, gdy Justin znów położył dłoń na moje
udo. Co pięć minut zwracał na siebie moją uwagę, pytając wzrokiem, czy oby na
pewno nic mi nie jest i niczego nie potrzebuje, mimo że jechaliśmy dopiero
piętnaście minut. Położyłam swoją dłoń na jego, splatając przy tym nasze palce
i uspakajając go tym. Maggy siedziała z tyłu i prawie w ogóle się nie odzywała.
Chciało mi się śmiać, gdy Justin przywołał jej temat, zupełnie jakby czytał mi
w myślach.
-Coś jej chyba dolega. Gdy
wcześniej zajmowała Twoje miejsce, buzia jej się nie zamykała. Trochę zaczynam
się martwić.
-Bieber, ja to słyszę.
Skomentowała Maggy i wszyscy
zaczęliśmy się śmiać. Spojrzałam za ramię, a przyjaciółka wysłała buziaka w
powietrze, pod moim adresem. Odpowiedziałam jej szczerym uśmiechem.
-Rozmawiałeś z moimi
rodzicami?
Spojrzałam na skupionego za
kierownicą Justina. Uniósł brwi, układając usta w cienką linię. Nie wiedziałam
za bardzo co ma na myśli.
-Tak. Podobno nalegałaś,
żeby jak najszybciej wrócili do domu, więc kupiłem bilety. Sam w drodze do domu
zawiezie ich na lotnisko.
-Dzisiaj?
-Tak, wieczorem.
Justin spojrzał na mnie,
jakby nie rozumiał mojego zaskoczenia. Przecież tego właśnie chciałam. Poczułam
skręcanie w brzuchu i potrzebę wyjaśnienia mu tego. Zabrałam swoją dłoń z dłoni
Justina. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Nie chciałam, żeby mama
zawalała przeze mnie pracę. To nie jest potrzebne, powiedziałam, że wystarczy,
że Ty się mną zaopiekujesz.
-To prawda. Tego akurat
możesz być pewna.
Uśmiechnął się a mi ulżyło.
Przejechał kciukiem kilka razy po mojej nodze i zabrał rękę. Przygryzłam wargę,
gdy podjechaliśmy pod dom. Gdy silnik zgasł, złapałam za klamkę, ale Justin
uprzedził mnie, spoglądając surowym wzrokiem.
-Zaczekaj.
Wyszedł z auta, a ja
obserwowałam jak szybko je okrąża, by znaleźć się po mojej stronie. Otworzyłam
drzwi, a Justin ostrożnie złapał mnie na ręce i wyciągnął. Objęłam mocniej jego
szyję, a Justin pocałował mnie w czoło. Maggy szybko znalazła się obok,
zabierając ze sobą moje kulę. Teraz to naprawdę czułam się jak kaleka, gdy
każdy obok mnie chodził i zachowywał się, jakbym była ze szkła. Nie było mi z
tym do końca dobrze. Złapałam za klamkę, gdy Justin znalazł się przy drzwiach.
Zanim za nią pociągnęłam spojrzałam na Justina, który mówił do mnie o wiele
ciszej niż jeszcze przed chwilą.
-Cieszę się, że jesteś w
domu.
Pocałował mnie w nos, a ja
się zaśmiałam. Ja też się naprawdę z tego powodu cieszyłam. Nie sądziłam
jednak, że wszyscy specjalnie dla mnie zbiorą się w jednym miejscu.
-Och, córeczko.
Mama wstała szybko z kanapy,
gdy Justin wszedł ze mną do salonu. Nad wejściem na sklejonych kartkach papieru
widniał kolorowy napis „Witamy w domu”.
Zrobiło mi się ciepło na sercu, gdy zdałam sobie sprawę ile pracy musiał
włożyć w to mój syn. Miałam ochotę się rozpłakać. Justin ostrożnie postawił
mnie na podłodze, a Maggy podała kule. Musiałam się do nich na jakiś czas
przyzwyczaić.
-Mamo!
Charles wstał w podłogi,
gdzie układał chyba puzzle i rzucił się biegiem w moją stronę. Justin w
ostatniej sekundzie wyszedł przede mnie i podniósł go szybko na ręce. Było
pewne, że gdyby nie jego interwencja, mogłabym nie ustać. Mama zaraz za nim,
objęła mnie ostrożnie za szyję, i ucałowała w czoło. Zrobiło się nagle głośno,
każdy z każdym zaczął dyskutować.
-Chcieliśmy zrobić Ci
niespodziankę, mam nadzieję, że to dla Ciebie nie za dużo.
-Jest w porządku, mamo.
Spojrzałam na Justina, który
postawił Charlesa na podłodze.
-Powoli.
Mały wtulił głowę w moje
nogi, a Justin nachylił się do ucha, żebym mogła go bardziej słyszeć.
-Wiem, że potrzebny Ci
spokój. Wszyscy wracają dziś do domu oprócz Maggy i Johnny’ego. Zaproponowałem,
że mogą zostać w domu nad wodą, zostawiłem im klucze. Nie masz nic przeciwko?
Uśmiechnęłam się szeroko, bo
nie spodziewałam się, że będzie taki miły w stosunku do Johnny’ego. Pokiwałam
głową.
-Jasne, że nie. Cieszę się,
że to zrobiłeś. Dziękuję.
-Nie dziękuj. Pójdę do auta
po Twoje rzeczy.
Po raz kolejny pocałował
mnie w włosy i zniknął. Spojrzałam na liczbę ludzi w salonie i wzięłam głębszy
oddech.
***
Siedziałam na kanapie w
salonie z Justinem i Johnnym, a Maggy u góry usypiała Charlesa. Pojutrze
wyjeżdżali i powiedziała, że chce się nim jeszcze nacieszyć. Byłam trochę zmęczona,
dopiero pięć minut temu dom zrobił się pusty. Mimo wszystko ciężko było mi się
pożegnać z rodzicami. Zresztą z Samem i Ashley też. Widywaliśmy się
sporadycznie. Justin siedział obok mnie i oparty o kanapę bawił się moimi
włosami. Czułam, że brakuje mi jego dotyku, od kilku dni starał się na mnie
uważać i obchodził się ze mną jak ze szkłem. Ale cieszyło mnie to, że dobrze
dogadywał się z Johnnym, nie wiem co przez czas mojego pobytu w szpitalu
zdążyło się zmienić, ale pasowało mi to. W sumie oprócz zmęczenia nie
odczuwałam żadnych większych boleści. Naprawdę czułam się lepiej. Odwróciłam
się w stronę schodów, gdy usłyszałam Maggy. Weszła do nas wolnym krokiem,
uśmiechając się.
-Charles śpi jak aniołek. No
a my chyba będziemy się zbierać. Musisz odpocząć.
Uśmiechnęłam się jedynie,
wiedziałam że naprawdę dobrze mnie rozumie. Jedyne o czym teraz marzyłam to kąpiel
w wannie. Byłam wdzięczna, że usypianie Charlesa mamy z głowy.
-Wpadniemy jutro.
Maggy zabrała swoją torebkę
a pozostała dwójka wstała z kanapy. Chwyciłam za kulę, ale Justin mnie szybko
powstrzymał.
-Nie trzeba, odprowadzę ich.
Uśmiechnął się i po chwili
zostałam sama.
-Pa, Chloe. Do jutra.
-Papa.
Tak cudownie czułam się
siedząc na swojej własnej kanapie w swoim własnym domu. Coś jednak nie pasowało
mi w Justinie. Zastanawiało mnie czy to, że jestem w nienajlepszym stanie jest
jedynym powodem, dla którego trzyma taki dystans. Spojrzałam w jego stronę, gdy
wszedł z powrotem do pokoju. Podszedł do kanapy i kucnął przy oparciu obok
mnie. Założył kosmyk moich włosów za ucho i zamyślony zmrużył oczy.
-Zmęczona?
-Odrobinę.
-Zanieść Cię do łóżka?
Zaśmiałam się cicho. W jego
ustach brzmiało to tak, jakby było to czymś normalnym i na początku dziennym.
Był kochany.
-Nie trzeba, poradzę sobie.
Musze się do tego przyzwyczaić.
Spojrzałam na kulę. Miałam
jednak na tyle szczęścia, że nie wylądowałam w gipsie. Za kilka dni powinnam
chodzić o własnych siłach.
-To może jesteś głodna?
-Nie, chciałabym tylko wziąć
kąpiel.
-Hmm.. Z mnóstwem piany i
świeczkami?
-Ze świeczkami?
Uśmiechnęłam się, a Justin
wstał i wziął mnie na ręce. Objęłam go za szyję, przyglądając się jego twarzy.
Miał większy zarost niż zazwyczaj, włosy też były dłuższe. Przejechał swoim
nosem po moim i wszedł na schody. Wydawało się, że noszenie mnie nie sprawia mu
najmniejszego problemu.
-Chyba, że masz jakieś inne
wymagania. Co do świeczek. Dziś jestem w stanie spełnić każdą Twoją zachciankę.
To brzmiało naprawdę
kusząco. Jedyne czego tak naprawdę chciałam w tej chwili oprócz gorącej wody to
zanurzyć palce w jego przydługich włosach i poczuć na skórze jego usta. Miałam
dość tego dystansu. Musiałam jednak działać powoli.
-Dziękuję. Piana i świeczki
w zupełności wystarczą.
-Się robi.
Justin wszedł do sypialni i
lekkim kopnięciem nogi zamknął drzwi. W drodze do łazienki bacznie przyglądałam
się sypialni, pachniało tu Justinem jeszcze bardziej niż zwykle. Chyba naprawdę
zdążyłam się mocno stęsknić. Gdy weszliśmy Justin ostrożnie posadził mnie na
pralce i pocałował w czoło. Znowu.. Odetchnęłam.
-Siedź tu przez chwilę i się
nie ruszaj.
Pokiwałam twierdząco głową,
a Justin zniknął za drzwiami. Wrócił po chwili z opakowaniem czerwonych i
pomarańczowych świeczek. Przygryzłam z zadowoleniem wargę. Podszedł do wanny,
puścił do niej wodę i nalał odrobinkę olejku jaśminowego. Od razu zrobiło się
przyjemniej. Wyciągnął z tylnej kieszeni spodni ogień i zabrał się za
rozstawianie świeczek po całej łazience. Uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Zamierzasz wykąpać się
razem ze mną?
Odwrócił się w moją stronę i
lekko uśmiechnął. Chyba się wahał.
-Proszę. Bardzo bym tego
chciała.
Dodałam, bo czułam, że
zastanawia się czy powinien. Nie wiedziałam dlaczego się tak zachowuje.
-Dobrze.
Zgodził się i wrócił do
zapalania świeczek. Po chwili podszedł do światła i je zgasił. Łazienka w takim
stanie była bajeczna. Wystarczająco jasna ale nie za bardzo. Podszedł do mnie i
zaczął odpinać guziczki od bluzki. Poczułam dreszcz rozkoszy, mimo że na razie
dotykał mnie jedynie przez materiał.
-Pomogę Ci się rozebrać.
Złapał za dół bluzki i
przeciągnął mi ją powoli przez głowę. Skrzywił się lekko, gdy zobaczył małe
zadrapania tuż pod moim ramieniem, na dekolcie. Były małe. Chciałam coś
powiedzieć, ale stwierdziłam, że lepiej będzie gdy wcale się nie odezwę.
Domyślałam się, że ma teraz w głowie to jak to się stało i przez kogo. Dla mnie
było to już męczące, ale Justin nadal mocno się tym zadręczał.
-Co dalej?
Przerwałam ciszę, a Justin
złapał za guzik od moich spodni i go odpiął. Robił wszystko bardzo powoli.
-Dlaczego się tak
zachowujesz?
-Jak?
-Starasz się mnie w ogóle
nie dotykać. Nie całujesz mnie.
Spojrzał na mnie szeroko
otwartymi oczami, uchylając przy tym lekko usta. Spuściłam wzrok, gdy
zobaczyłam w jego oczach ból. To wszystko było dziwne.
-Chloe..
-Bądź ze mną szczery.
Przez chwile był nadal
poważny, ale zaraz się uśmiechnął. Lekko ale zauważalnie. Poczułam na policzku
jego palce.
-Kochanie.. chodzi o to,
że.. nienawidzę patrzeć na Ciebie w takim stanie.
Odruchowo chwyciłam za
bluzkę, która leżała obok mnie. Justin zareagował natychmiast, zabierając ją
ode mnie i rzucając na podłogę.
-Nie zrozumiałaś. Eh.. to
trudne, ale.. chodzi mi to, że wiem, że to przeze mnie. W tym wszystkim chodzi
o mnie. To przeze mnie dzieje się to wszystko. Jeśli ktoś z jakiegoś powodu
chce mścić się na mnie, za cel obiera sobie Ciebie. Wie, że to dla mnie
najgorsza kara. Wie, że jesteś moją największą słabością, i to zaboli mnie
najbardziej. Nie radze sobie ze świadomością, że to przeze mnie. To tylko i
wyłącznie moja wina. Gdyby nie ja, to nic takiego nie miałoby miejsca..
-Justin..
Przerwałam mu, bo nie dałam
rady tego dłużej słuchać. Dla mnie to wcale nie było tak. Nie chciałam, żeby
Justin się o to obwiniał.
-Boję się, że zrobię Ci
większą krzywdę..
-Gdy mnie dotkniesz?
Chciałam coś jeszcze dodać,
ale załamał mi się głos, gdy zabrał rękę. Potrzebowałam chwili, żeby się
uspokoić. Wewnątrz. Panowała między nami cisza.
-To, że trzymasz się ode
mnie z daleka boli jeszcze bardziej. Wszystko, czego pragnę i co naprawdę może
mi pomóc to Twoja bliskość. Ty mi pomagasz a nie szkodzisz. Nie możesz myśleć,
że to Twoja wina, bo tak wcale nie jest. „ W zdrowiu i chorobie, w szczęściu i
niezgodzie..” pamiętasz? Jestem częścią Ciebie, więc jestem w tym z Tobą. Więc
pocałuj mnie w końcu.
-Chloe..
-Proszę..
Wpatrywaliśmy się w siebie
przez chwilę, a ja coraz bardziej potrzebowałam jego dotyku. Zamknęłam oczy,
gdy przejechał powoli knykciami po moim policzku. Zjechał kciukiem w dół szyi i
wplątał palce w moje włosy, odgarniając je przy tym do tyłu. Otworzyłam usta,
gdy poczułam na skórze oddech Justina. Wstrzymałam na moment powietrze, gdy
poczułam jego wargi na swoich. Moje dłonie szybko powędrowały do jego koszuli,
gdy przybliżył się do mnie na centymetry. Pociągnął moje włosy lekko w dół, by
móc pogłębić pocałunek. W jednej chwili z delikatnego jak piórko zmienił się w
zachłanny i długo wyczekiwany. Justin podniósł mnie delikatnie i przesunął
bardziej do ściany. Zsunął z mojego tyłka dżinsy i posadził mnie na zimnej
powłoce. Ścisnął moje udo, a ja objęłam go w pasie jedną nogą. Czułam, że
zaczyna mi brakować powietrza, ale nie chciałam przerywać pocałunku. Swoim
zachowaniem Justin pokazywał jak bardzo za mną tęskni, mimo że jestem obok. Tak
bardzo chciałam, żeby jego troski zniknęły.
-Kocham Cię Justin. I zawsze
będę. To co się stało nie ma na to żadnego wpływu.
Mówiłam pomiędzy
pocałunkami.
Uffff dobrze ze chleo powili wraca do zdrowi ❤️❤️ A Justin to ideał ideałów 😂😍
OdpowiedzUsuńOmg to jest TAKIE piękne... Myślałam, że porycze się... „ W zdrowiu i chorobie, w szczęściu i niezgodzie..” , to takie piękne... <3
OdpowiedzUsuńAdm. /Misia