Chloe
-Mamo, naprawdę nie powinnaś
się mną przejmować. Ze mną i z dzieckiem jest w porządku. Nic mi nie jest,
jestem w dobrych rękach. Doskonale wiesz, że gdy stąd wyjdę, nikt nie zajmie
się mną lepiej niż Justin. Nie chcę, żebyś zawalała dla mnie pracę.
Rozmowa z moją mamą nie była
wcale taka łatwa, ale domyślałam się, że tak będzie. Doceniałam jej troskę i
bardzo cieszyłam się jej obecnością, zarówno jej jak i taty, ale nie było
konieczne, żeby zostawali na kolejne dni. Po pierwsze naprawdę nie chciałam,
żeby brała z pracy niepotrzebnie wolne, a po drugie.. przekonanie jej, żebym
wyszła jutro ze szpitala będzie morderczo trudne. Nie wspominając już o
Justinie. Wystarczyła mi rozmowa z nim. Dwie takie by mnie przerosły. Jestem
przekonana, że to będzie wystarczająco męczące. Mama chwyciła mocniej moją dłoń
i zacisnęła na moment powieki. Toczyła w środku walkę ze samą sobą.
-Córeczko, ja po prostu
bardzo się o Ciebie martwię. O Twoje zdrowie. Wiem, że jesteś w dobrych rękach,
ale to nie zmienia faktu, że tak strasznie chcę przy Tobie być.. Nie dasz się
przekonać?
Uśmiechnęłam się
pocieszająco, ale na nic się to chyba nie zdało.
-Mamo, proszę zakończmy ten
temat. Sam kupi Wam bilety, dobrze?
-Ależ Ty jesteś uparta.
-Nic mi nie jest.
-No dobrze.
Uśmiechnęłam się naprawdę
szczerze, a mama pokiwała zrezygnowana głową. W końcu też podniosły się jej
kąciki ust i poczułam ulgę. Miałam nadzieję, że ta rozmowa jest już zakończona.
-Powinnaś iść, czekają na
Ciebie.
Reszta pożegnała się ze mną
już jakieś dwadzieścia minut temu i pewnie zniecierpliwieni czekają w aucie.
Bardzo się cieszyłam, że spędzili tu trochę czasu, tak strasznie tęskniłam za
Charlesem, i rozpłakałam się od razu, gdy tylko on zaczął zanosić się płaczem.
On także nie lubił szpitali i nie czuł się w nich dobrze. Miałam nadzieję na
jak najszybszy powrót do domu.
-Masz rację. Trzymaj się,
Kochanie. W razie czego dajcie mi od razu znać, błagam Cię.
Mama wstała i mocno
ucałowała mnie w policzek. Przekręciłam oczami, śmiejąc się przy tym.
-Jasne mamo.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Wcale się nie spiesząc
podeszła do drzwi, biorąc do ręki płaszczyk . Na zewnątrz było ciepło, więc nie
był jej nawet za bardzo potrzebny. Pomachała mi, a ja się uśmiechnęłam. Gdy
zostałam sama wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Nie z ulgi, czy dlatego,
że miałam dość odwiedzin, ale było to dla mnie odrobinę męczące. Cisza była
miła. Mimo to i tak nie mogłam się doczekać aż przyjedzie Maggy. No i Justin.
Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam, że otwierają się drzwi. Podniosłam się na rękach,
gdy zobaczyłam, że to lekarz. Widziałam go tutaj wcześniej tylko raz. Był
młody, wysoki i przystojny. Miał lekki czarny zarost. Poczułam się nagle
niezręcznie, że nie wyglądam za bardzo reprezentacyjnie. Nie wiem skąd ta myśl.
Przełknęłam ślinę, gdy mężczyzna przysunął sobie krzesełko blisko mojego łóżka
i swobodnie się na nim rozsiadł.
-Witam, jak się czuje nasza
piękność?
Poczułam, że moje policzki
nabierają koloru. Spuściłam wzrok na palce, skąd u mnie taka nagła nieśmiałość?
Jest po prostu miłym lekarzem, to nic wielkiego.. Z powrotem na niego
spojrzałam, poprawiając za ucho kosmyki, które i tak nie potrzebowały
uporządkowania. Chyba powinnam się odezwać.
-Dzień dobry. Czuje się
naprawdę dobrze.
Może było to lekko
przesadzone, ale chyba powinnam z nim porozmawiać. Wydawał się dużo milszy od
poprzedniego lekarza i coś mi mówiło, że z nim ta rozmowa pójdzie mi lepiej.
-Wyniki są naprawdę lepsze
niż wczoraj. Tata mówił mi, że trochę go to zaskoczyło. Będziesz mieć
dzidziusia?
Tata? Musiał mówić o tym starszym
lekarzu. Chyba obydwoje się mną zajmują. Szczerze się uśmiechnęłam. Tak,
fasolce nic nie dolega. Pokiwałam głową.
-Tak. Możemy porozmawiać?
-Oczywiście, po to tutaj
jestem. Zostałem oddelegowany przez pielęgniarkę. Jesteś ulubienicą Mariah,
mimo że znamy Cię tak krótko.
Uf, poczułam ulgę. To trochę
ułatwiało sprawę, ale i tak nie wiedziałam jak mam zacząć.
-W takim razie o czym chcesz
porozmawiać?
Podciągnęłam pościel pod
obolałą klatkę piersiową.
-Czy jeśli naprawdę jest ze
mną lepiej niż można by się spodziewać, to.. kiedy mogłabym wrócić do domu?
Mówiłam coraz ciszej, i
widziałam, że trochę go to rozbawiło. Jakby od razu wiedział, że o to mi
chodziło.
-Zbite żebra potrzebują
czasu, czy tutaj, czy w domu. Z nogą jest podobnie, jeśli chcesz się poruszać,
przez jakiś czas potrzebne Ci będą kule, ale jeśli chodzi o uraz głowy.. To nic
poważnego, ale lepiej byłoby, gdybyśmy mieli Cię na oku. Bywa różnie.
-A co z dzieckiem?
Przełknęłam ciężko ślinę.
-Nie musisz się o nie
martwić. Chodzi o zregenerowanie Twoich sił ogólnie. Widziałem Twoje
wcześniejsze wyniki, masz problemy z krwią. W Twoim organizmie przetacza się
mniejsza jej ilość, niż bywa to u każdego innego zdrowego człowieka. Tak się
zdarza i da się z tym żyć. Występują u Ciebie częste krwotoki z nosa lub silna
miesiączka?
Poczułam się lekko
zakłopotana, ale ta rozmowa była taka.. przyjazna. Naprawdę chciałam się
dowiedzieć czegoś więcej, a on był chętny do rozmowy. Ciekawiło mnie to, więc
pokiwałam twierdząco głową. Onieśmielała mnie jedynie jego uroda, gdyby nie to,
rozmowa byłaby prostsza.
-Tak myślałem. Chodzi o to,
że masz za mało krwi a i tak tracisz jej więcej niż powinnaś. Przy porodzie
może być to kłopotliwe. Możesz stracić zbyt dużo krwi i potrzebować jej od
kogoś innego.
Otworzyłam usta, gdy
poczułam jak zasycha mi w gardle. Lekarz uśmiechnął się, moje przerażenie
musiało być wyraźnie widoczne. Odruchowo złapałam się za brzuch.
-Nie musisz się tym
przejmować, najważniejsze, żebyś zdrowo się odżywiała, widząc po Tobie nie jesz
za wiele.
Uśmiechnął się ale nie
przestawał mówić.
-No i musisz brać witaminy.
Dużo witamin. Zapewniam Cię, że będzie dobrze.
Nie słyszałam takich
szczegółów od żadnego poprzedniego lekarza. Trochę mnie zmartwił ale i
pocieszył. Jeśli z dzieckiem naprawdę jest dobrze, to chciałam pojechać do
domu.
-Jeśli mój pobyt tutaj nie
jest aż tak konieczny, to.. czy mogę
wrócić do domu?
-Nie lubisz szpitali,
prawda?
Znów się uśmiechnął. Oparłam
się swobodnie o poduszkę i odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
-Nienawidzę. Czuję się tu
jeszcze bardziej chora niż jestem.
Mężczyzna skrzyżował ręce na
piersi i spojrzał na mnie z pod przymrużonych oczu.
-Jak długo dasz radę tu
jeszcze wytrzymać?
-Chcę wyjść stąd już dziś.
Zaśmiał się, a mnie ścisnęło
coś w brzuchu.
-Na to nie mogę się zgodzić.
Ale jeśli jutro Twoje wyniki będą o tyle lepsze co dzisiejsze od wczorajszych,
to mogę na to pójść.
Zaśmiałam się. Robił
śmieszna minę i próbował mnie rozśmieszyć. Albo pocieszyć.
-Idziesz na to?
-Jasne.
Odpowiedziałam pośpiesznie.
Nie było to aż takie złe rozwiązanie. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Justinem.
Na to potrzebowałam trochę czasu. Miałam przed sobą całą noc.
-W takim razie zostawiam
Cię. Miło się rozmawiało, ale mam jeszcze kilku pacjentów. Jestem wdzięczny za
ten uśmiech. Jest zaraźliwy.
Przedłużył nieco spojrzenie
i wstał z krzesła. Zaskoczyło mnie to i nie bardzo wiedziałam, co powinnam mu
odpowiedzieć. Zdążył opuścić salę, zanim byłam w stanie ruszyć w ogóle głową.
***
Szczerze trochę mnie martwił
fakt jakichkolwiek komplikacji podczas porodu, ale szybko odsunęłam od siebie
tę myśl. Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny miał zjawić się Justin. I Maggy
i Sam. Usłyszałam ciche pukanie, a później nieśmiało otwierające się drzwi.
Długo nikogo nie widziałam, jakby ten ktoś wahał się czy na pewno chce wejść.
Gdy w już końcu zauważyłam dziewczynę, gwałtownie zaciągnęłam się powietrzem.
Tak mocno, że poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Tak wielki, jak wtedy,
gdy dopiero się obudziłam. Sara stanęła w połowie drogi do mojego łóżka, gdy
aparatura zaczęła nagle piszczeć w dziwnym tempie. Zamknęłam oczy, próbując się
uspokoić. Działało. Ale bałam się otworzyć oczy. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy
usłyszałam jej głos.
-Chloe..
-Wyjdź stąd, nie powinno Cię
tu być.
Starałam się być spokojna,
ale Sara podeszła pośpiesznie do łóżka i złapała się kurczowo metalowej
obręczy. Zaczynałam się niepokoić.
-Wiem, ale chcę z Tobą
porozmawiać. Daj mi pięć minut. Błagam Cię o to.
Przewiercała mnie na wylot
proszącym wzrokiem. Nie odpowiedziałam, co przyjęła za zgodę. Usiadła na
krześle, na którym wcześniej siedział lekarz. Trzymała jednak znacznie większy
dystans niż on. Nie wiedziałam jak mam się zachować, nie wiedziałam co
powiedzieć, i czy w ogóle powinnam się odzywać.
-To nie miało być tak.. Nikt
nie chciał, abyś tu trafiła.. ani zrobić Ci krzywdy, Mack..
-Mack? Byłaś w to
zamieszana?... To nie był wypadek?! To nie był wypadek..
Mówiłam bardziej do siebie.
Nie mogłam w to uwierzyć.. nienawidziłam ich całą sobą. Robiło mi się
niedobrze.
-Miał Cię tylko nastraszyć,
ja.. to nie miało tak być. Nikt tego nie chciał, nie powinnaś się tu znaleźć.
-Jestem tu przez Was. Gdyby
z dzieckiem..
Załamał mi się głos,
poczułam jak łzy spływają po moim policzku. Nie chciałam dłużej na nią patrzeć.
Chciałam, żeby sobie stąd poszła.
-Chloe tak strasznie Cię
przepraszam. Wiem, że zrobiłam ogromne świństwo, ale proszę Cię.. powiedz
Justinowi, żeby cofnął oskarżenie. To zniszczy mi życie…
Obie spojrzałyśmy gwałtownie
w stronę drzwi, gdy Justin znalazł się nagle w drzwiach. Widok jego przerażonej
twarzy był okropny. Tak, było pewne, że to zniszczy jej życie i wiedziałam, że
Justin nie odpuści. Zacisnęłam powieki. Chciałam, żeby to się w ogóle nie
działo..
-Wyjdź stąd..
-Justin..
-No wynoś się!!
Zakryłam twarz dłońmi, gdy
usłyszałam jego przeraźliwy krzyk. Nigdy nie podnosił na nikogo głosu tak
bardzo jak w tej chwili. Sara przypominała mi Susan, obie były wariatkami i
obie były zdolne do wszystkiego, nie chciałam, żeby to się powtarzało. Poczułam
na sobie czyjeś ramiona i jak na zawołanie rozpłakałam się.
-Cii..
Maggy próbowała mnie
uspokoić, ale czułam, że mnie to wszystko przerasta.
***
Gapiłam się w ścianę nie
wyrażając żadnych emocji. Czekałam aż wróci Justin. Było już późno.
Potrzebowałam jego obecności. Przetarłam mokry policzek, gdy nagle usłyszałam,
że zamykają się drzwi. Nie chciałam, żeby widział jak płacze, więc nawet nie
odwracałam się w jego stronę. Przez kilka długich sekund panowała cisza,
zacisnęłam powieki.
-Kochanie.
Otworzyłam oczy i ujrzałam,
że siedzi już przy łóżku, nawet nie słyszałam jego kroków.
-Pojechali?
-Tak. Nie było Cię bardzo
długo.
Justin sięgnął po moją dłoń
i przyłożył sobie do ust. Miał smutną twarz i oczy. Wyraźnie dało się z nich
wyczytać ból. Nie odpowiadał więc znów się odezwałam. Bardzo chciałam, żeby
mnie w końcu przytulił, tęskniłam za jego ciepłym ciałem.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Jasne.
Odpowiedział bez
najmniejszego nawet zastanowienia a ja podparłam się ręką i przesunęłam na
drugi koniec łóżka. Wstał natychmiast, gdy z moich ust wydobył się cichy jęk.
-Chloe, co Ty robisz?!
W odpowiedzi odsunęłam
pościel i dodałam ciche „Proszę”. Zastanawiał się przez chwilę, ale nie dał się
więcej prosić. Położył się ostrożnie obok mnie, a ja z największą na świecie
chęcią wtuliłam policzek w jego koszulkę. Objął mnie ramieniem, głaskając po
głowie. Czułam na włosach pojedyncze pocałunki. Było mi tak dobrze, że
zamknęłam oczy.
-Nie chciałem Cię
wystraszyć.
W pierwszej chwili nie
domyślałam się o co może mu chodzić, ale chwilę później dotarło do mnie, że przeprasza
za swój krzyk. Nigdy nie widziałam, żeby się tak zachowywał. To musiało go już
naprawdę przerastać.
-Wiem. Nie zrobiłeś tego.
Było mi nie wygodnie a do
tego nie mogłam ruszyć nogą, w zasadzie w ogóle nie mogłam się ruszać, bo
umarłabym z bólu. Objęłam go jedynie mocniej w pasie. W odpowiedzi zostałam
obsypana kolejnymi pocałunkami.
-Byłem na posterunku.
Wszystko już załatwione, nie musisz się niczym martwić. Sara i Mack odpowiedzą
za to, że Cię skrzywdzili. Nie wybaczę im tego.
Ułożyłam usta w cienką
linię, zastanawiając się czy to dobry moment, żeby zacząć rozmowę, którą
planowałam już od rana. Nie był chyba w najlepszym humorze, ale musiałam
zaryzykować. Wolałam mu to powiedzieć niż postawić go przed faktem dokonanym.
Wtedy byłby o wiele bardziej wściekły. Podniosłam na niego wzrok, a Justin
pocałował mnie w nos. Uśmiechnęłam się i ku mojej uldze on też.
-Chcę wrócić do domu.
-Co?
-Chcę jutro wrócić do domu.
Nie dam rady tu dużej leżeć.
Justin oparł głowę o
poduszkę i przez chwilę myślałam, że będzie rozważał moją propozycję, ale
myliłam się. Był jak zawsze nie ugięty.
-Nie, Kochanie. Nie zgadzam
się na to. To lekarz zdecyduje o tym kiedy wracasz do domu a nie Ty. I ta
rozmowa jest skończona.
-Justin, ale..
Przerwał mi, nie dając dojść
do słowa. Widziałam jak zaciska zęby.
-Wiem jak znosić pobyty w
szpitalach, ale pomogę Ci w tym, jestem tu z Tobą i będę aż całkiem nie
wyzdrowiejesz. Poza tym nie chodzi tylko o Ciebie, ale także o nasze dziecko.
Nie rozumiem po co w ogóle zaczynałaś tą rozmowę. Nie. Nie i koniec kropka. Nie
zgadzam się na to.
-Rozmawiałam z lekarzem.
-W takim razie ja też sobie
z nim porozmawiam.
-Justin!
Podniosłam głos, a Justin
spojrzał na mnie z niezadowoloną miną. Nie podobało mu się to, że dyskutuje z
nim na ten temat.
-Nie.
Poczułam rozczarowanie, a w
brzuchu zaczęło mnie nieprzyjemnie ściskać. Oczy zaczęły nachodzić mi łzami,
więc z powrotem przytuliłam się do jego torsu, żeby tego nie widział. Mocniej
ścisnął moje ramię.
-Myszko.. nie płacz. Wiesz,
że chcę dla Ciebie jak najlepiej.
Pocałował mnie w głowę, ale
ja postanowiłam to zignorować. Poczułam pod ciałem jak jego się spina.
-No dobrze… co powiedział
lekarz?
Był zirytowany, słyszałam to
w jego głosie. Ale chyba miałam jednak jakieś szanse.
-Że z dzieckiem naprawdę
jest dobrze i tym nie muszę się martwić. I że puści mnie, jeżeli jutrzejsze
wyniki badań będą lepsze od dzisiejszych. Wtedy się zgodzi.
Chyba nad czymś się
zastanawiał, nie chciałam go pośpieszać, więc cierpliwie czekałam na
jakąkolwiek reakcję. Na szczęście nie trwało to długo.
-Dobrze, w takim razie
zobaczymy jutro. Teraz powinnaś postarać się zasnąć, jest już późno.
-Dziękuję.
-Śpij.
Był zły. Miałam szczerą
nadzieję, że do jutra mu przejdzie.. a właśnie, miał zamiar tutaj spać?
-Zostajesz na noc?
Poprawił się ostrożnie pode
mną i cicho odpowiedział.
-Tak, śpij aniołku.
Byłam zmęczona więc się
poddałam.
___________________________________________________________
Kochani, przychodzę do Was z 2 wiadomościami 😊 Po pierwsze tak jak Wy zaczeliście szkołę (część z Was), ja zaczynam pracę. Oczywiście będę pisać, ale przez 2/3 tygodnie nie wiem jak to będzie z rozdziałami. Dam z siebie wszystko ale może być tak, że rozdział się nie pojawi za tydzień lub dwa. 💔
Po drugie korzystając z okazji, że jesteście fanami Justina (tak podejrzewam skoro tu trafiliście 😁) to serdecznie zapraszam Was na bloga, którego właśnie stworzyłam. Blog z tekstami piosenek Justina i tłumaczeniami (które będą pojawiać sie stopniowo) ale mam nadzieję, że Wam się spodoba 😙😙
Będę tęsknić za rozdziałami ale masz prywatne życie i to ono jest najważniejsze ;) rozdział jak zwykle perfekcyjny :* ♥
OdpowiedzUsuń