niedziela, 10 września 2017

Rozdział 29

Chloe
-Mamo, naprawdę nie powinnaś się mną przejmować. Ze mną i z dzieckiem jest w porządku. Nic mi nie jest, jestem w dobrych rękach. Doskonale wiesz, że gdy stąd wyjdę, nikt nie zajmie się mną lepiej niż Justin. Nie chcę, żebyś zawalała dla mnie pracę.
Rozmowa z moją mamą nie była wcale taka łatwa, ale domyślałam się, że tak będzie. Doceniałam jej troskę i bardzo cieszyłam się jej obecnością, zarówno jej jak i taty, ale nie było konieczne, żeby zostawali na kolejne dni. Po pierwsze naprawdę nie chciałam, żeby brała z pracy niepotrzebnie wolne, a po drugie.. przekonanie jej, żebym wyszła jutro ze szpitala będzie morderczo trudne. Nie wspominając już o Justinie. Wystarczyła mi rozmowa z nim. Dwie takie by mnie przerosły. Jestem przekonana, że to będzie wystarczająco męczące. Mama chwyciła mocniej moją dłoń i zacisnęła na moment powieki. Toczyła w środku walkę ze samą sobą.
-Córeczko, ja po prostu bardzo się o Ciebie martwię. O Twoje zdrowie. Wiem, że jesteś w dobrych rękach, ale to nie zmienia faktu, że tak strasznie chcę przy Tobie być.. Nie dasz się przekonać?
Uśmiechnęłam się pocieszająco, ale na nic się to chyba nie zdało.
-Mamo, proszę zakończmy ten temat. Sam kupi Wam bilety, dobrze?
-Ależ Ty jesteś uparta.
-Nic mi nie jest.
-No dobrze.
Uśmiechnęłam się naprawdę szczerze, a mama pokiwała zrezygnowana głową. W końcu też podniosły się jej kąciki ust i poczułam ulgę. Miałam nadzieję, że ta rozmowa jest już zakończona.
-Powinnaś iść, czekają na Ciebie.
Reszta pożegnała się ze mną już jakieś dwadzieścia minut temu i pewnie zniecierpliwieni czekają w aucie. Bardzo się cieszyłam, że spędzili tu trochę czasu, tak strasznie tęskniłam za Charlesem, i rozpłakałam się od razu, gdy tylko on zaczął zanosić się płaczem. On także nie lubił szpitali i nie czuł się w nich dobrze. Miałam nadzieję na jak najszybszy powrót do domu.
-Masz rację. Trzymaj się, Kochanie. W razie czego dajcie mi od razu znać, błagam Cię.
Mama wstała i mocno ucałowała mnie w policzek. Przekręciłam oczami, śmiejąc się przy tym.
-Jasne mamo.
-Kocham Cię.
-Ja Ciebie też.
Wcale się nie spiesząc podeszła do drzwi, biorąc do ręki płaszczyk . Na zewnątrz było ciepło, więc nie był jej nawet za bardzo potrzebny. Pomachała mi, a ja się uśmiechnęłam. Gdy zostałam sama wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy. Nie z ulgi, czy dlatego, że miałam dość odwiedzin, ale było to dla mnie odrobinę męczące. Cisza była miła. Mimo to i tak nie mogłam się doczekać aż przyjedzie Maggy. No i Justin. Otworzyłam oczy, gdy usłyszałam, że otwierają się drzwi. Podniosłam się na rękach, gdy zobaczyłam, że to lekarz. Widziałam go tutaj wcześniej tylko raz. Był młody, wysoki i przystojny. Miał lekki czarny zarost. Poczułam się nagle niezręcznie, że nie wyglądam za bardzo reprezentacyjnie. Nie wiem skąd ta myśl. Przełknęłam ślinę, gdy mężczyzna przysunął sobie krzesełko blisko mojego łóżka i swobodnie się na nim rozsiadł.
-Witam, jak się czuje nasza piękność?
Poczułam, że moje policzki nabierają koloru. Spuściłam wzrok na palce, skąd u mnie taka nagła nieśmiałość? Jest po prostu miłym lekarzem, to nic wielkiego.. Z powrotem na niego spojrzałam, poprawiając za ucho kosmyki, które i tak nie potrzebowały uporządkowania. Chyba powinnam się odezwać.
-Dzień dobry. Czuje się naprawdę dobrze.
Może było to lekko przesadzone, ale chyba powinnam z nim porozmawiać. Wydawał się dużo milszy od poprzedniego lekarza i coś mi mówiło, że z nim ta rozmowa pójdzie mi lepiej.
-Wyniki są naprawdę lepsze niż wczoraj. Tata mówił mi, że trochę go to zaskoczyło. Będziesz mieć dzidziusia?
Tata? Musiał mówić o tym starszym lekarzu. Chyba obydwoje się mną zajmują. Szczerze się uśmiechnęłam. Tak, fasolce nic nie dolega. Pokiwałam głową.
-Tak. Możemy porozmawiać?
-Oczywiście, po to tutaj jestem. Zostałem oddelegowany przez pielęgniarkę. Jesteś ulubienicą Mariah, mimo że znamy Cię tak krótko.
Uf, poczułam ulgę. To trochę ułatwiało sprawę, ale i tak nie wiedziałam jak mam zacząć.
-W takim razie o czym chcesz porozmawiać?
Podciągnęłam pościel pod obolałą klatkę piersiową.
-Czy jeśli naprawdę jest ze mną lepiej niż można by się spodziewać, to.. kiedy mogłabym wrócić do domu?
Mówiłam coraz ciszej, i widziałam, że trochę go to rozbawiło. Jakby od razu wiedział, że o to mi chodziło.
-Zbite żebra potrzebują czasu, czy tutaj, czy w domu. Z nogą jest podobnie, jeśli chcesz się poruszać, przez jakiś czas potrzebne Ci będą kule, ale jeśli chodzi o uraz głowy.. To nic poważnego, ale lepiej byłoby, gdybyśmy mieli Cię na oku. Bywa różnie.
-A co z dzieckiem?
Przełknęłam ciężko ślinę.
-Nie musisz się o nie martwić. Chodzi o zregenerowanie Twoich sił ogólnie. Widziałem Twoje wcześniejsze wyniki, masz problemy z krwią. W Twoim organizmie przetacza się mniejsza jej ilość, niż bywa to u każdego innego zdrowego człowieka. Tak się zdarza i da się z tym żyć. Występują u Ciebie częste krwotoki z nosa lub silna miesiączka?
Poczułam się lekko zakłopotana, ale ta rozmowa była taka.. przyjazna. Naprawdę chciałam się dowiedzieć czegoś więcej, a on był chętny do rozmowy. Ciekawiło mnie to, więc pokiwałam twierdząco głową. Onieśmielała mnie jedynie jego uroda, gdyby nie to, rozmowa byłaby prostsza.
-Tak myślałem. Chodzi o to, że masz za mało krwi a i tak tracisz jej więcej niż powinnaś. Przy porodzie może być to kłopotliwe. Możesz stracić zbyt dużo krwi i potrzebować jej od kogoś innego.
Otworzyłam usta, gdy poczułam jak zasycha mi w gardle. Lekarz uśmiechnął się, moje przerażenie musiało być wyraźnie widoczne. Odruchowo złapałam się za brzuch.
-Nie musisz się tym przejmować, najważniejsze, żebyś zdrowo się odżywiała, widząc po Tobie nie jesz za wiele.
Uśmiechnął się ale nie przestawał mówić.
-No i musisz brać witaminy. Dużo witamin. Zapewniam Cię, że będzie dobrze.
Nie słyszałam takich szczegółów od żadnego poprzedniego lekarza. Trochę mnie zmartwił ale i pocieszył. Jeśli z dzieckiem naprawdę jest dobrze, to chciałam pojechać do domu.
-Jeśli mój pobyt tutaj nie jest aż tak konieczny,  to.. czy mogę wrócić do domu?
-Nie lubisz szpitali, prawda?
Znów się uśmiechnął. Oparłam się swobodnie o poduszkę i odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
-Nienawidzę. Czuję się tu jeszcze bardziej chora niż jestem.
Mężczyzna skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na mnie z pod przymrużonych oczu.
-Jak długo dasz radę tu jeszcze wytrzymać?
-Chcę wyjść stąd już dziś.
Zaśmiał się, a mnie ścisnęło coś w brzuchu.
-Na to nie mogę się zgodzić. Ale jeśli jutro Twoje wyniki będą o tyle lepsze co dzisiejsze od wczorajszych, to mogę na to pójść.
Zaśmiałam się. Robił śmieszna minę i próbował mnie rozśmieszyć. Albo pocieszyć.
-Idziesz na to?
-Jasne.
Odpowiedziałam pośpiesznie. Nie było to aż takie złe rozwiązanie. Czekała mnie jeszcze rozmowa z Justinem. Na to potrzebowałam trochę czasu. Miałam przed sobą całą noc.
-W takim razie zostawiam Cię. Miło się rozmawiało, ale mam jeszcze kilku pacjentów. Jestem wdzięczny za ten uśmiech. Jest zaraźliwy.
Przedłużył nieco spojrzenie i wstał z krzesła. Zaskoczyło mnie to i nie bardzo wiedziałam, co powinnam mu odpowiedzieć. Zdążył opuścić salę, zanim byłam w stanie ruszyć w ogóle głową.

***

Szczerze trochę mnie martwił fakt jakichkolwiek komplikacji podczas porodu, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl. Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny miał zjawić się Justin. I Maggy i Sam. Usłyszałam ciche pukanie, a później nieśmiało otwierające się drzwi. Długo nikogo nie widziałam, jakby ten ktoś wahał się czy na pewno chce wejść. Gdy w już końcu zauważyłam dziewczynę, gwałtownie zaciągnęłam się powietrzem. Tak mocno, że poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Tak wielki, jak wtedy, gdy dopiero się obudziłam. Sara stanęła w połowie drogi do mojego łóżka, gdy aparatura zaczęła nagle piszczeć w dziwnym tempie. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. Działało. Ale bałam się otworzyć oczy. Zrobiłam to dopiero wtedy, gdy usłyszałam jej głos.
-Chloe..
-Wyjdź stąd, nie powinno Cię tu być.
Starałam się być spokojna, ale Sara podeszła pośpiesznie do łóżka i złapała się kurczowo metalowej obręczy. Zaczynałam się niepokoić.
-Wiem, ale chcę z Tobą porozmawiać. Daj mi pięć minut. Błagam Cię o to.
Przewiercała mnie na wylot proszącym wzrokiem. Nie odpowiedziałam, co przyjęła za zgodę. Usiadła na krześle, na którym wcześniej siedział lekarz. Trzymała jednak znacznie większy dystans niż on. Nie wiedziałam jak mam się zachować, nie wiedziałam co powiedzieć, i czy w ogóle powinnam się odzywać.
-To nie miało być tak.. Nikt nie chciał, abyś tu trafiła.. ani zrobić Ci krzywdy, Mack..
-Mack? Byłaś w to zamieszana?... To nie był wypadek?! To nie był wypadek..
Mówiłam bardziej do siebie. Nie mogłam w to uwierzyć.. nienawidziłam ich całą sobą. Robiło mi się niedobrze.
-Miał Cię tylko nastraszyć, ja.. to nie miało tak być. Nikt tego nie chciał, nie powinnaś się tu znaleźć.
-Jestem tu przez Was. Gdyby z dzieckiem..
Załamał mi się głos, poczułam jak łzy spływają po moim policzku. Nie chciałam dłużej na nią patrzeć. Chciałam, żeby sobie stąd poszła.
-Chloe tak strasznie Cię przepraszam. Wiem, że zrobiłam ogromne świństwo, ale proszę Cię.. powiedz Justinowi, żeby cofnął oskarżenie. To zniszczy mi życie…
Obie spojrzałyśmy gwałtownie w stronę drzwi, gdy Justin znalazł się nagle w drzwiach. Widok jego przerażonej twarzy był okropny. Tak, było pewne, że to zniszczy jej życie i wiedziałam, że Justin nie odpuści. Zacisnęłam powieki. Chciałam, żeby to się w ogóle nie działo..
-Wyjdź stąd..
-Justin..
-No wynoś się!!
Zakryłam twarz dłońmi, gdy usłyszałam jego przeraźliwy krzyk. Nigdy nie podnosił na nikogo głosu tak bardzo jak w tej chwili. Sara przypominała mi Susan, obie były wariatkami i obie były zdolne do wszystkiego, nie chciałam, żeby to się powtarzało. Poczułam na sobie czyjeś ramiona i jak na zawołanie rozpłakałam się.
-Cii..
Maggy próbowała mnie uspokoić, ale czułam, że mnie to wszystko przerasta.

***

Gapiłam się w ścianę nie wyrażając żadnych emocji. Czekałam aż wróci Justin. Było już późno. Potrzebowałam jego obecności. Przetarłam mokry policzek, gdy nagle usłyszałam, że zamykają się drzwi. Nie chciałam, żeby widział jak płacze, więc nawet nie odwracałam się w jego stronę. Przez kilka długich sekund panowała cisza, zacisnęłam powieki.
-Kochanie.
Otworzyłam oczy i ujrzałam, że siedzi już przy łóżku, nawet nie słyszałam jego kroków.
-Pojechali?
-Tak. Nie było Cię bardzo długo.
Justin sięgnął po moją dłoń i przyłożył sobie do ust. Miał smutną twarz i oczy. Wyraźnie dało się z nich wyczytać ból. Nie odpowiadał więc znów się odezwałam. Bardzo chciałam, żeby mnie w końcu przytulił, tęskniłam za jego ciepłym ciałem.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Jasne.
Odpowiedział bez najmniejszego nawet zastanowienia a ja podparłam się ręką i przesunęłam na drugi koniec łóżka. Wstał natychmiast, gdy z moich ust wydobył się cichy jęk.
-Chloe, co Ty robisz?!
W odpowiedzi odsunęłam pościel i dodałam ciche „Proszę”. Zastanawiał się przez chwilę, ale nie dał się więcej prosić. Położył się ostrożnie obok mnie, a ja z największą na świecie chęcią wtuliłam policzek w jego koszulkę. Objął mnie ramieniem, głaskając po głowie. Czułam na włosach pojedyncze pocałunki. Było mi tak dobrze, że zamknęłam oczy.
-Nie chciałem Cię wystraszyć.
W pierwszej chwili nie domyślałam się o co może mu chodzić, ale chwilę później dotarło do mnie, że przeprasza za swój krzyk. Nigdy nie widziałam, żeby się tak zachowywał. To musiało go już naprawdę przerastać.
-Wiem. Nie zrobiłeś tego.
Było mi nie wygodnie a do tego nie mogłam ruszyć nogą, w zasadzie w ogóle nie mogłam się ruszać, bo umarłabym z bólu. Objęłam go jedynie mocniej w pasie. W odpowiedzi zostałam obsypana kolejnymi pocałunkami.
-Byłem na posterunku. Wszystko już załatwione, nie musisz się niczym martwić. Sara i Mack odpowiedzą za to, że Cię skrzywdzili. Nie wybaczę im tego.
Ułożyłam usta w cienką linię, zastanawiając się czy to dobry moment, żeby zacząć rozmowę, którą planowałam już od rana. Nie był chyba w najlepszym humorze, ale musiałam zaryzykować. Wolałam mu to powiedzieć niż postawić go przed faktem dokonanym. Wtedy byłby o wiele bardziej wściekły. Podniosłam na niego wzrok, a Justin pocałował mnie w nos. Uśmiechnęłam się i ku mojej uldze on też.
-Chcę wrócić do domu.
-Co?
-Chcę jutro wrócić do domu. Nie dam rady tu dużej leżeć.
Justin oparł głowę o poduszkę i przez chwilę myślałam, że będzie rozważał moją propozycję, ale myliłam się. Był jak zawsze nie ugięty.
-Nie, Kochanie. Nie zgadzam się na to. To lekarz zdecyduje o tym kiedy wracasz do domu a nie Ty. I ta rozmowa jest skończona.
-Justin, ale..
Przerwał mi, nie dając dojść do słowa. Widziałam jak zaciska zęby.
-Wiem jak znosić pobyty w szpitalach, ale pomogę Ci w tym, jestem tu z Tobą i będę aż całkiem nie wyzdrowiejesz. Poza tym nie chodzi tylko o Ciebie, ale także o nasze dziecko. Nie rozumiem po co w ogóle zaczynałaś tą rozmowę. Nie. Nie i koniec kropka. Nie zgadzam się na to.
-Rozmawiałam z lekarzem.
-W takim razie ja też sobie z nim porozmawiam.
-Justin!
Podniosłam głos, a Justin spojrzał na mnie z niezadowoloną miną. Nie podobało mu się to, że dyskutuje z nim na ten temat.
-Nie.
Poczułam rozczarowanie, a w brzuchu zaczęło mnie nieprzyjemnie ściskać. Oczy zaczęły nachodzić mi łzami, więc z powrotem przytuliłam się do jego torsu, żeby tego nie widział. Mocniej ścisnął moje ramię.
-Myszko.. nie płacz. Wiesz, że chcę dla Ciebie jak najlepiej.
Pocałował mnie w głowę, ale ja postanowiłam to zignorować. Poczułam pod ciałem jak jego się spina.
-No dobrze… co powiedział lekarz?
Był zirytowany, słyszałam to w jego głosie. Ale chyba miałam jednak jakieś szanse.
-Że z dzieckiem naprawdę jest dobrze i tym nie muszę się martwić. I że puści mnie, jeżeli jutrzejsze wyniki badań będą lepsze od dzisiejszych. Wtedy się zgodzi.
Chyba nad czymś się zastanawiał, nie chciałam go pośpieszać, więc cierpliwie czekałam na jakąkolwiek reakcję. Na szczęście nie trwało to długo.
-Dobrze, w takim razie zobaczymy jutro. Teraz powinnaś postarać się zasnąć, jest już późno.
-Dziękuję.
-Śpij.
Był zły. Miałam szczerą nadzieję, że do jutra mu przejdzie.. a właśnie, miał zamiar tutaj spać?
-Zostajesz na noc?
Poprawił się ostrożnie pode mną i cicho odpowiedział.
-Tak, śpij aniołku.
Byłam zmęczona więc się poddałam.
 ___________________________________________________________
Kochani, przychodzę do Was z 2 wiadomościami 😊 Po pierwsze tak jak Wy  zaczeliście szkołę (część z Was), ja zaczynam pracę. Oczywiście będę pisać, ale przez 2/3 tygodnie nie wiem jak to będzie z rozdziałami. Dam z siebie wszystko ale może być tak, że rozdział się nie pojawi za tydzień lub dwa. 💔 

Po drugie korzystając z okazji, że jesteście fanami Justina (tak podejrzewam skoro tu trafiliście 😁) to serdecznie zapraszam Was na bloga, którego właśnie stworzyłam. Blog z tekstami piosenek Justina i tłumaczeniami  (które będą pojawiać sie stopniowo) ale mam nadzieję, że Wam się spodoba 😙😙


1 komentarz:

  1. Będę tęsknić za rozdziałami ale masz prywatne życie i to ono jest najważniejsze ;) rozdział jak zwykle perfekcyjny :* ♥

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)