Wydawało mi się, jakbym dopiero co tutaj była. Jakby
działo się to drugi raz w identyczny sposób. Poczułam przyjemne zimno, gdy
starsza kobieta wylała na mój brzuch coś o gęstej konsystencji. Chciałam złapać
kogoś za rękę, najlepiej Justina, ale nie było go obok. Pojechał do taty
zawieźć Charlesa, bo za wszelką cenę chciał być tutaj ze mną. Odkąd tylko się
dowiedział, jego nastawienie do wszystkiego zmieniło się w jednej chwili.
Czułam ulgę, że się z nim tym podzieliłam, ale nadal miałam w głowie, że co
jeśli to nie prawda. Kobieta uśmiechnęła się do mnie.
-Justina nie ma?
Spytała uprzejmie, podnosząc kąciki ust.
-Weszłam za szybko.
Odpowiedziałam jej z wyraźnie słyszalnym stresem w
głosie. Justin pewnie nie będzie z tego zadowolony, był pewien, że zdąży.
-W takim razie nie będziemy się spieszyć. Szczerze nie
spodziewałam się tego, gdy do mnie zadzwoniłaś.
Znów się uśmiechnęła. Ta kobieta była jedynym lekarzem,
na widok którego nie dostawałam gęsiej skórki. Nienawidziłam szpitali i
wszystkich obecnych w nich ludzi, ale przy niej czułam się naprawdę dobrze i
bezpiecznie. Była najmilszą osobą na świecie.
-Sama się tego nie spodziewałam..
Wzięłam głęboki oddech, gdy ujrzałam na twarzy blondynki
większe skupienie.
-Miałaś już jakieś zawroty głowy, mdłości, bóle brzucha?
Może wahania nastroju?
Co do tego
ostatniego nie byłam w sumie pewna, ale o reszcie mogłam śmiało zaprzeczyć.
-Nie. Po porostu spóźniał mi się okres.. Od razu miałam
jakieś przeczucia.. Musiałam jak najszybciej się upewnić.
-Cieszę się, że od razu do mnie zadzwoniłaś. A co do
mdłości, to kwestia przypadku. Możesz się tego spodziewać w bardzo bliskiej
przyszłości.
Zaśmiała się, a ja w końcu się uśmiechnęłam. Mimo, że
mnie to przerażało. Było mi nie dobrze na samą myśl, że ciągle będzie mi nie
dobrze.
-Poza tym twoje przypuszczenia okazały się prawdą. Mogę
potwierdzić Twój wynik testu. Spójrz.
Oparłam się na łokciach, spoglądając w monitor. Na ten
widok odebrało mi mowę. Otworzyłam usta ale nie wydusiłam z siebie kompletnie
nic. Nagle obie spojrzałyśmy, gdy drzwi otworzyły się, a do środka wszedł
Justin, nie czekając nawet na żadne „proszę”. Spojrzał na mnie czekając na
jakąkolwiek odpowiedź. Przygryzłam jedynie wargę.
-Dzień dobry, Justin. Muszę Ci pogratulować. To początek
siódmego tygodnia. Wcześnie, ale można już zauważyć bicie serduszka.
Justin podszedł obok mojego łóżka i klękając na kolanach
objął moje policzki. Bez zastanowienia złączył nasze usta w długim i namiętnym
pocałunku. Odsunęłam głowę, czując się odrobinę niezręcznie. Pani doktor
wpatrywała się w ekran ale wciąż się uśmiechała.
-Chloe, nie masz pojęcia jak się cieszę..
-Musisz teraz pilnować aby zdrowo się odżywiała. Będę
musiała zrobić Ci jeszcze kilka badań. Dla pewności, nie będzie to trwało
długo. Mam nadzieje, że twoje wyniki badań krwi będą lepsze niż ostatnim razem.
Spojrzała na mnie trochę poważniejszym wzrokiem i urwała
kilka płatków miękkiego białego papieru. Wytarła zimny krem i naciągnęła w dół
moją bluzkę.
-Za chwilkę wrócę i przystąpimy do badań.
Pogłaskała mnie po brzuchu a uśmiech momentalnie jej
wrócił. Pokiwałam twierdząco głową a kobieta wstała i wyszła, zostawiając mnie
z Justinem sam na sam. Podniosłam się i usiadłam. Justin klęknął między moimi
nogami, łapiąc mnie za dłonie.
-Obiecuje, że będę jeszcze lepszym ojcem.
-Justin, już nie możesz być w tym lepszy. Jesteś
najcudowniejszym tatą na świecie, powinieneś to wiedzieć.
-Nie masz pojęcia jaki jestem szczęśliwy!
Wstał i pocałował mnie długo w czoło, był strasznie
przejęty i mówił naprawdę szybko.
-Zabieram Was do domu nad wodą. Pobędziemy tam we
trójkę.. teraz czwórkę, na parę dni. Kupiłem już bilety, twoi rodzice przylecą
w sobotę, trzeba ich tylko powiadomić.
-Co? Kiedy to zrobiłeś?
Byłam zaskoczona, ale i bardzo ucieszona. Nie
spodziewałam się tego kompletnie. Był pewien zanim zrobiłam badania, był taki
kochany.
-Dziś rano, kiedy jeszcze spałaś. Pojadę po Maggy i Sama
i Ashley, i zaproszę ojca i Maddie.. Przygotuje kolację i będziemy mogli im
wszystkim powiedzieć.
Zaśmiałam się, a Justin założył mi za ucho kosmyk włosów.
Lubił tak robić.
-Zwariowałeś.
-Tak, Skarbie. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na tej
planecie. Znów będę ojcem!
Złapał mnie w pasie i wstał, okręcając się wokół własnej
osi kilka razy. Zaśmiałam się, obejmując jego szyję. Naprawdę był szczęśliwy.
Złapałam go za ramiona, gdy od tego okręcania zakręciło mi się w głowie. Justin
szybko postawił mnie na nogi, łapiąc w palce mój podbródek, bym na niego
spojrzała.
-Wszystko w porządku?
-Tak.
Spojrzeliśmy w stronę drzwi, gdy pani doktor weszła do
środka.
-Gotowa?
***
Stałam obok stoiska z warzywami i od dłuższej chwili
przyglądałam się opakowaniu z truskawkami. Obracałam je w dłoniach i czytałam
kilkukrotnie etykietki. Rozmawiałam wcześniej z rodzicami. Nie spodziewali się,
ale byli bardzo zadowoleni. Nie widziałam ich już bardzo dawno, cieszyłam się,
że w końcu ich zobaczę. I przekaże taką wiadomość. Do Maggy chciałam zadzwonić
wieczorem i pogadać trochę dłużej. Do Sama też. Spojrzałam w bok, gdy
usłyszałam czyjś cichy bieg. Charles zadowolony podbiegł do wózka i stając na
palcach wpakował mleko do środka. Zaraz zanim przyszedł Justin. Pocałował mnie
w skroń i zabrał opakowanie, które trzymałam. Odłożył je na swoje miejsce a do
wózka wpakował trzy inne.
-Te będą smaczniejsze.
Uśmiechnął się a ja odwzajemniłam gest. Mimo wszystko
trochę się martwiłam.
-Dlaczego tutaj jest tyle warzyw? Nie chcę jeść tego
wszystkiego.
Charles zawiesił się na wózku, smutnymi oczami
przyglądając się zawartości. Justin spojrzał na mnie, a ja się wyprostowałam.
Czy małe dziecko zrozumie? Żadne z nas nie chciało jednak informować go o tym w
sklepie.
-Możesz wybrać coś co lubisz.
Uśmiechnęłam się do niego, a Charles spojrzał na mnie
świecącymi oczami. Humor momentalnie mu wrócił.
-Mogę czekoladę?
-Tak, ale jedną.
Zeskoczył ostrożnie z metalowego podparcia i zachwycony
podskoczył w miejscu. Łatwo było go czymś zadowolić. Był małym aniołkiem.
Odszedł od wózka a ja odwróciłam się do Justina, gdy poczułam na ramieniu jego
dłoń. Przejechał knykciami po moim policzku, i złapał za podbródek, bym na
niego spojrzała. Uśmiechnęłam się.
-To nie jest mój ulubiony uśmiech. Powinnaś być
szczęśliwa, dlaczego mam wrażenie, że tak nie jest?
Przełknęłam ślinę i ułożyłam usta w cienką linię.
-Jestem szczęśliwa. Najbardziej na świecie.
-To skąd ta mina?
Musnął palcem po moim nosie a ja się szczerze zaśmiałam.
-Masz racje, denerwuje się tymi wynikami.
Wyniki badan krwi tak jak się spodziewałam nie wyszły
rewelacyjnie. Bałam się, że może się to źle skończyć.
-Słońce, słyszałaś co powiedziała pani doktor. Nie są za
rewelacyjne ale nie wpłynie to na ciążę. Możesz czasami czuć się po prostu
bardziej osłabiona, ale będzie dobrze. Za miesiąc powtórzymy badania, masz
mnóstwo witamin. Przepraszam, ale lecę za Charlesem zanim go zgubimy.
-Jasne.
Odpowiedziałam pośpiesznie.
-Kocham Cię.
Pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę do końca działu.
Zaśmiałam się. Jego wyznanie miłości w markecie było naprawdę urocze. Miał
racje, nie mogłam się ciągle czymś przejmować. Pchnęłam wózek w ich kierunku,
wsadzając do niego jeszcze jedno opakowanie truskawek. Uwielbiałam je i mogłam
jeść tonami.
***
Leżałam na ręczniku, oparta łokciami o piasek. Co chwilę
śmiałam się sama do siebie, obserwując jak Justin bawi się z Charlesem w
wodzie. Już dawno nie był tak szczęśliwy i tyle się nie śmiał co od
dzisiejszego poranka. Nosił Charlesa na rękach i co chwilę udawał, że go
opuszcza, albo kuca, mocząc mu nogi. Śmiech chłopca roznosił się po całej
plaży. Siadłam, poprawiając kapelusz. Wzięłam do ręki telefon, nerwowo
wystukując numer Maggy. Denerwowałam się odrobinę, bo nie wiedziałam jak
namówić ją do tego, żeby przyjechała, ale nie podając powodu. Odebrała po
drugim sygnale.
-Chloe? Cześć, ale cieszę się, że dzwonisz.
Uśmiechnęłam się, może to nie będzie aż takie trudne.
-Stęskniłam się i pomyślałam, że zadzwonię. Masz może
czas, żeby się spotkać?
-Ehm, nie bardzo, pracuje dziś trochę dłużej niż zawsze.
-Miałam na myśli weekend.
-W ten spotykam się z Johnnym, ale następny mogę
zarezerwować dla Ciebie.
-Z Johnnym?
Zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się, że ma faceta.
Dobrze, że zdążyłam już zapomnieć o mojej nieudanej swatce. David nie
powiedział więcej nic o Maggy, a ona nie wspomniała o nim.
-Spotykaliśmy się już wcześniej i nie było to nic na
poważnie, ale.. myślę, że tym razem będzie inaczej. Mam nadzieję.
-Wow, nie masz pojęcia jak się cieszę. W takim razie może
przyjedziesz z nim?
-Nie wiem, czy niczego nie zaplanował, ostatnio często
zabiera mnie na romantyczne randki, musisz go poznać!
Była podekscytowana, ale musiałam ją jakoś do tego
przekonać. Nie chciałam w ostateczności mówić jej o ciąży przez telefon.
-Bardzo mi na tym zależy. Przylatują rodzice i bardzo
chciałabym mieć Was razem.
-Twoi rodzice? W ten weekend?
-Pojutrze, w sobotę. Dasz się namówić?
Usłyszałam w jej głosie nutkę zmiany tonu.
-Jeśli tak, no to postaram się przekonać Johneego.
Zresztą o czym ja mówię… nie będzie miał wyjścia.
Oby dwie się zaśmiałyśmy. Spojrzałam na idących w moją
stronę chłopców. Justin trzymał siedzącego mu na barkach Charlesa. Mały
obejmował go za głowę, głośno się śmiejąc. Wyglądali razem przecudownie.
-Super, to zobaczenia w sobotę.
-Do zobaczenia, Chloe. Nie mogę się doczekać.
Rozłączyła się, a ja odłożyłam telefon. Charles zaczął
piszczeć przez śmiech, gdy Justin nachylił się, by postawić go na ziemi, mocno
go przy tym trzymając.
-Mamy nadzieję, że nie przeszkodziliśmy.
Charles przybiegł szybko na koc obok mnie, zabierając się
od razu za chrupki. Nie dziwiłam się, że był głodny po tak energicznej zabawie.
-Nie. Rozmawiałam z Maggy. Przyjedzie. Ze swoim nowym
facetem.
-Maggy?
Zapytał lekko zaskoczony.
Zaśmiałam się a Justin klęknął na piasek, próbując
wcisnąć się między moje nogi.
-Jesteś mokry i zimny.
-Zgadzam się co do tego pierwszego, ale co do tego
drugiego, to chyba się pomyliłaś.
Uśmiechnął się uwodzicielko i nachylił się, by mnie
pocałować. Chciało mi się śmiać, chyba nałykał się słonej wody. Cofnął się
odrobinę i ostrożnie pocałował mnie w brzuch. Przeszły mnie ciarki, gdy mokrym
nosem przejechał po mojej skórze. Nie chciałam, że Charles widział, jak Justin
zahacza o moje majtki.
-Justin..
Wyprostował się i puścił do mnie oczko. Spojrzał na
Charlesa, który wyciągnął w jego kierunku rękę z paczką chrupek.
-Tato, chcesz?
-Jasne!
Poczęstował się i pokiwał głową udając, że bardzo mu
smakuje, a Charles zaśmiał się zadowolony.
-Proponuje wrócić do domu, zrobię Wam coś smaczniejszego
i zdrowszego.
-Jestem za.
Justin poparł mnie, wstając i biorąc Charlesa na plecy.
-Trzymaj się mocno, bo muszę pomóc mamie.
Charles owinął nóżki wokół talii Justina, a Justin zaczął
zbierać rzeczy z piasku. Zabrał ode mnie koszyk, jedyną rzecz jaką trzymałam i
puścił buziaka w powietrze.
-Justin, daj mi coś. Nie musisz tego wszystkiego nosić.
-Mam wystarczająco siły.
Wiedział dokładnie, że nie o tym mówię, ale udawał, że
nie wie o co chodzi.
-No chodź.
Zawołał, a ja ruszyłam za mini. Wiatr tak przyjemnie
rozwiewał włosy. Cieszyłam się, że tutaj jestem.
***
Groszek był jedynym warzywem na świecie, który Charlesowi
szczerze smakował. Nie marudził, że musi jeść coś czego nie lubi, i skupiał się
na swoim talerzu. Tak jak teraz, siedział na kanapie i wpatrując się w
telewizor wbijał w talerz widelec. Wpuszczał wzrok dopiero wtedy, gdy nie udane
próby nabicia czegokolwiek na widelec zaczynały go denerwować. Zajadał się
kurczakiem i znów spoglądał na bajkę.
-Charles zjadł więcej od Ciebie.
Spojrzałam na Justina, odrywając wzrok od małego
chłopczyka. Uśmiechnęłam się i sięgnęłam po kolejną marchewkę.
-Zwariuję, jeśli ciągle będę jadła same zdrowe rzeczy.
Justin zaśmiał się a ja odsunęłam od siebie talerz. A to
był dopiero początek.. Nie miałam już ochoty na jedzenie. Podeszłam do Charlesa
i pocałowałam go w głowę. Widelec leżał już na kanapie i mimo, że przestał
jeść, dalej trzymał na kolanach talerz. Zapatrzony był w kolorowe postaci.
-Skarbie, czas już, żebyś wziął kąpiel i umył ząbki.
-Mogę jeszcze chwilę?
Spojrzał na mnie robiąc smutną minę. Nie miałabym serca,
gdybym nie zgodziła się na dokończenie bajki.
-No dobrze, ale dziesięć minut, zgoda?
Pokiwał twierdząco głową, oblizując przy tym usta.
-Idę napuścić wody. Z ekstra dużą pianą.
-Taaak!
Spojrzał na mnie, pokazując w uśmiechu zęby. Zaśmiałam
się i wstałam, spoglądając na Justina. Przyglądał mi się i się szczerzył.
-Co?
-Nic. Po prostu jesteś piękna.
Przekręciłam oczami, a Justin wstał i szybko do mnie
podszedł.
-Prosisz się o karę?
Zaśmiałam się, gdy idąc za mną przytulony do moich
pleców, przejechał językiem po mojej szyi, wkładając ręce pod moją spódniczkę.
-Justin!
Krzyknęłam, gdy odsunął się ode mnie i klepnął mnie w
tyłek.
-Poczekaj z tym, aż zaśnie Charles.
Odwróciłam się w jego stronę i zaśmiałam. Przybrał nienaturalnie
niski i cichy, uwodzicielki głos.
Ach jak ja ich razem kocham ❤️❤️❤️ Cudny rozdział 😍
OdpowiedzUsuńDziękuję 😘
Usuń<3!!!
OdpowiedzUsuńCudo,cudo,cudo!❤❤❤
OdpowiedzUsuń😙😙😙
OdpowiedzUsuńOni są tacy cudowni 😍 Mega rozkoszny rozdział i oby więcej takich było 😄
OdpowiedzUsuńDziękuję Skarbie 😍
Usuń