niedziela, 30 lipca 2017

Rozdział 22

Siedziałam na kanapie w salonie między nogami Justina opierając się o jego tors. Obejmował mnie ramieniem i co chwilę mnie zaczepiał. Robił to dlatego, bo dobrze wiedział, że Johnny obserwuje nas uważnie. Mimo to, po kilku piwach gadało im się znacznie lepiej, rozmowa się kleiła. Maggy siedziała z przewieszonymi przez uda Johnny’ego nogami i dotrzymywała im kroku w piciu. Wyglądała na szczęśliwą. Śmiała się, a buzia się jej nie zamykała.
-Pamiętam, jak siedziałyśmy w tej małej, uroczej kawiarence w mieście, i musiałam Cię namawiać, żebyś poszła ze mną na wyścig. Byłaś przerażona a teraz proszę.. Ten facet jest Twoim mężem.
Przygryzłam wargę, a Justin pocałował mnie w głowę.
-Taak, moja najlepsza decyzja w życiu.
Powiedziałam to ciszej niż zamierzałam. Poczułam pod sobą cięższy oddech Justina i jego nos w moich włosach, uwielbiał się nimi bawić. Maggy wspomnienia wypływały z ust znacznie lżej niż ostatnim razem, kiedy się widziałyśmy, może to zasługa bruneta, który obejmował ją teraz ramieniem.
-Tak w ogóle to dlaczego z nami nie pijesz?
Poprawiłam się na kanapie, a Justin mocniej mnie objął. Pocałował mnie w skroń, dodając otuchy. Jedyne co teraz słyszałam, to jego cichy oddech przy uchu.
-Nie powinnam. Charles jest przecież z nami.
Nie musiałam kłamać, to była prawda. Musiałam być odpowiedzialna.
-W takim razie jutro to Justin będzie przykładnym ojcem, a ty się ze mną napijesz. Kupiłam to przepyszne wino, które tak uwielbiasz.
-Jasne.
Zaśmiałam się. Nie trzeba jej dużo, już była lekko wstawiona. Justin nachylił się i pocałował mnie w ramię, odsuwając na bok ramiączko od czarnej bluzeczki. Miałam na sobie też spodnie dresowe Justina. Widziałam, że go to ucieszyło i było to zamierzone. Dawało mu przewagę. Odsunęłam na bok głowę, być dać mu większy dostęp do mojej szyi. Jeździł po niej nosem. Zamarłam jednak, gdy Johnny się w końcu odezwał.
-A pamiętasz, Chloe, nasz wypad nad jezioro całą paczką? To były nasze ostatnie wakacje. Przed ostatnią klasą. Dużo się wtedy działo.
Justin wyprostował się pode mną, a Johnny pociągnął łyk piwa. Miałam wrażenie, że zrobiło się niezręcznie.
-Pamiętam. Działo się tylko tyle, że co chwilę lądowałam w wodzie. Razem z Amy.
Zaśmiałam się cicho. Chciałam jakoś obrócić wszystko w żart i zmienić jego myśli. Johnny zerkał na Justina, wiedziałam, że ten też nie spuszcza z niego wzroku. Maggy spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach. Teraz już wiedziałam, że humor zniknął z twarzy Justina. Położyłam dłoń na jego kolano, pocierając nią lekko.
-Tak, to też doskonale pamiętam. Miałaś wtedy na sobie tą białą sukienkę. Nie mogłem się powstrzymać, żeby Cię nie wrzucić. Żałuj Justin, że jej wtedy nie widziałeś.
Ścisnęłam mocniej jego kolano, a Justin podniósł butelkę do ust. Czułam pod sobą jak napina mięśnie.
-Żałuję. Ale doskonale wiem jak Chloe wygląda, kiedy jest mokra. Nie tylko od wody.
Otworzyłam usta, ale nie byłam w stanie nic powiedzieć. Nie spodziewałam się takiej wymiany zdań.
-Kto ma jeszcze ochotę na pizzę? Chloe, pójdziesz ze mną do kuchni? Powinnyśmy ją najpierw odgrzać.
Spojrzałam na Maggy i pokiwałam twierdząco głową. Justin nie chętnie mnie puścił.
-Ja pójdę do łazienki, w którą to stronę?
Johnny wstał z kanapy, patrząc to na mnie to na Justina. Chciałam odpowiedzieć, ale Justin mnie wyprzedził.
-Na końcu korytarza w prawo.
Wskazał drogę kiwnięciem głowy i uśmiechnął się. Był z siebie dumny? Oboje zniknęli a ja zostałam z Justinem sama. Jak on się zachowywał? Wstałam bez słowa, chcąc pomóc Maggy w kuchni, ale Justin złapał mnie szybko za rękę.
-Hej, Skarbie, jesteś zła?
Spojrzałam na niego i pokręciłam głową. Siadłam na jego kolana i zabrałam mu butelkę, stawiając ją na stole.
-Dlaczego się tak zachowujesz? Może nie powinieneś więcej pić.
-To nie ma nic do rzeczy. Sprowokował mnie. Chcę tylko, żeby wiedział, że jesteś moja.
Przejechał opuszkami palców po moim policzku i krótko pocałował w usta. Zamknęłam na chwilę oczy.
-On to wie.. Justin, nie musisz z nim rywalizować. I tak już wygrałeś.
Uśmiechnął się szeroko a ja wstałam. Nadal nie puszczał mojej dłoni.
-Masz rację. Zachowuję się jak dupek.
Zaśmiałam się i podniosłam wzrok na Johnny’ego. Schyliłam się, żeby pocałować Justina i wyszłam do kuchni, zostawiając ich samych. Maggy stała oparta o blat i uważnie mi się przyglądała. Udawałam, że tego nie widzę. Wyciągnęłam z papierowego kartonu pizzę i przełożyłam ją na talerz.
-Masz ochotę? Bo ja nie będę jadła.
-Oni na pewno zjedzą. Ale musiałam się stamtąd jakoś ulotnić. Co się dzieję z Justinem?
Wsadziłam pizzę do piekarnika i oparłam się obok Maggy. Spojrzałam w stronę salonu, siedzieli i normalnie rozmawiali. Jakby przed chwilą nic się nie stało. Nie rozumiałam tego.
-Nie wiem. Rozmawiałam z nim o tym, ale chyba nie poskutkowało. Przepraszam. I dziękuję, że mnie stamtąd wyciągnęłaś.
Maggy uśmiechnęła się, i podnosząc się na rękach siadła na blat.
-Jest o Ciebie zazdrosny. W pewien sposób to urocze.
-Na co dzień taki nie jest. Myślałam, że będzie tak jak kiedyś. A ja tylko czekam, aż któryś z nich palnie coś nieodpowiedniego. To męczące.
-Chyba już jest lepiej.
Maggy wskazała ruchem brody na chłopaków a ja się odwróciłam. Śmiali się. My też się zaczęłyśmy śmiać. To był dzień pełen wrażeń. Kolejny taki.
-O której jutro wszyscy się zjadą?
-Tata Justina razem z Lee pojadą po moich rodziców na lotnisko, więc razem będą tu około piętnastej. Sam z Ashley też jakoś tak, aaa.. Maddie z Oliverem i dziećmi to w sumie nie wiem.
-Będzie tu wesoło.
Zaśmiałam się i przyznałam jej rację. I wszyscy z jednego powodu. W żołądku znów zaczęło mi się przewracać. Ale tym razem chyba nie tylko z nerwów. Odsunęłam się od piekarnika, gdy poczułam zapach pizzy. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam sok pomarańczowy. Był taki pyszny i zimny.
-Chcesz?
Maggy w odpowiedzi podniosła tylko butelkę z piwem. Złapała za karteczkę przyczepioną z boku lodówki i przeskanowała ją szybko wzrokiem.
-Lista zakupów?
Zrobiła zdziwioną minę. Tak, bardzo długa lista zakupów.
-Rano muszę pojechać do miasta. Przede mną pół dnia w kuchni.
Maggy zaśmiała się i przywiesiła z powrotem karteczkę. Na myśl o zapachu tej pizzy chciało mi się coraz bardziej wymiotować. Miałam nadzieję, że jutro będzie inaczej.
-Pomogę Ci. Ostatnio dużo czasu spędzam w kuchni.
-Na to liczyłam.
Zaśmiałyśmy się równocześnie, i razem też się odwróciłyśmy. Johnny śmiał się z czegoś, a na twarzy Justina malowała się duma.
-Impreza przeniosła się do kuchni?
Johnny podszedł do Maggy i bez żadnego skrępowania zaczęli się całować.
-Co tutaj tak długo robicie?
Justin pocałował mnie w czoło i objął ramieniem. Czułam się dziwnie patrząc jak cała trójka się śmieje. Zaczął mi przeszkadzać zapach piwa.
-Rozmawiałyśmy.
-Coś się stało? Nie masz humoru?
Justin odłożył butelkę na stół i złapał w palce moją brodę, żebym na niego spojrzała.
-Justin, nie dobrze mi.
-Co się dzieję?
Spytał przerażony a ja poczułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Wyplątałam się szybko z jego ramion i ruszyłam biegiem do sypialni.
-Chryste, Chloe!
Wbiegłam do łazienki i usiadłam przy ubikacji. Justin wszedł zaraz za mną. Wiedziałam, że zwymiotuje, nie chciałam,  żeby na to patrzył.
-Wyjdź, proszę.
Myślałam, że po raz pierwszy mnie posłuchał, ale podszedł do drzwi tylko po to, aby je zamknąć. Zdążył złapać moje włosy a ja zaczęłam wymiotować.

***

Justin
Ocknąłem się nagle, rozglądając się po pokoju. Zegarek na szafce nocnej pokazywał siódmą. Spojrzałem na Chloe i uśmiechnąłem się, w końcu spała. Była blada jak ściana i pewnie wykończona. Pocałowałem ją delikatnie w czoło, na szczęście nawet się nie ruszyła. Wstałem w łóżka i naciągnąłem spodnie. Chciałem, żeby Chloe jak najdłużej spała, więc podszedłem do okna i naciągnąłem bardziej zasłony, słońce się już pokazywało. Wsadziłem do kieszeni telefon i portfel, i wyszedłem z sypialni, łapiąc po drodze jeszcze koszulkę. Zamknąłem  po cichu drzwi i założyłem ją na siebie. Mimo, że przydałby mi się prysznic, postanowiłem, że wezmę go, gdy wstanie Chloe. Nie chciałem jej budzić. Otworzyłem drzwi Charlesa, i gdy upewniłem się, że on też jeszcze śpi, ruszyłem do salonu. Musiałem tu trochę ogarnąć, w pierwszej kolejności pozbierałem butelki. Zacisnąłem zęby, gdy jedna obiła się o drugą, miałem nadzieję, że nikogo tym nie wybudzę ze snu. Sprzątanie nie zajęło mi dużo czasu, ale zdałem sobie sprawę, że muszę zrobić kilka rzeczy za Chloe. Tylko nie wiedziałem za bardzo od czego zacząć. Odwróciłem się gwałtownie, gdy zobaczyłem, że do kuchni weszła Maggy. Nie wyglądała jakby dopiero co wstała z łóżka.
-Hej.
-Hej, dlaczego już nie śpisz?
Zakręciłem kran i sięgnąłem po ściereczkę. Uśmiechnęła się lekko.
-Jak się czuje Chloe?
Puściła moje pytanie mimo uszu, ale miałem to gdzieś, to właśnie Chloe przejmowałem się bardziej.
-Zasnęła dopiero jakieś dwie godziny temu, całą noc wymiotowała.
-Zatruła się czymś?
-Możliwe.
Albo po prostu wymiotuje bo jest w ciąży. Byłem jakiś rozdrażniony, pewnie dlatego, że mało spałem. Ale nie mogłem za to nikogo winić. Nienawidziłem patrzeć jak Chloe się tak męczyła.
-Musze jechać do miasta, Chloe wspominała coś o zakupach, tylko nie bardzo wiem, co chciała.
-Tam masz listę.
Maggy pokazała na lodówkę, a ja szybko odczepiłem kartkę. To była lista zakupów czy artykuł kucharski?
-Wiele ułatwia. Dużo tego..
Wsadziłem kartkę do kieszeni a Maggy się zaśmiała.
-Mógłbym Cię prosić, żebyś zajęła się Charlesem jak wstanie?
-W sumie to chciałabym pojechać z Tobą.
Spoważniała, a do kuchni wszedł Johnny. Tylko jego tutaj brakowało.
-Ja mogę się nim zaopiekować.
-Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł.
Czy to było takie trudne, żeby się domyśleć? Miałem ochotę dodać coś bardziej chamskiego, ale znów się odezwał.
-Stary, sorry za wczoraj. Wypiłem chyba za dużo, te komentarze o Chloe.. nie były potrzebne. Jestem z Maggy. Mogłes źle to odebrać. Naprawdę mogę zostać i go przypilnować.
-A ja naprawdę chcę z Tobą  jechać.
Maggy dodała szybko. O co jej chodziło? Szczerze nie miałem zamiaru zawracać sobie dupy tym idiotą. Może naprawdę za mocno reagowałem.
-Nie ma sprawy, zapominam o tym. Zrób mu na śniadanie płatki. Albo coś innego, na co będzie miał ochotę. A Ty załóż buty, będę czekał w samochodzie.
Maggy ruszyła biegiem do pokoju a ja wyszedłem w z kuchni.

***

Maggy trajkotała całą drogę, ale przez to poprawił mi się humor. Była niemożliwa. Mimo wszystko i tak wydawało mi się, że miała w tym jakiś cel, żeby ze mną jechać. Czekała chyba na odpowiedni moment. Śmiałem się sam do siebie. Te kobiety.. Zaparkowałem na ogromnym placu przed marketem.
-Daj mi listę. Wystarczy, że będziesz ze mną chodził i pchał wózek. Ja ogarnę tę listę.
Wyciągnęła do mnie rękę a ja podałem kartkę. Pchał wózek, co za idealny dobór słów. Serio chciało mi się śmiać.

-Będziesz musiał pomóc mi w kuchni, Chloe powinna chyba odpocząć.
-Lubię gotować.
Chodziliśmy po markecie robiąc zakupy. Pewna starsza pani przystanęła i się do nas uśmiechnęła, ale my tylko wybuchliśmy śmiechem. W sumie to nie wiem, czy kiedykolwiek spędziłem  z Maggy tyle czasu sam na sam, co dzisiejszego ranka.
-Wiem. Pamiętam to spaghetti, które kiedyś zrobiłeś dla mnie i Chloe.
-Spaghetti? Kiedy?
-Nie pamiętam. Kilka lat temu.
Zaśmiałem się a Maggy na mnie spojrzała.
-Martwię się trochę o Chloe. Nie chciałam nic mówić, ale jest chudsza niż ostatnio. No i wczoraj. Nie wiem dlaczego się nagle tak źle poczuła.
A więc o to chodziło. O tym chciała porozmawiać. Chyba nie wiedziała o dziecku, prawda? Przez chwilę zwątpiłem, ale znając ją, to nie mogłaby tego przeżyć. Nie, nie wiedziała..
-Zasnęła dopiero nad ranem.
-Może ona jest na coś chora.
Przystanąłem, a Maggy szybko się do mnie odwróciła. Zaskoczyło mnie to. Ale robiła badania, nie była chora. Poczułem jak przewraca mi się w brzuchu. Gdybym nie znał prawdy, to chyba bym zwariował.. Do tego Sara i Mack.. Tak strasznie chciałem chronić Chloe, ale czym więcej o tym myślałem, tym gorzej się robiło. Musiałem odpuścić, chociaż teraz. Dla Chloe.
-Nie jest i nawet tak nie mów.
Pchnąłem wózkiem, a Maggy zeszła mi z drogi. Nie odpuszczała jednak.
-Przepraszam, tak tylko powiedziałam. Wiesz jak bardzo ją kocham. Jest dla mnie jak siostra, Justin.
Znów stanąłem, ale tym razem się uśmiechnąłem. Nie wiem czy istniał ktokolwiek, kto kochał ją bardziej ode mnie, ale dla Maggy też była naprawdę ważna.
-Co? Czemu się śmiejesz?
Spojrzała na mnie przymrużając oczy.
-Nie śmieję, tylko uśmiecham. Z Chloe, wszystko w porządku. Nie jest na nic chora. Ma tylko nie za dobre wyniki badań krwi.
-Co? Skąd to wiesz?
-Była u lekarza.
-Kiedy?
Czułem się jak na przesłuchaniu.
-Przedwczoraj.
Przekręciłem oczami i wsadziłem do wózka mleko. Chciałem ruszyć dalej, ale Maggy zaszła mi drogę. Minę miała, jakby łączyła jakieś fakty w głowie. Chyba powinienem się wycofać. Albo przestać gadać.
-Czekaj. Była u lekarza. Wczoraj wymioty.. Nie..
Otworzyła szeroko usta i gapiła się na mnie tak, jakby dowiedziała się właśnie, że Święty Mikołaj jednak naprawdę istnieje. Widziała.
-Chloe jest w ciąży?
-Co? Przepuść mnie.
Dziewczyna podeszła do mnie i walnęła mnie mocno w ramię, Zabolało.
-Chloe jest w ciąży, a nikt nawet nie raczył mi o tym powiedzieć?! Jak mogliście ukrywać to przede mną cały wczorajszy dzień! W ogóle od kiedy to wiadomo? Nienawidzę Was!
Walnęła mnie tak jeszcze dwa razy a później zawiesiła mi się na szyi, mocno ściskając. Chciało mi się śmiać.
______________________________
MAM DLA WAS MAŁĄ NIESPODZIANKĘ, Z OKAZJI MOICH URODZIN NAPISAŁAM DLA WAS JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ, KTÓRY ZA CHWILĘ POJAWI SIĘ NA BLOGU ! < MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN SIĘ PODOBA I NASTĘPNY TEZ <3

4 komentarze:

  1. Ten Johnny mi się nie podoba, za to Maggy jaka spostrzegawcza 😁 Zajebisty rozdzial 😍

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa jeju ten rozdział rozwala 😅😅😅 ❤❤❤❤❤❤ Kocham ❤

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)