Leżałam z głową na kolanach
mamy, a ona głaskała mnie po włosach. Uwielbiałam, gdy ktoś się nimi bawił, a
że była to mama, chwila ta mogłaby trwać w nieskończoność. Zaszyłyśmy się we
dwie w sypialni, i w końcu od piętnastu minut mogłyśmy spokojnie porozmawiać.
Sam na sam. Tak bardzo mi jej brakowało.
-Lecąc tu, nie pomyślałabym,
że to aż tak bardzo dobra wiadomość. Przykro mi tylko, że nie mogę spędzać z
Wami więcej czasu. Z Tobą, z Charlesem. Z Justinem też. Tak często o Was myślę.
Nie masz pojęcia jak bardzo się ucieszyłam, gdy zadzwonił do mnie Justin.
Zaskoczył mnie tym pomysłem.
-Ja też się ucieszyłam.
Cieszę się, że Was widzę.
Do oczu po raz kolejny dziś
zaczęły napływać mi łzy. Miałam sama siebie dość, to nie był mój dzień. Byłam
wymęczona.
-Jesteście cudownymi
rodzicami. Mój wnuk jest tak strasznie uroczy.
Łza poleciała mi po
policzku. Mama jakby to wiedziała, pocałowała mnie w głowę i wróciła z powrotem
do głaskania moich włosów. Podniosłam wzrok, gdy po krótkim pukaniu otworzyły
się drzwi. Nikt nie czekał na proszę. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam Justina.
Wyglądał cudownie w dżinsach i odpiętej u góry białej koszuli. Mama puściła
mnie, a ja usiadłam obok niej.
-Nie chciałem Wam
przeszkadzać, nie wiedziałem, że tu siedzicie. Po prostu zniknęłaś mi i..
chciałem zobaczyć, czy wszystko w porządku.
To drugie zdanie skierował
do mnie, nieco łagodniejszym głosem. Wytarłam mokry policzek, a Justin podszedł
do mnie poważniejąc. Kucnął przy mnie i złapał moją dłoń.
-Ja może zostawię Was
samych.
-Nie.
Powiedzieliśmy równo z
Justinem, po czym się zaśmialiśmy.
-Naprawdę nie chcę Wam
przeszkadzać, chciałem tylko sprawdzić, jak czuje się Chloe. Skarbie, dlaczego
płaczesz? Wszystko w porządku?
-Tak, oczywiście.. to ze
szczęścia.
Justin uśmiechnął się, wstał
i pocałował mnie w czoło.
-Nasi ojcowie są kompletnie
pijani, powinienem już odwieźć ich do domu.
Zaśmiałam się. Jedynymi
osobami, które nie piły dzisiejszego wieczoru to ja, Justin i Lee. Nawet mama
skusiła się na drinka. Maggy nie mogła się powstrzymać od namówienia jej na to
wino, które miałyśmy razem wypić. Szczerze to chciałam już zostać sama. Moi
rodzice mieli nocować dziś u taty Justina, Sam z Ashley u Maddie, a Maggy i
Johnny zostają u nas.
-A Charles?
-Przed chwilą zasnął,
Mellanie też jest już śpiąca, dużo się dziś nabiegali. Ty też potrzebujesz snu,
Skarbie. Nie spałaś za wiele.
Pocałował mnie w głowę i
wycofał się do drzwi. Uśmiechnął się do mnie, później do mojej mamy i wyszedł.
Spojrzałam na moją rodzicielkę. Przyglądała mi się z ogromnym uśmiechem na
twarzy.
-Jestem mu taka wdzięczna. Tak
bardzo się Tobą opiekuję.. czasami traktuje Cię, jakbyś była ze szkła. Jesteś
dzięki niemu szczęśliwa. To wyjątkowy mężczyzna.
-Kocham go, mamo. To chyba
oczywiste.
Uśmiechnęłam się a mama mnie
przytuliła.
-On Ciebie też. Z całego
swojego serca. Jesteś w dobrych rękach, Kochanie.
Pocałowała mnie w policzek,
a ja myślałam, że zaraz znowu się rozryczę.
-Justin ma rację.
Potrzebujesz snu. Zbiorę wszystkich. Zobaczymy się jutro, gdy będziesz
wypoczęta.
-Dziękuję Ci mamo, za
wszystko.
***
Stałam przed lusterkiem i
myłam zęby. Justin robił to samo stojąc za mną i przyglądając mi się. Dziwił
mnie fakt, że cieszyłam się, że jesteśmy już sami, ale dziś naprawdę
przeszkadzał mi hałas i taki tłum ludzi. Miałam nadzieję, że jutro będzie już
dobrze. Mieliśmy wszyscy się znów spotkać na kolacji u rodziców Justina.
Wyrwałam się z myśli i znów spojrzałam na męża, miałam wrażenie, że minęło
dobre kilka minut, a on nadal nie odrywał wzroku od mojej twarzy.
-Co?
-Piękna jesteś.
Powiedział tonem, jakby to
było oczywiste, a ja powinnam to przecież wiedzieć. Uśmiechnęłam się i
nachyliłam, by opłukać usta. Zrobiłam miejsce Justinowi, szukając w kosmetyczce
kremu do rąk. Często słyszałam od niego różne komplementy, zwłaszcza
dzisiejszego dnia, nie wiem co go napadło, ale te proste słowa naprawdę
przywołały uśmiech na mojej twarzy.
-Mam nadzieję, że fajnie
spędziłaś wieczór z rodziną.
Wzięłam tubkę i odwróciłam
się do Justina. Oczywiście, że fajnie. Nie potrafiłam wyrazić słowami, jak
bardzo się cieszyłam, że zobaczyłam się z rodzicami. Mogłam o tym ciągle gadać.
Zresztą z bratem też nie widywałam się za często. Justin wycierał twarz
ręcznikiem, a ja nie mogłam się nie spojrzeć na jego wyrzeźbiony brzuch.
Spodnie od piżamy zwisały mu w cudowny sposób na biodrach.
-Tak, bardzo. Dziękuję Ci,
że to zorganizowałeś.
-Dla Ciebie wszystko.
Zmęczona?
-Trochę. Ale nie tak bardzo.
Chciałabym coś porobić.
Odłożył ręcznik, marszcząc
brwi. Nie rozumiał, ale uśmiechał się przy tym. Też się uśmiechnęłam.
-Coś porobić? Co masz na
myśli? Bo mi do głowy przychodzi tylko jedno o tej porze, a nie wiem czy
powinienem Cię tak wykańczać.
-Och, Justin..
Zaśmiałam się i wyszłam z
łazienki. Podeszłam do szafy Justina i wyciągnęłam z niej białą koszulkę.
Wiedziałam, że wolał mnie w czymś bardziej dziewczęcym i seksownym, ale ja
uwielbiałam spać w jego ubraniach. Podeszłam do łóżka, zdjęłam kapcie i odsunęłam
pościel, siadając na łóżko. Rozsmarowywałam dokładniej krem, gdy Justin wszedł
do sypialni. Szedł w moją stronę powolnym krokiem. Wyglądał jak model, z tym że
na wybiegu chodzi się szybciej. Położył się na środku łóżka i oparł się o nie
łokciem. Jego uśmiech znacznie się poszerzył.
-Pasują Ci moje ubrania.
-Wiem.
Odparłam bez zastanowienia. Justin
pokręcił z rozbawieniem głową, i wyciągnął dłoń, by pogłaskać mnie po łydce.
-Na co masz więc ochotę?
-Może obejrzymy telewizję?
Dawno tego nie robiliśmy.
Justin przyglądał mi się
przez kilka sekund, ale po chwili wstał i podszedł do telewizora. Włączył go i
w drodze powrotnej chwycił pilota. Wszedł do łóżka i odchylił mocniej kołdrę.
-Chodź.
Z ogromną chęcią wtuliłam
się w jego ciepłe ciało.
***
Leżałam przytulona do boku
Justina, z policzkiem na jego torsie. Jak zazwyczaj kreśliłam jakieś wzroki na
jego brzuchu. Justin jedną ręką obejmował moje ramię, drugą trzymał za głową.
Oby dwoje byliśmy prawie cali odkryci i leżeliśmy tak w milczeniu. Było mi
strasznie duszno, Justinowi chyba z resztą też. Szczerze w telewizji nie było
niczego szczególnie ciekawego, ale naprawdę dawno tego nie robiłam. Justin co
chwilę szukał czegoś nowego, skacząc po kanałach. Momentami całkowicie się
odcinałam i wspominałam dzisiejszy dzień. Mimo nie przyjemnego poranku, jak i z
resztą poprzedniej nocy, byłam naprawdę szczęśliwa. I miałam to wszystko już za
sobą. Podniosłam wzrok na migoczący telewizor wydając, przy tym krótki krzyk.
Schowałam twarz w dłoniach, gdy zobaczyłam jakąś zmorę. Justin zaczął się
śmiać, a ja bałam się, że serce za chwilę wyskoczy mi z klatki piersiowej.
Słyszałam, że przełącza program i odkłada pilota na szafkę nocną. Objął mnie
mocno, całując w głowę.
-Nie bój się, już to
wyłączyłem.
Nienawidziłam takich filmów,
bo bałam się przy tym jak cholera. Nie wiem co go tak bawiło. Nadal tkwiłam w
tej samej pozycji, nie chciałam odsłaniać twarzy.
-Wyłącz to całkiem, nie mam
już ochoty na telewizję.
Puścił mnie jedną ręką i po
chwili nastała cisza. Zabrałam dłonie z twarzy, poprawiać włosy za ucho.
Uspokajał mi się oddech.
-Już.
Uśmiechnął się szeroko i
przejechał opuszkami palców po moim policzku.
-To Cię tak śmieszy?
Sama się lekko uśmiechnęłam.
Justin leżał bokiem do mnie, z przerzuconą przez moje biodro ręką.
-Jesteś po prostu urocza.
-Czym sobie dzisiaj
zasłużyłam na takie traktowanie?
-Jakie traktowanie?
Zmarszczył trochę zdziwiony
brwi, ale nadal się uśmiechał. Widząc jego delikatne dołeczki, przestałam
całkowicie myśleć o tym, co stało się przed chwilą.
-Słyszałam to dzisiaj chyba
z tysiąc razy. Żeby tylko to..
Przekręciłam oczami a Justin
złapał mnie w pasie i jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie naprawdę blisko.
Złączył nasze usta w pocałunku, bardzo się na nim skupiając. Objęłam jego
policzek, podnosząc się odrobinę do góry. Byłam teraz na jego wysokości i
chętnie odpowiadałam na pocałunki. Gdy zaczęłam się w nie bardziej angażować,
Justin odsunął się ode mnie na milimetry, tak że już nie dotykał moich ust. Gdy
nachyliłam się, by złożyć na jego miękkich ustach jeszcze jednego buziaka,
uśmiechnął się szeroko.
-Dlaczego się dzisiaj ciągle
uśmiechasz?
-Bo jestem szczęśliwy. To
niewystarczający powód? Moja rodzina dowiedziała się, że znów zostanę ojcem.
Czego więcej mógłbym chcieć?
Odsunęłam się, by spojrzeć
na jego twarz. Oczy miał naprawdę radosne. Odetchnęłam głęboko, gdy pomyślałam,
że nigdy nie pojmę swojej miłości do niego. Przejechałam knykciami po jego
policzku, a Justin złapał moja dłoń w swoją większą i przyłożył ja sobie do
ust. Złożył na jej zewnętrznej stronie przedłużony pocałunek i spoważniał.
Zmrużyłam oczy. Skąd ta nagła zmiana nastroju?
-O czym myślisz?
Powiedziałam cicho, a Justin
zaczął skanować moją twarz. Przyglądał się uważnie każdej jej części. Ustom,
oczom, policzkom.
-Martwię się tylko o Twoje
zdrowie. Nie mogę patrzeć jak się tak męczysz, to rozdziera mnie od środka.
Uśmiechnęłam się pocieszająco.
No naprawdę nie miał się czym przejmować..
-Justin.. naprawdę nie
powinieneś zawracać sobie głowy moimi.. mdłościami. Wiem, że się martwisz, jak
zawsze.. ale nie potrzebnie. To trochę wykańczające, racja.. ale nie umrę od
tego.
-Chloe! Mówiłem Ci wiele razy,
że masz tak nie mówić!
-Przepraszam.
Dodałam szybko, przygryzając
wargę. Spuściłam wzrok, ale za chwilę z powrotem go podniosłam. Nie chciałam
psuć tak fajnej chwili.
-Proszę nie rozmawiajmy o
tym. Przed chwilą, było tak super. Lubię Cię takiego beztroskiego.
Podniosłam się na rękach,
kładąc się na tors Justina. Naprawdę chciałam zmienić temat. Pocałowałam go w
szyję, później pod uchem, przejechałam językiem po kości i zatrzymałam się na
kąciku jego ust. Oparłam się rękoma po oby dwóch stronach jego głowy. Chciałam
odwrócić jego uwagę od tych smutnych myśli. Udało się, bo znów pokazywał zęby w
uśmiechu.
-Chloe, co Ty robisz?
Wydukał pomiędzy
pocałunkami. Zignorowałam go.
-Wiem o co Ci chodzi.
Odsunął mnie od siebie lekko
i się uśmiechnął.
-Zawsze to robisz. I zawsze
Ci się to udaje. Ale nie musisz odwracać mojej uwagi.. Dodam, że bardzo mam na
to ochotę, ale nie dziś. Oboje wiemy, że jesteś wykończona. I proszę, nawet nie
próbuj wchodzić ze mną w dyskusję.
Przejrzał mnie. Nachyliłam
się i złożyłam ostatni, szybki pocałunek. Odsunął swoje ramię, wskazując bym
zajęła tam miejsce. Wróciłam do swojej poprzedniej pozycji.
-Odwróć się.
Zrobiłam jak chciał, a
Justin przytulił się ciasno torsem do moich pleców. Pocałował mnie w skroń i
naciągnął na moje ciało więcej pościeli. Nadal było strasznie gorąco. Splątał
nasze nogi w przyjemnie dziwaczny sposób, a ja zamknęłam oczy. Wiedziałam
jednak, że jeszcze chwilę minie, zanim zasnę.
-Śpij, myszko.
Otworzyłam oczy, gdy
poczułam jego nos w swoich włosach.
-Opowiesz mi coś?
Poczułam na plecach jego
wibrującą klatkę piersiową, zaśmiał się.
-Nie, bo wtedy będziesz ze
mną dyskutowała, i zadawała pytania. Masz iść spać.
Nie odpowiedziałam, bo w
sumie nie wiedziałam co. Miał rację. Przekręciłam w ciemnościach oczami. Czułam
się już całkiem dobrze, mdłości przeszły mi całkowicie i nic mi nie dolegało.
Było mi jedynie za gorąco. Próbowałam co chwilę minimalnie zmienić pozycję, tak
żeby nie przeszkadzało to Justinowi. Ale na marne.
-Usypianie Charlesa jest o
wiele prostsze.
Wybełkotał mi do ucha a ja
się zaśmiałam.
***
Skwasiłam się i od razu
otworzyłam oczy. Zamknęłam je jednak równie szybko, by przyzwyczaić się do
światła. Słońce wdarło się do pomieszczenia przez szparę w złączeniu zasłon.
Justin oplatał mnie sobą jak bluszcz. Nie miałam dużego pola do popisu, ale nie
miałam wyjścia. Było za gorąco, musiałam ryzykować. Podniosłam ostrożnie jego
rękę i wysunęłam nogę spod jego nogi. Zaczął mówić coś pod nosem, a ja szybko
wstałam z łóżka. Przekręcił się na brzuch, odwracając twarz od światła. Wgniótł
policzek w poduszkę, a ja wycofałam się na palcach do łazienki. Przemyłam
twarz, rozczesałam włosy i umyłam zęby. Włożyłam na siebie przewiewną zieloną
sukienkę, która leżała złożona na pralce
i wyszłam z łazienki. Przez sypialnie przeszłam
na palcach, nawet nie spoglądając w jego stronę. Nie chciałam go
obudzić. Zaskoczył mnie widok siedzącego przy barze śniadaniowym Johnny’ego.
Poklepałam go po plecach wchodząc do kuchni. Odwrócił się, żeby zobaczyć kto
to, a ja podeszłam do lodówki. Chciało mi się pić.
-Cześć, Chloe. Ładnie dziś
wyglądasz.
Spojrzałam na niego spod
szklanki z sokiem i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję. Maggy jeszcze śpi?
-Tak. Mnie trochę suszyło.
Zaśmiał się, a ja wyrzuciłam
pusty karton do kosza. W sumie byłam trochę głodna. A mój żołądek mógł w końcu
coś normalnie przyjąć, bez zwrócenia tego.
-Jadłeś już śniadanie?
-Dopiero zszedłem.
-Masz na coś ochotę?
Kątem oka widziałam, że uśmiech
zauważalnie mu się poszerzył, ale nie chciałam zwracać na to uwagi, ani tego
komentować. Ponownie otworzyłam lodówkę, skanując wzrokiem jej zawartość. Jak zwykle
nie było mleka. Charles pochłaniał je chyba wzrokiem. Razem z płatkami.
-Jasne, chętnie.
-No to tak. Mamy..
Urwałam, gdy usłyszałam, że
ktoś odsuwa drzwi od altanki. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam, że do domu wszedł
Sam. Co on tutaj robił? Zamknęłam lodówkę i wyszłam mu na spotkanie.
-Cześć młoda.
Ten tekst przyjął się już chyba
na zawsze. Miło było to słyszeć, mimo że nie byłam już wcale taka młoda. Kiedyś
brzmiało to lepiej.
-Cześć. Co Ty tutaj robisz?
Pocałowałam go w policzek, a
Sam uśmiechnął się. Wyciągnął rękę do Johnny’ego, żeby się przywitać.
-Cześć.
-Hej.
-Ehm.. muszę Cię porwać na
jakiś czas.
-Co?
Sam drapał się po głowie, uciekając
wzrokiem. Wydawał się jakiś zdenerwowany, to mnie śmieszyło.
-Potrzebuję Twojej pomocy.
-Teraz?
-Tak. Chodź.
Powiedział stanowczo i
cofnął się do drzwi.
-Sam, ale ..
-Czekam w aucie!
Krzyknął, wychodząc na
zewnątrz. Johnny wpatrywał się we mnie, a ja stałam i nie wiedziałam co ze sobą
zrobić. Sam rzadko prosił mnie o pomoc.
-Przepraszam. Zjesz sam,
dobrze? Musze lecieć.
-Miałem nadzieję zjeść z
Tobą.
Uśmiechnęłam się blado,
ignorując go. Wyszłam z domu, zakładając w pośpiechu sandałki i łapiąc za
torebkę. Wow, słońce naprawdę mocno świeciło. Wsiadłam do auta i zatrzasnęłam
za sobą drzwi.
-Coś się stało?
-Nie. Po prostu potrzebna mi
kobieca obecność. Zapnij pasy.
Ruszył z pod domu, a ja
zrobiłam jak kazał. Spoglądał w lusterka uśmiechając się pod nosem, nie
rozumiałam go.
-Nie mogłeś zabrać ze sobą
Ashley? To chyba najodpowiedniejsze kobiece towarzystwo w Twoim przypadku.
Całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim,
tylko nie o tym, o czym chciałam się dowiedzieć. Zagadywał mnie jakimiś historiami,
byle tylko odwrócić moją uwagę od tego, do czego jestem mu potrzebna.
Zachowywał się trochę dziwnie. Był jakby podekscytowany, wesoły, ale jednocześnie
zdenerwowany. Zaparkowaliśmy przy ulicy z dosyć drogimi sklepami. Rozglądałam
się przez chwilę, aż Sam nie wyłączył silnika. Chwilę siedzieliśmy w ciszy.
-Teraz mi powiesz co tu
robimy?
Spojrzał na mnie i się
uśmiechnął.
-Musisz pomóc mi wybrać pierścionek.
-Pierścionek?
-Chcę się oświadczyć Ashley.
Oooo Sam 😍 Ten Johhny trochę mi się nie podoba 😐😑😐 Cudny rozdział i oby więcej takich było 😗😗
OdpowiedzUsuńDziękuję Skarbie 😙
UsuńBoże ja zamiast słowa *Nabiegali sie przeczytałam *Najebali się. 😅
OdpowiedzUsuńJeju Sam ❤❤❤
Też jakoś ten Johhny mi nie odpowiada, jakiś podejrzany jest. 🤔
Rozdział jak zwykle genialny ❤
Ps. Czekam na tą wiadomość >SNAP< 😂
Dziękuję kochana 😙
UsuńPs. Juz dostałaś i poważnie to przemyśl 😅😙💛
jak ten johnny ma coś wspólnego z Sara i tym makiem czy jak mu tam XD
OdpowiedzUsuń😁😙
Usuń