niedziela, 13 sierpnia 2017

Rozdział 25

Sam był naprawdę zdenerwowany kupnem pierścionka, a jeszcze bardziej samymi zaręczynami, co było zabawne, ale jednocześnie i urocze. Taka wiadomość musiała zapowiadać niesamowity dzień. Sklep, w którym byliśmy był bardzo elegancki ale i przytulny, od początku wiedziałam, że wybór nie będzie łatwy.
-I jak? Podoba Ci się któryś?
Sam przejechał palcami po włosach, gdy włożyłam na palec kolejny pierścionek. Nie wiem czy zabieranie mnie tutaj było dobrym pomysłem. Jak mogłam mu doradzić, gdy wydawało mi się, że każde świecidełko mówiło do mnie „wybierz mnie”? Miałam ogromny dylemat.
-Wszystkie są piękne.
-Chloe, musisz mi pomóc, błagam Cię.
Ściągnęłam pierścionek odkładając go na miejsce i odwróciłam się do brata. Potarłam dłonią po jego ramieniu w geście pocieszenia, dodania otuchy.
-A kiedy chcesz to zrobić? I gdzie?
-Nie potrafię być romantyczny, to będzie porażka.
Zaśmiałam się i odwróciłam, by móc dalej się przyglądać. Chyba nigdy nie widziałam go takiego spiętego. Naprawdę musiałam się skupić i mu pomóc.
-Może wykorzystaj to, że jesteśmy wszyscy razem. Rodzice na pewno będą szczęśliwi, że mogli być świadkami Twoich zaręczyn. Nie mówiąc już o Ashley, chcę zobaczyć jej reakcję.
Między brwiami uformowało mu się małe „V”, gdy uważnie rozmyślał moją propozycję. Dzisiejsza kolacja byłaby idealna, obecna cała rodzina. Przesunęłam się kawałek do kolejnej szklanej lady z pierścionkami i zamarłam, gdy zobaczyłam świecący się na czerwono mały diamencik. Nie potrzebowałam już więcej szukać. Szkoda tylko, że nie zaczęłam od tej strony..
-Sam.. to jest ten pierścionek. Spójrz..
Założyłam go na palca i wyciągnęłam przed siebie dłoń. Spojrzałam na Sama, gdy kątem oka zauważyłam, że się uśmiecha. Z każdym kolejnym ruchem dłoni, słońce przecudownie odbijało się od kamienia. Przygryzłam delikatnie, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
-Podoba mi się.
-Wybrali już państwo?

***

Siedzieliśmy z Samem w kawiarni i rozmawialiśmy. Naprawdę dużo. Gdy tylko kupił pierścionek polepszyło mu się. Znów był rozluźniony i rozgadany jak zawsze. Opowiadał mi o Ashley. Mówił jak się im układa, jakie wiążą ze sobą plany na przyszłość, i słuchając tego naprawdę cieszyłam się z jego szczęścia. Byli ze sobą już tyle lat, że ciężko uwierzyć, że nie zabrał się za to wcześniej. Czasami miałam myśli, że chciałabym z powrotem mieszkać niedaleko Sama, niedaleko Maggy. Wrócić do tego, co było kiedyś. Ale wiedziałam, że odkąd urodził się Charles nic nie będzie już takie samo. I rzecz jasna nie chciałam tego za nic w świecie zmieniać, ale tęskniłam za nimi wszystkimi. Za Dylanem. Chciałabym mieć ich razem blisko siebie. Jutro wrócimy do domu i wszyscy zaczną powoli się rozjeżdżać. Pociągnęłam sok przez słomkę, odganiając od siebie te przygnębiające myśli.
-A Ty jak się czujesz?
Podniosłam wzrok na Sama i uśmiechnęłam się. Czułam się dobrze, przeszkadzał mi jedynie zapach kawy jaki wypełniał całą kawiarnie, ale potrafiłam się na nim nie skupiać. Na myśl o fasolce na twarzy pojawił mi się jeszcze większy uśmiech. Sam odpowiedział mi tym samym i znał już odpowiedź.
-Super widzieć Cię taką szczęśliwą.
-Ciebie też.
Wyciągnął rękę w moim kierunku i uderzył delikatnie opuszkiem palca w czubek mojego nosa. Zaśmiałam się. Kiedyś taki nie był, nie rozmawialiśmy ze sobą w taki sposób. Oczywiście jako starszy brat dużo mi doradzał i opiekował się mną, ale nasze kłótnie mnie przerastały. Teraz był całkiem innym mężczyzną.
-Kurczę.. pamiętam jak się do mnie przeprowadziłaś, przecież to było jak wczoraj.. A dziś, kiedy widzę mamę, to ciągle przez coś płacze. Albo na wieść, że zostanie babcią, dwukrotnie, albo na Twoim weselu, a zaraz popłacze się, gdy dowie się o zaręczynach. Jesteśmy już tacy dorośli.
Poczułam wibrację w torebce i szybko wygrzebałam z niej komórkę. Myślałam, że to może Justin, ale zaskoczyło mnie to, gdy zobaczyłam, że to wiadomość od Joe z pracy.
-Wszystko ok?
-Tak, jasne. Mam tylko prośbę. Podrzuciłbyś mnie do domu? Muszę zabrać jedną teczkę i podrzucić ją koleżance z pracy.
-Jasne, nie ma sprawy.
-Dziękuję.
Sam chwycił za kluczyki ze stolika i wyszliśmy z kawiarni. Zdziwiło mnie to. Do czego potrzebne były jej te papiery, do tego w niedzielę? W sumie dawno nie byłam w studiu, musiałam zobaczyć co się tam dzieję i porozmawiać trochę z Joe. Szczerze mówiąc stęskniłam się już trochę za naszymi porannymi treningami. Niestety będziemy się teraz musiały rozstać na kolejne kilkanaście miesięcy..

***

Sam podwiózł mnie do domu Joe i sam wrócił do siebie. Cudownie było znów ją zobaczyć. Całkowicie zapomniałam o obecnym projekcie i było mi trochę głupio, że musieli zając się wszystkim sami, ale Joe na szczęście panowała nad wszystkim, i zapewniała mnie, że nie muszę się o nic martwić.
-Do zobaczenia.
-Cieszę się, że mogłyśmy chociaż chwilę porozmawiać, świetnie wyglądasz.
Joe pocałowała mnie na pożegnanie w policzek, a ja obdarowałam ją szerokim uśmiechem. Nie powiedziałam jej na razie o ciąży. Sama nie wiem dlaczego, ale to chyba nie był jakoś odpowiedni moment. Gdy wyszłam na świeże powietrze wyciągnęłam telefon by sprawdzić godzinę i w tym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Pośpiesznie odebrałam, gdy zobaczyłam, że to Justin.
-Halo?
-Cześć, Skarbie. Gdzie Ty się podziewasz? Jesteś z Samem?
- Tak, rano wyciągnął z domu, ale opowiem Ci o tym jak wrócę. Wszystko w porządku?
Przystanęłam, gdy spojrzałam na chłopaka, który wychodził właśnie z auta po drugiej stronie ulicy. Wydawał mi się bardzo znajomy, ale nie mogłam go rozpoznać, stał do mnie tyłem.
-Tak, jasne. Oprócz tego, że kolejny raz budzę się sam.
Zaśmiałam się. Udawał marudnego, ale po chwili znów wrócił opiekuńczy Justin.
-Sam Cię przywiezie? Czy mam po Ciebie przyjechać?
Uśmiechnęłam się. Justin był zawsze do tego chętny. Nie ważne gdzie byłam i nawet gdy bez problemu dałabym sobie radę, on oferował, że po mnie przyjedzie. Otworzyłam usta, gdy chłopak odwrócił się w moją stronę a ja natychmiast go rozpoznałam.
-Nie, Justin. Nie trzeba. Wrócę taksówką, muszę coś jeszcze załatwić. Będę za godzinę. Kocham Cię, pa.
Rozłączyłam się i wsadziłam telefon do torebki. Chłopak uśmiechnął się do mnie i ruszył w moją stronę.
-Chloe?
-Nathan!
Nathan wziął mnie na ręce i okręcił się kilka razy. Co on tutaj robił?

***

Spacerowałam z Nathanem w parku i naprawdę cieszyłam się, że go widzę. Dużo się zmienił. Nie wiem jak to możliwe, ale jest chyba odrobinę wyższy, inaczej układa włosy i ma zarost. To go postarza, ale i dodaje uroku. Inaczej się też ubiera, nigdy nie widziałam go w takiej eleganckiej koszuli. Tak dawno się nie widzieliśmy, że nie wiedziałam o co zapytać go najpierw. Postanowił mnie wyręczyć i wyjaśnić skąd się tu wziął.
-Byłem w pobliżu załatwić pewne sprawy. I od razu pomyślałem o Tobie, ale nie sądziłem, że od razu na Ciebie wpadnę. Mieszkamy od siebie dwie godziny drogi a ja tak dawno Cię nie widziałem. Minęło chyba z pięć lat. Aż trudno mi w to uwierzyć.
Uśmiechał się od ucha do ucha i mówił tak szybko, że trudno było mi go zrozumieć.
-Fajnie w końcu Cię zobaczyć. Zmieniłeś się.
Uśmiechnął się zawstydzony a ja poprawiłam na ramieniu pasek od torebki, spuszczając wzrok na dół.
-Ty za to wcale. Dalej jesteś tak piękna jak kiedyś.
Spojrzałam na niego i poczułam lekkie zakłopotanie. Jednak nie zmienił się aż tak bardzo. Mimo, że naprawdę go lubiłam, to nasza rozmowa nigdy nie była od początku do końca pozbawiona zakłopotani albo niezręczności. Na szczęście kolejny raz wyręczył mnie odzywając się jako pierwszy.
-Jestem strasznie ciekawy co u Ciebie. Dalej zajmujesz się tańcem?
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i szybkim ruchem oblizałam usta, jakbym miała za chwilę wygłosić kilku stronnicowe przemówienie. Tyle się wydarzyło. Miałam do streszczenia całe pięć lat.
-Tak, mam swoją szkołę tańca.
Nathan otworzył szeroko oczy, szczerząc się. To wywołało u mnie większy uśmiech.
-Nie wyobrażam sobie, że miałabym robić cokolwiek innego.
-To naprawdę super. Poza tym jesteś w tym świetna. Zawsze byłaś.
Podniosłam na niego wzrok i szczerze obdarzyłam uśmiechem. Nie mogłam się na niego napatrzeć, wyglądał tak inaczej.
-Ty też.
Odparłam zgodnie z prawdą.
-Układa Ci się? Nadal jesteś z Justinem?
Spojrzałam na niego a on w tym samym czasie uniósł wzrok na moją dłoń. Miał odpowiedź, nie musiał wcale pytać. Zdziwiło mnie to pytanie, przecież doskonale wiedział o mojej ciąży. Pierwszej ciąży. O drugiej fasolce nie chciałam mu wspominać.
-Oczywiście.
Zmarszczyłam brwi. Po tylu latach ten temat dalej był dla niego drażniący.. miałam ochotę przewrócić niegrzecznie oczami.
-Justin jest świetnym ojcem. Powinieneś poznać Charlesa.
-Mam taką nadzieję.
-A Ty? Jak sobie radzisz?
Radość na jego twarzy była wyraźnie widoczna. I naprawdę zaraźliwa.
-Dalej pracuję w tym samym miejscu, robię to co kocham, jestem zaręczony.
-Wow, to gratuluję!
Co ich tak wzięło? Ale naprawdę się z tego powodu cieszyłam. Był naprawdę rozgadany. O Aby dowiedziałam się chyba wszystkiego. Nie znałam jej, ale za to znałam już jej ulubiony film i jedzenie. Nieźle go wzięło. Ale to dobrze. Cieszyłam się, że ułożył sobie życie. Zatrzymaliśmy się nagle przy jego aucie.
-Mam Cię gdzieś podwieźć?
-Nie. Wezmę taksówkę. Mam coś jeszcze do załatwienia.
Powiedziałam z marszu, co nie było do końca prawdą. Ale nie chciałam, żeby Justin zobaczył Nathana, i pomyślał, że to dlatego odmówiłam mu, żeby po mnie przyjechał.
-Jestem tu do środy. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Nie chcę czekać kolejnych pięciu lat, żeby się z Tobą zobaczyć.
Oboje się zaśmialiśmy. Miał racje, i naprawdę chciałam się z nim jeszcze zobaczyć. Obiecałam mu to więc i pomachałam, gdy odjeżdżał. Odwróciłam się, by przejść na drugą stronę ulicy. Mogłabym przysiąc, że nie widziałam żadnego auta, gdy weszłam na pasy. Poczułam ogromne ukłucie w brzuchu i otworzyłam szeroko usta, gdy zobaczyłam, że za kierownicą rozpędzonego w moją stronę samochodu siedzi boleśnie znajoma twarz.
-Mack…
Powiedziałam pod nosem i usłyszałam pisk opon. Czułam się jak sparaliżowana, gdy poczułam mocne uderzenie. Przeleciałam przez maskę lądując na twardej drodze. Otworzyłam oczy, ale szybko je z powrotem zamknęłam, gdy słońce całkowicie mnie oślepiło. Miałam wrażenie, że moja głowa rozsypie się za chwile na milion kawałeczków. Chciałam złapać się za brzuch, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle poczułam zapach krwi i kręcenie w głowie. Po chwili nic mnie już nie bolało. Miałam wrażenie, że zasypiam.

-Chloe!

8 komentarzy:

  1. O ja takiej końcówki się nie spodziewałam. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg ja również końcówki się nie spodziewałam. Boże ja chce juz Jussa ! Jak zareaguje..... 😱😱😬 Boże czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo nie nie nie nie w takim momencie ���� żeby fasolce nic nie było... ale kocham ❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo nie 😣 Biedna Chloe, jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko umarło 😔 Nircierpliwie czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zawsze cudowny rozdzial.Mam nadzieję że Chloe i dziecku nic sie nie stanie.Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial.To opowiadanie to moja odskocznia od rzeczywistości.KOCHAM❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  6. O dziękuję kochanie,to bardzo miłe 😙😙💗

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)