Sam był naprawdę zdenerwowany
kupnem pierścionka, a jeszcze bardziej samymi zaręczynami, co było zabawne, ale
jednocześnie i urocze. Taka wiadomość musiała zapowiadać niesamowity dzień.
Sklep, w którym byliśmy był bardzo elegancki ale i przytulny, od początku wiedziałam,
że wybór nie będzie łatwy.
-I jak? Podoba Ci się
któryś?
Sam przejechał palcami po
włosach, gdy włożyłam na palec kolejny pierścionek. Nie wiem czy zabieranie
mnie tutaj było dobrym pomysłem. Jak mogłam mu doradzić, gdy wydawało mi się,
że każde świecidełko mówiło do mnie „wybierz mnie”? Miałam ogromny dylemat.
-Wszystkie są piękne.
-Chloe, musisz mi pomóc,
błagam Cię.
Ściągnęłam pierścionek odkładając
go na miejsce i odwróciłam się do brata. Potarłam dłonią po jego ramieniu w
geście pocieszenia, dodania otuchy.
-A kiedy chcesz to zrobić? I
gdzie?
-Nie potrafię być
romantyczny, to będzie porażka.
Zaśmiałam się i odwróciłam,
by móc dalej się przyglądać. Chyba nigdy nie widziałam go takiego spiętego.
Naprawdę musiałam się skupić i mu pomóc.
-Może wykorzystaj to, że
jesteśmy wszyscy razem. Rodzice na pewno będą szczęśliwi, że mogli być
świadkami Twoich zaręczyn. Nie mówiąc już o Ashley, chcę zobaczyć jej reakcję.
Między brwiami uformowało mu
się małe „V”, gdy uważnie rozmyślał moją propozycję. Dzisiejsza kolacja byłaby
idealna, obecna cała rodzina. Przesunęłam się kawałek do kolejnej szklanej lady
z pierścionkami i zamarłam, gdy zobaczyłam świecący się na czerwono mały
diamencik. Nie potrzebowałam już więcej szukać. Szkoda tylko, że nie zaczęłam
od tej strony..
-Sam.. to jest ten
pierścionek. Spójrz..
Założyłam go na palca i
wyciągnęłam przed siebie dłoń. Spojrzałam na Sama, gdy kątem oka zauważyłam, że
się uśmiecha. Z każdym kolejnym ruchem dłoni, słońce przecudownie odbijało się
od kamienia. Przygryzłam delikatnie, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego
uśmiechu.
-Podoba mi się.
-Wybrali już państwo?
***
Siedzieliśmy z Samem w
kawiarni i rozmawialiśmy. Naprawdę dużo. Gdy tylko kupił pierścionek polepszyło
mu się. Znów był rozluźniony i rozgadany jak zawsze. Opowiadał mi o Ashley.
Mówił jak się im układa, jakie wiążą ze sobą plany na przyszłość, i słuchając
tego naprawdę cieszyłam się z jego szczęścia. Byli ze sobą już tyle lat, że
ciężko uwierzyć, że nie zabrał się za to wcześniej. Czasami miałam myśli, że
chciałabym z powrotem mieszkać niedaleko Sama, niedaleko Maggy. Wrócić do tego,
co było kiedyś. Ale wiedziałam, że odkąd urodził się Charles nic nie będzie już
takie samo. I rzecz jasna nie chciałam tego za nic w świecie zmieniać, ale
tęskniłam za nimi wszystkimi. Za Dylanem. Chciałabym mieć ich razem blisko
siebie. Jutro wrócimy do domu i wszyscy zaczną powoli się rozjeżdżać.
Pociągnęłam sok przez słomkę, odganiając od siebie te przygnębiające myśli.
-A Ty jak się czujesz?
Podniosłam wzrok na Sama i
uśmiechnęłam się. Czułam się dobrze, przeszkadzał mi jedynie zapach kawy jaki
wypełniał całą kawiarnie, ale potrafiłam się na nim nie skupiać. Na myśl o
fasolce na twarzy pojawił mi się jeszcze większy uśmiech. Sam odpowiedział mi
tym samym i znał już odpowiedź.
-Super widzieć Cię taką
szczęśliwą.
-Ciebie też.
Wyciągnął rękę w moim kierunku
i uderzył delikatnie opuszkiem palca w czubek mojego nosa. Zaśmiałam się.
Kiedyś taki nie był, nie rozmawialiśmy ze sobą w taki sposób. Oczywiście jako
starszy brat dużo mi doradzał i opiekował się mną, ale nasze kłótnie mnie
przerastały. Teraz był całkiem innym mężczyzną.
-Kurczę.. pamiętam jak się
do mnie przeprowadziłaś, przecież to było jak wczoraj.. A dziś, kiedy widzę
mamę, to ciągle przez coś płacze. Albo na wieść, że zostanie babcią,
dwukrotnie, albo na Twoim weselu, a zaraz popłacze się, gdy dowie się o
zaręczynach. Jesteśmy już tacy dorośli.
Poczułam wibrację w torebce
i szybko wygrzebałam z niej komórkę. Myślałam, że to może Justin, ale
zaskoczyło mnie to, gdy zobaczyłam, że to wiadomość od Joe z pracy.
-Wszystko ok?
-Tak, jasne. Mam tylko prośbę.
Podrzuciłbyś mnie do domu? Muszę zabrać jedną teczkę i podrzucić ją koleżance z
pracy.
-Jasne, nie ma sprawy.
-Dziękuję.
Sam chwycił za kluczyki ze
stolika i wyszliśmy z kawiarni. Zdziwiło mnie to. Do czego potrzebne były jej
te papiery, do tego w niedzielę? W sumie dawno nie byłam w studiu, musiałam
zobaczyć co się tam dzieję i porozmawiać trochę z Joe. Szczerze mówiąc
stęskniłam się już trochę za naszymi porannymi treningami. Niestety będziemy
się teraz musiały rozstać na kolejne kilkanaście miesięcy..
***
Sam podwiózł mnie do domu
Joe i sam wrócił do siebie. Cudownie było znów ją zobaczyć. Całkowicie
zapomniałam o obecnym projekcie i było mi trochę głupio, że musieli zając się
wszystkim sami, ale Joe na szczęście panowała nad wszystkim, i zapewniała mnie,
że nie muszę się o nic martwić.
-Do zobaczenia.
-Cieszę się, że mogłyśmy
chociaż chwilę porozmawiać, świetnie wyglądasz.
Joe pocałowała mnie na
pożegnanie w policzek, a ja obdarowałam ją szerokim uśmiechem. Nie powiedziałam
jej na razie o ciąży. Sama nie wiem dlaczego, ale to chyba nie był jakoś
odpowiedni moment. Gdy wyszłam na świeże powietrze wyciągnęłam telefon by
sprawdzić godzinę i w tym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Pośpiesznie
odebrałam, gdy zobaczyłam, że to Justin.
-Halo?
-Cześć, Skarbie. Gdzie Ty
się podziewasz? Jesteś z Samem?
- Tak, rano wyciągnął z
domu, ale opowiem Ci o tym jak wrócę. Wszystko w porządku?
Przystanęłam, gdy spojrzałam
na chłopaka, który wychodził właśnie z auta po drugiej stronie ulicy. Wydawał
mi się bardzo znajomy, ale nie mogłam go rozpoznać, stał do mnie tyłem.
-Tak, jasne. Oprócz tego, że
kolejny raz budzę się sam.
Zaśmiałam się. Udawał
marudnego, ale po chwili znów wrócił opiekuńczy Justin.
-Sam Cię przywiezie? Czy mam
po Ciebie przyjechać?
Uśmiechnęłam się. Justin był
zawsze do tego chętny. Nie ważne gdzie byłam i nawet gdy bez problemu dałabym
sobie radę, on oferował, że po mnie przyjedzie. Otworzyłam usta, gdy chłopak
odwrócił się w moją stronę a ja natychmiast go rozpoznałam.
-Nie, Justin. Nie trzeba. Wrócę
taksówką, muszę coś jeszcze załatwić. Będę za godzinę. Kocham Cię, pa.
Rozłączyłam się i wsadziłam
telefon do torebki. Chłopak uśmiechnął się do mnie i ruszył w moją stronę.
-Chloe?
-Nathan!
Nathan wziął mnie na ręce i
okręcił się kilka razy. Co on tutaj robił?
***
Spacerowałam z Nathanem w
parku i naprawdę cieszyłam się, że go widzę. Dużo się zmienił. Nie wiem jak to
możliwe, ale jest chyba odrobinę wyższy, inaczej układa włosy i ma zarost. To
go postarza, ale i dodaje uroku. Inaczej się też ubiera, nigdy nie widziałam go
w takiej eleganckiej koszuli. Tak dawno się nie widzieliśmy, że nie wiedziałam
o co zapytać go najpierw. Postanowił mnie wyręczyć i wyjaśnić skąd się tu
wziął.
-Byłem w pobliżu załatwić
pewne sprawy. I od razu pomyślałem o Tobie, ale nie sądziłem, że od razu na
Ciebie wpadnę. Mieszkamy od siebie dwie godziny drogi a ja tak dawno Cię nie
widziałem. Minęło chyba z pięć lat. Aż trudno mi w to uwierzyć.
Uśmiechał się od ucha do
ucha i mówił tak szybko, że trudno było mi go zrozumieć.
-Fajnie w końcu Cię
zobaczyć. Zmieniłeś się.
Uśmiechnął się zawstydzony a
ja poprawiłam na ramieniu pasek od torebki, spuszczając wzrok na dół.
-Ty za to wcale. Dalej
jesteś tak piękna jak kiedyś.
Spojrzałam na niego i
poczułam lekkie zakłopotanie. Jednak nie zmienił się aż tak bardzo. Mimo, że naprawdę
go lubiłam, to nasza rozmowa nigdy nie była od początku do końca pozbawiona zakłopotani
albo niezręczności. Na szczęście kolejny raz wyręczył mnie odzywając się jako
pierwszy.
-Jestem strasznie ciekawy co
u Ciebie. Dalej zajmujesz się tańcem?
Skrzyżowałam ręce na klatce
piersiowej i szybkim ruchem oblizałam usta, jakbym miała za chwilę wygłosić
kilku stronnicowe przemówienie. Tyle się wydarzyło. Miałam do streszczenia całe
pięć lat.
-Tak, mam swoją szkołę
tańca.
Nathan otworzył szeroko
oczy, szczerząc się. To wywołało u mnie większy uśmiech.
-Nie wyobrażam sobie, że
miałabym robić cokolwiek innego.
-To naprawdę super. Poza tym
jesteś w tym świetna. Zawsze byłaś.
Podniosłam na niego wzrok i
szczerze obdarzyłam uśmiechem. Nie mogłam się na niego napatrzeć, wyglądał tak
inaczej.
-Ty też.
Odparłam zgodnie z prawdą.
-Układa Ci się? Nadal jesteś
z Justinem?
Spojrzałam na niego a on w
tym samym czasie uniósł wzrok na moją dłoń. Miał odpowiedź, nie musiał wcale
pytać. Zdziwiło mnie to pytanie, przecież doskonale wiedział o mojej ciąży.
Pierwszej ciąży. O drugiej fasolce nie chciałam mu wspominać.
-Oczywiście.
Zmarszczyłam brwi. Po tylu
latach ten temat dalej był dla niego drażniący.. miałam ochotę przewrócić
niegrzecznie oczami.
-Justin jest świetnym ojcem.
Powinieneś poznać Charlesa.
-Mam taką nadzieję.
-A Ty? Jak sobie radzisz?
Radość na jego twarzy była
wyraźnie widoczna. I naprawdę zaraźliwa.
-Dalej pracuję w tym samym
miejscu, robię to co kocham, jestem zaręczony.
-Wow, to gratuluję!
Co ich tak wzięło? Ale
naprawdę się z tego powodu cieszyłam. Był naprawdę rozgadany. O Aby
dowiedziałam się chyba wszystkiego. Nie znałam jej, ale za to znałam już jej
ulubiony film i jedzenie. Nieźle go wzięło. Ale to dobrze. Cieszyłam się, że
ułożył sobie życie. Zatrzymaliśmy się nagle przy jego aucie.
-Mam Cię gdzieś podwieźć?
-Nie. Wezmę taksówkę. Mam
coś jeszcze do załatwienia.
Powiedziałam z marszu, co
nie było do końca prawdą. Ale nie chciałam, żeby Justin zobaczył Nathana, i
pomyślał, że to dlatego odmówiłam mu, żeby po mnie przyjechał.
-Jestem tu do środy. Mam
nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Nie chcę czekać kolejnych pięciu lat, żeby
się z Tobą zobaczyć.
Oboje się zaśmialiśmy. Miał
racje, i naprawdę chciałam się z nim jeszcze zobaczyć. Obiecałam mu to więc i
pomachałam, gdy odjeżdżał. Odwróciłam się, by przejść na drugą stronę ulicy.
Mogłabym przysiąc, że nie widziałam żadnego auta, gdy weszłam na pasy. Poczułam
ogromne ukłucie w brzuchu i otworzyłam szeroko usta, gdy zobaczyłam, że za
kierownicą rozpędzonego w moją stronę samochodu siedzi boleśnie znajoma twarz.
-Mack…
Powiedziałam pod nosem i
usłyszałam pisk opon. Czułam się jak sparaliżowana, gdy poczułam mocne
uderzenie. Przeleciałam przez maskę lądując na twardej drodze. Otworzyłam oczy,
ale szybko je z powrotem zamknęłam, gdy słońce całkowicie mnie oślepiło. Miałam
wrażenie, że moja głowa rozsypie się za chwile na milion kawałeczków. Chciałam
złapać się za brzuch, ale nie mogłam się ruszyć. Nagle poczułam zapach krwi i
kręcenie w głowie. Po chwili nic mnie już nie bolało. Miałam wrażenie, że
zasypiam.
-Chloe!
O ja takiej końcówki się nie spodziewałam. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńOmg ja również końcówki się nie spodziewałam. Boże ja chce juz Jussa ! Jak zareaguje..... 😱😱😬 Boże czekam na next!
OdpowiedzUsuńOoo nie nie nie nie w takim momencie ���� żeby fasolce nic nie było... ale kocham ❤️❤️
OdpowiedzUsuń💗
UsuńNoo nie 😣 Biedna Chloe, jest duże prawdopodobieństwo, że dziecko umarło 😔 Nircierpliwie czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń😘
UsuńJak zawsze cudowny rozdzial.Mam nadzieję że Chloe i dziecku nic sie nie stanie.Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial.To opowiadanie to moja odskocznia od rzeczywistości.KOCHAM❤❤❤
OdpowiedzUsuńO dziękuję kochanie,to bardzo miłe 😙😙💗
OdpowiedzUsuń