Podniosłam się na rękach z
nie małą starannością, krzywiąc się trochę przy tym z bólu. Ale czułam się o
niebo lepiej niż wczorajszego wieczoru. Głowa mnie nie bolała prawie wcale, ale
to za pewne zasługa tabletek, które jeszcze nie tak dawno podała mi pielęgniarka.
Poprawiłam spadającą na bok pościel i spojrzałam na Justina, który stał pod
oknem i rozmawiał przez telefon. Odwrócił się zainteresowany w moją stronę, gdy
tylko łóżko odrobinę zaskrzypiało od moich ruchów. Było słonecznie, światło
oślepiało Justina. Mrużył przy tym oczy. Uśmiechnęłam się na ten widok. Oparłam
głowę o poduszkę i przysłuchiwałam się jego rozmowie.
-Tak.. Było już późno, nie
było sensu.. Za godzinę, jeśli Chloe będzie miała na to siły.. Tak..
Nie spuszczał ze mnie
wzroku, podchodząc do łóżka. Stanął naprzeciwko mnie i przekręcił oczami.
Wiedziałam, że to nie do mnie, tylko do słuchawki. Znów się uśmiechnęłam. Odsunął telefon od policzka, i przystawił do
niego dłoń, zwracając się do mnie.
-Kilka osób chce Cię
odwiedzić.
-Jasne.
Odpowiedziałam pośpiesznie,
odrobinkę poważniejąc. Chciałam dopytać się o coś więcej, ale Justin wrócił do
rozmowy. Nie poznałam żadnych szczegółów. Przetarł oczy palcami i znów podszedł
do okna. Był wykończony, trudno się na niego patrzyło. Nie sypiał najlepiej od trzech
dni. Doceniałam to, że się o mnie martwił i nie chciał zostawić mnie samej, ale
teraz potrzebował snu. Musiałam o tym z nim porozmawiać.
-Dobrze.. Tak.. Tak, Maggy
będzie wiedziała gdzie.. Paa..
Skończył rozmowę i wsadził
komórkę do tylnej kieszeni dżinsów. Podniosłam się z poduszki a Justin usiadł obok
mnie. Nic nie mówił. Przyglądał mi się z lekkim uśmiechem, nie miał siły nawet
na to. Wyciągnął rękę do mojej twarzy, by przejechać kciukiem po moim poliku.
-Powinieneś jechać do domu.
Dlaczego jesteś taki uparty?
Spojrzał na zegarek, nie przestając
mnie głaskać. Nie odpowiedział dopóki nie przekręciłam oczami. Śmieszyło go to.
-Jesteś głodna?
Zmienił temat, ale był to
bardzo trafny temat. Tak naprawdę to skręcało mnie z głodu. Miałam ochotę na
wszystko. Byłam pewna, że zjem cokolwiek dostanę.
-Tak. Fasolka na pewno też.
Uśmiechnął się i nachylił,
by pocałować mnie w czoło, po czym wstał.
-Porozmawiam z pielęgniarką
i zobaczymy na co możesz sobie pozwolić. Za chwilkę wracam.
Pokiwałam twierdząco głową, patrząc
jak wychodzi. Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Przyciągnęłam do siebie
pościel, myśląc o fasolce. Tak strasznie się o nią bałam. Na samą myśl robiło
mi się nie dobrze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i przeszły mnie ciarki.
Dałabym wszystko, by móc leżeć teraz w domu, w sypialni, z miejscem obok dla
Justina, gdzie mógłby się spokojnie wyspać. Musiałam porozmawiać z
pielęgniarką. Ale bez udziału Justina. Sam na sam, żeby wynegocjować jak
najszybszy powrót do domu. Znów poczułam głód, ale w tym samym momencie
usłyszałam otwierające się drzwi. Do sali weszła pielęgniarka a za nią Justin.
Z tacą z jedzeniem. Kobieta uśmiechnęła się i podeszła do mojego łóżka.
-Ma pani bardzo opiekuńczego
męża, ale jest strasznie uparty.
-Wiem.
Odpowiedziałam cicho, spoglądając
na Justina. Był i opiekuńczy i uparty. Podszedł do nas i postawił tacę, na
ruchomym stoliczku. Poczułam się, jakbym miała pięć lat. Skrzywiłam się, ale uśmiech
szybko wrócił, gdy poczułam zapach gorącej zupy.
-Na razie powinnaś jeść
lekkie rzeczy, Skarbie. Mam nadzieję, że będzie Ci smakować. Zostawię Was
samych.
-Dziękuję.
Odpowiedziałam pielęgniarce,
odprowadzając ją wzrokiem za drzwi. Znów zostałam sama z Justinem. Przyglądał
mi się uważnie, gdy na niego spojrzałam. Wyglądał, jakby był czymś zmartwiony,
ale widziałam, że próbuje to ukryć.
-No dalej, jedz dopóki gorące.
Ponaglił mnie, a ja złożyłam
usta w cienką linię.
-Justin?
-Tak, Kochanie?
Usiadł z powrotem na łózko,
oczywiście tak, żeby uważać na moją nogę i założył moje włosy za ucho. Już nie
potrzebowałam tak wielkiego opatrunku jak wczoraj. Justin podniósł brwi,
patrząc na mnie wyczekująco. Musiałam tą sytuacje jakoś wykorzystać.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Oczywiście, Aniołku, ale
teraz jedz. Nie chcę się powtarzać.
Wzięłam głęboki oddech i
przygryzłam mocno wargę, gdy wszystko w środku mnie zabolało. Nie chciałam, żeby
Justin to widział.
-Po warunkiem.
-Pod warunkiem co?
-Zjem.
-Słucham?
Zmarszczył brwi. Między nimi
uformowało mu się śmieszne V. Nie wyglądał jednak na rozbawionego.
-Obiecaj mi, że pojedziesz
do domu. Nie chcę, żebyś siedział tu ze mną prawie nie przytomny. Oczywiście
doceniam to, ale.. nie potrzebuję tyle poświecenia.
-Jedz.
Zignorował mnie, ale nie
chciałam dać za wygraną.
-Justin..
-Chloe?
-Obiecujesz?
Przyglądał mi się, jakby
było to dla niego niezrozumiałe. Był wykończony, potrzebował snu. Czego tu nie
rozumieć?
-Obiecujesz?
Powtórzyłam, a Justin złapał
za moją rękę i pocałował jej wewnętrzną stronę.
-Jesteś uparta.
-Nie. To ty jesteś uparty.
-Obiecuję.
Uśmiechnął się a ja
pośpiesznie odpowiedziałam mu tym samym. No na szczęście bo myślałam już, że
umrę z głodu. Zabrałam się za jedzenie. Było gorące, ale bardzo smaczne.
Zdziwiło mnie to. Justin przyglądał mi się z zadowoleniem, a ja przez to
wszystko prawie zapomniałam, że miałam go zapytać z kim rozmawiał.
-Kto do Ciebie dzwonił?
-Sam. Masz ochotę na
odwiedziny?
Odłożyłam łyżkę, kiwając twierdząco
głową. Tak strasznie chciałam zobaczyć Charlesa i rodziców. Bardzo za nimi
tęskniłam.
-Jasne, przyjadą rodzice?
-Jeśli Ty przestajesz jeść,
ja przestaje mówić.
Powiedział ostrzegawczo.
Chwyciłam za łyżkę, kończąc zupę.
-Za godzinę będą tu Twoi
rodzice z moim tatą i Lee. I Charlesem. Stęsknił się za Tobą bardzo.
Odsunęłam od siebie
skrzypiącą półkę, podciągając kołdrę.
-Już?
Pokiwałam głową. Nagle
miałam ochotę się rozpłakać. Nie chciałam tu być i nie mogłam zrozumieć
dlaczego Mack to zrobił. Nie zamierzałam jednak zaczynać z Justinem tego
tematu, żeby go tym nie wkurzyć.
-Myszko? Co się dzieję?
Justin złapał za moją dłoń,
a ja poczułam jak do oczu napływają mi łzy. Musiałam skłamać.
-Nic. Po prostu.. rozbolała
mnie głowa..
Uciekłam wzrokiem na nasze
dłonie, pociągając przy tym nosem.
-Zawołać pielęgniarkę?
Wydawał się być odrobinę
wystraszony. Pokiwałam szybko głową.
-Nie.. Chcę wrócić do domu.
-Wiem.
Podniosłam wzrok, a Justin
uśmiechnął się. Przybliżył się ostrożnie i objął dłońmi moją twarz. Zamknęłam
oczy, gdy poczułam jego oddech na swoim policzku. Pocałował mnie w niego
delikatnie a ja odwróciłam się lekko, by poczuć jego usta na swoich. Poczułam
ulgę, gdy nasze wargi złączyły się. Pocałunek był wyjątkowo delikatny. Złapałam
za rękę Justina, by go pogłębić. Czułam na ustach jego uśmiech. Po chwili
odsunął się ode mnie, ale nie chciałam jeszcze otwierać oczu. Zrobiłam to
dopiero wtedy, gdy usłyszałam jego głos.
-Kocham Cię.
Nachyliłam się, by złożyć
jeszcze jeden, szybki pocałunek na jego ustach.
-Ja Ciebie też, Justin.
-Umarłem tysiąc razy, zanim
powiedzieli mi, że z Tobą i dzieckiem wszystko w porządku. Jak do tej pory nie
znałem większego strachu.
-Hej, jest ok. Nie musisz już
o tym myśleć.
Uśmiechnęłam się szeroko, a
Justin pocałował mnie w czoło. Oby dwoje spojrzeliśmy w stronę drzwi, gdy otworzyły
się powoli. Pielęgniarka wystawiła najpierw głowę, a później resztę siebie. Była
naprawdę zabawna. Polubiłam ją od razu, jak tylko ją zobaczyłam.
-Zjedzone?
Pokiwałam głową. Uśmiechnęła
się.
-Było pyszne. Dziękuję.
Była jedyną osobą, która nie
czepiała się tego, że Justin siedzi na moim łóżku. Polubiła go. On ją też. Tak,
wiedziałam, że to właśnie z nią powinnam porozmawiać na temat mojego powrotu do
domu. Inni przecież też musieli za nią przepadać i zgodzić się, jeśli coś
takiego by zasugerowała.
-Justin, przyniósłbyś mi
wodę?
Przygryzłam wargę, cicho
zwracając się do Justina. Oczywiście wstał szybko z łóżka, przystając bez
problemu na moją prośbę. Chwilę później zostałam z uroczą, nie dużo starsza ode
mnie pielęgniarką sam na sam.
-Możemy porozmawiać?
Po jej minie widać było, że
chyba odrobinę ją tym zaskoczyłam, ale chętnie przysiadła na krzesełku obok
mojego łóżka. Podniosłam się na rękach, krzywiąc się z bólu, a kobieta jedynie
przechyliła w bok głowę. Uśmiechnęłam się, żeby pokazać, że wszystko jest ok.
Musiałam się streszczać.
-O czym chcesz porozmawiać?
Masz jakiś problem?
-Kiedy będę mogła wyjść
stąd? Wrócić do domu?
Pielęgniarka rozsiadła się wygodniej
na krześle, jakby szykowała się na długą rozmowę.
-Chloe, jesteś tutaj bardzo króciutko,
dopiero wczoraj wybudziłaś się ze śpiączki. Tego nie da się przyśpieszyć,
jesteś jeszcze bardzo słaba.
Przełknęłam ślinę. Musiałam
ją przekonać, za wszelką cenę. Inaczej tu zwariuję.
-Nie jestem słaba. Czuję się
o wiele lepiej niż wczoraj. Poza tym.. będę się pilnować. Justin na pewno mnie
dopilnuje, wezmę każdą tabletkę o właściwej porze, będę zdrowo się odżywiać i
leżeć jak najwięcej w łóżku. Proszę, musi pani mi pomóc.
Mówiłam tak szybko, że aż
zabrakło mi tchu. Kobieta z zielonym fartuszku nie mogła przestać się
uśmiechać. Odbierałam to jako dobry znak.
-Jak na razie to w ogóle nie
wolno Ci wstawać. Widzę, że nie przepadasz za szpitalami.
-Nie cierpię ich..
Zaśmiała się.
-Porozmawiam z lekarzem i
zobaczę co da się zrobić, ale niczego
nie mogę Tobie obiecać. Myślę, że powinnaś rozstać z nami jeszcze kilka dni.
Oparłam się zrezygnowana o
poduszkę. Miałam nadzieję, że się uda.
Justin
Wyszedłem z windy, szybko
ruszając w kierunku sali, w której leżała Chloe. Wsadziłem telefon do kieszeni,
gdy zobaczyłem, że szklane drzwi na końcu korytarza otwierają się, a w moją
stronę biegnie roześmiany Charles.
-Tataaaa!
Zdążyłem rozłożyć ręce, a
maluch wskoczył na mnie, ściskając mocno za szyję. Przytuliłem go mocno do
siebie, patrząc za jego ramię. Tata podszedł do mnie, a ja przywitałem się z
nim mocnym uściśnięciem dłoni.
-Witaj Justinie, można wejść
do Chloe?
Pokiwałem potwierdzająco do mamy
Chloe. Jej rodzice i Lee weszli do sali, a ja zostałem na korytarzu z tatą i
Charlesem na rękach. Wyczuwałem, że chce mi coś powiedzieć związanego ze sprawą.
Nie pomyliłem się.
-Rozmawiałem dziś z policją.
-I?
Poczułem dziwne ukłucie w
brzuchu. Miałem nadzieję, że usłyszę dobre dla mnie wiadomości. Mack musiał
tego pożałować.
-Dorwali go. Nie próbował
niczemu zaprzeczać. Od razu się przyznał.
Tata przerwał, gdy z sali
wyszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się do nas i szybko zniknęła za drzwiami.
Charles mocniej ścisnął mnie za szyję. Poprawiłem go na rękach i spojrzałem na
tatę.
-Pójdzie siedzieć?
-Mam taką nadzieję. To nie
był wypadek, przyznał się od razu. Nie działał jednak sam.
Wiedziałem co teraz usłyszę.
Robiło mi się niedobrze na samą myśl.
-Sara?
-To był jej pomysł.
Wysłużyła się nim, bo wiedziała, że będzie chciał zemsty. Poniesie za to
konsekwencje. Oboje poniosą.
-Tato, mogę do mamy?
Przeniosłem wzrok z taty na
syna. Oboje wiedzieliśmy, że to nie koniec rozmowy, ale nie był to najlepszy
czas i miejsce na to. Zacisnąłem szczękę.
-Jasne, Skarbie. Już
idziemy.
Puściłem ojca przodem i
weszliśmy do sali. Po całym pomieszczeniu roznosił się śmiech Chloe. To naprawdę
piękny dźwięk. Pomógł mi zapomnieć o rozmowie chwilę przedtem. Postawiłem
Charlesa na podłodze, a ten szybko podbiegł do Chloe. Lee podsadziła go na
krzesło, a mały wszedł na łóżko i zawiesił się na szyi Chloe. Skrzywiła się, a
Lee odciągnęła Charlesa na bok. Widziałem w oczach Chloe ból. Próbowała się nie
rozpłakać. Podszedłem i złapałem ją za rękę. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła
się mało przekonująco.
-Możesz jechać do domu. Nie będę
tutaj sama.
-Chloe ma racje, musisz się
wyspać.
Mieli racje. Potrzebowałem
snu, ale tak bardzo bałem się, że nie będzie mnie przy Chloe, gdy coś się
stanie. Wiedziałem jednak, że zacznie się dyskusja, jeśli zacząłbym się z tego
wywijać. Nie chciałem denerwować Chloe, obiecałem jej.
-Dobrze, ale wrócę tu
wieczorem, razem z Maggy.
Na moje słowa Chloe wyraźnie
się rozluźniła. Uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.
-Do zobaczenia wieczorem.
-Paa.
Uśmiechnęła się szeroko a ja
podszedłem do drzwi. Naprawdę potrzebowałem prysznica.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJest i wyczekiwany rozdział jak zawsze świetny :* czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham ❤️❤️❤️❤️ Cudo 😂😂
OdpowiedzUsuńŚwietny❤ Od początku nie lubiłam tej Sary..
OdpowiedzUsuń