niedziela, 20 sierpnia 2017

Rozdział 26

Justin
W głowie miałem miliony myśli i przeróżnych okropnych scenariuszy. Te najgorsze doprowadzały mnie do szału. Nie dbałem o to, że Maggy nie nadąża za mną, i co chwile chód zmieniała w drobny bieg, by mnie dogonić. Sam nie wiedziałem jak się w tej chwili czułem. Strach, obawa, przerażenie, przeczucia.. Pchnąłem ciężkie szklane drzwi i stanąłem zaskoczony w miejscu, gdy zobaczyłem w bladoniebieskim korytarzu opierającego się o ścianę Nathana. Maggy na mnie wpadła. Co on do kurwy tutaj robił?! Poczułem na ramieniu dłoń Maggy. Wahała się przy tym. Wiedziała, że to nie będzie miłe spotkanie. I nie myliła się.
-Justin..
Cicho wypowiedziała moje imię i wiedziałem, że jest to swojego rodzaju prośba. Zacisnąłem szczękę, gdy ten kutas na mnie spojrzał. Podleciałem do niego bez zastanowienia i zacisnąłem pięści na jego koszulce. Odbił głową o ścianę, gdy go pchnąłem, ale miałem to w tej chwili naprawdę w dupie.
-Jeśli Chloe coś się przez Ciebie stało, to Cię rozwalę rozumiesz?! Przysięgam, że Cię rozwalę!
Mówiłem przez zaciśnięte zęby, aż bolała mnie szczęka. Byłem zły. Strasznie zły. Chciałem zobaczyć Chloe, bałem się..
-Puść mnie.
Powiedział dość spokojnie, a mnie to jeszcze bardziej rozzłościło. Pociągnąłem go do siebie, by po chwili znów rzucić nim o ścianę. Był nie wiele niższy ode mnie, mimo to i tak patrzyłem na niego z góry. Miałem ochotę mu przyjebać.
-Justin, nie tutaj! Puść go!
Maggy znów złapała mnie za ramię, ale jednym ruchem ją od siebie odsunąłem, nie puszczając przy tym Nathana. Przycisnąłem go do ściany.
-Jeśli Chloe coś się stanie.. jeśli coś się stanie mojemu dziecku, to nie wyjdziesz stąd żywy, rozumiesz?!
-Dziecku?
-Proszę pana! Co pan wyprawia?!
Poczułem na swoim ramieniu silne ręce. Facet w niebieskim ubraniu odciągnął mnie od tego gnoja, a ja odpuściłem.. ale wiedziałem, że mu nie podaruje, jeśli ma z tym cokolwiek wspólnego.
-Co z Chloe? Co z moją żoną?!
Przejechałem palcami po włosach, odwracając się do lekarza. Chciałem ją do cholery zobaczyć. Czułem w brzuchu jakby stano rozwścieczonych motyli chciało wylecieć na zewnątrz. Czuły strach, tak jak ja.
-Dziewczyna dopiero co do nas trafiła. Jest nieprzytomna. Na razie nic więcej nie mogę panu powiedzieć.
-Kurwa..
Powiedziałem pod nosem, a Maggy złapała mnie za rękę i gwałtownie pociągnęła w swoją stronę. Spojrzałem na jej twarz. W oczach zbierały się jej łzy.
-Uspokój się! Twoje zachowanie z niczym jej nie pomoże!
Nie chciałem, żeby się rozpłakała, ale nie potrafiłem się uspokoić. Nie wiem co bym zrobił, jeśli okazałoby się, że Chloe albo dziecku się coś się stało..
-Mam to gdzieś! Jeśli coś stanie się mojemu dziecku to nie ręczę za siebie..
-Justin, wszystko będzie dobrze.
-Nie miałem pojęcia. Chloe nic mi nie powiedziała. To nie była moja wina.
Spojrzałem na niego i zacisnąłem zęby. Maggy pchnęła mnie w stronę krzesła zmuszając, abym na nie usiadł. Zakryłem twarz dłońmi. Miałem wrażenie, że serce nie nadąża mi bić. Otworzyłem usta, żeby łatwiej było mi zaczerpnąć powietrza.
-Spotkaliśmy się przypadkiem. Rozmawialiśmy naprawdę nie długo, a później.. nie chciała, żebym jej odwoził.. powiedziała, że ma jakieś sprawy, które chce załatwić. Wsiadłem do auta i wtedy to się stało, tak szybko.. Widziałem wszystko w lusterku.  A ten facet po prostu uciekł, odjechał. Wyszedłem z auta i do niej podbiegłem. Widziałem krew, miała chyba rozwaloną głowę. Boże, nie miałem pojęcia, że Chloe jest w ciąży..
Wstałem i walnąłem pięścią w ścianę. W środku mnie roznosiło. Wszystko mnie rozbolało, gdy pomyślałem sobie, że widziałem ją wczoraj. Beztrosko zasypiała w moich ramionach, a teraz nie mogłem jej zobaczyć. Chciałem do cholery usłyszeć, że z nią i z dzieckiem wszystko dobrze. Nie skupiałem się nawet na sprawcy wypadku, byłem rozproszony. Chciałem do cholery tylko usłyszeć, że CHLOE.I.DZIECKU.NIC.NIE.JEST!

***

Opierałem się o ścianę po dwóch stronach wąskiego okna i wpatrywałem się w świat za szybą. Z dala od wszystkich. Nie mogłem ich słuchać. Mama Chloe płakała, a Maddie chodziła od jednego końca korytarza do drugiego, też zapłakana. To czekanie mnie dobijało, nie wiem ile to już trwało i ile jeszcze czasu miało zająć. Johnny pilnował Charlesa, miałem nadzieję, że sobie z tym poradzi. Spojrzałem na zegarek i zakląłem w duchu. W myślach błagałem w kółko, abym nic im się nie stało. Z przemyśleń wyrwał mnie dotyk czyjejś męskiej dłoni na ramieniu. Spojrzałem na tatę i przygryzłem boleśnie wargę.
-Wszystko będzie dobrze synu. Chloe jest silną kobietą. Silniejszą nic nam się wszystkim wydaje, wyjdzie z tego.
Doskonale o tym wiedziałem. Zresztą nie dopuszczałem do siebie innej myśli. Odepchnąłem się od ściany, gdy usłyszałem jak drzwi od sali, w której leżała Chloe, otwierają się. Niezbyt grzecznie zignorowałem tatę i niemalże podbiegłem do lekarza. Postanowił od razu przejść do rzeczy, na szczęście.
-Dziewczyna ma złamane żebra i rozbitą głowę, lewa kostka jest także skręcona. Oczywiście wyjdzie z tego, ale potrzebuje trochę czasu i spokoju. Jest w śpiączce, która może potrwać do czterdziestu ośmiu godzin. Pan jest mężem, tak?
Spojrzał na mnie, a ja lekko się wyprostowałem. Zwracał się tylko do mnie, a nadal nie było wiadomo czy wszystko w porządku. Przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny intensywny dreszcz. Przełknąłem ciężko ślinę.
-Tak. Chloe jest w ciąży. Dlaczego nie zapewnił nas pan, że z dzieckiem wszystko dobrze?!
Trzęsły mi się ręce. Potarłem dłonią o czoło.
-Upadek nie był na tyle mocny, jakby mogło się wydawać.. na szczęście. Z dzieckiem jest wszystko w porządku. Może pan być spokojny.
Wypuściłem wstrzymywane powietrze. Poczułem tak ogromną ulgę, że nogi zrobiły mi się nagle jak z waty. Chciałem ujrzeć Chloe.
-Muszę ją zobaczyć.
Ruszyłem do drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedłem do sali. Na szczęście nikt mnie nie próbował zatrzymywać. Zamknąłem za dobą drzwi i oparłem się na moment o ich chłodną powłokę. Poczułem jak rozrywa mi serce, gdy spojrzałem w kierunku Chloe. Podszedłem powoli do łóżka i usiadłem na krześle, które stało obok. Bez zastanowienia złapałem za jej dłoń i przyłożyłem do ust. Miała zimną skórę. Była podłączona do kilku różnej wielkości i długości kabelków, miała owiniętą bandażem głowę i kilka zadrapań. Na policzku i ramieniu. Domyślałem się, że ma także coś na żebrach i lewej nodze. Oparłem łokcie o łóżko i złożyłem na jej knykciach kilka pocałunków.
-Och, moja Chloe..
Po policzku spłynęła mi pojedyncza łza. Nie mogłem znieść widoku jej w takim stanie. To wszystko do mnie nie docierało. Była taka blada i.. bezbronna. Czarne rzęsy spoczywały na jej policzkach a usta były minimalnie otwarte. Tak strasznie chciałem ją pocałować, ale wydawała się taka słaba.. mój przerażony oddech prawie zagłuszał rytmicznie wydającą z siebie dźwięki aparaturę.
-Tak bardzo Cię kocham..
Ścisnąłem mocniej dłoń Chloe, chcąc uzyskać jakąkolwiek odpowiedź, ale na marne. Jedynie jej unosząca się miaro klatka byłą swego rodzaju pocieszeniem. Była tu z nami. Oboje byli. Byłem jednocześnie szczęśliwy i załamany. Wpatrywałem się w nią już od dziesięciu minut i nie mogłem uwierzyć, że to się stało. Mimo to i tal wyglądała jak anioł. Usłyszałem ciche pukanie i spojrzałem w kierunku drzwi. Wiedziałem, że teraz każdy będzie chciał zobaczyć Chloe, ale ja nie miałem najmniejszego zamiaru ruszać się z krzesła. Zignorowałem pukanie, ale to i tak nic nie pomogło. Jeszcze raz pocałowałem dłoń Chloe, gdy do pomieszczenia weszła jej mama. Spojrzała najpierw na mnie a później na córkę, zakrywając usta dłońmi. Wiedziałem, że zaraz się rozpłacze. Podeszła do łóżka i położyła rękę na moim ramieniu.
-Posiedzę z nią teraz.
-Nie zostawię jej. Nigdzie się stąd nie ruszam.
Odpowiedziałem bez zastanowienia, kiwając przy tym przecząco głową.
-Powinieneś porozmawiać z policjantem. Chce zamienić z Tobą kilka słów.
Podniosłem wzrok, przełykając ślinę. Nie chciałem puszczać dłoni Chloe, ale musiałem porozmawiać z policją. Nie zamierzałem tego odpuścić. Ten kto był winny temu wypadkowi na pewno za to odpowie. Nie chętnie wstałem z krzesła, robiąc miejsce mamie Chloe. Była zrozpaczona. Spojrzałem na mojego aniołka i zacisnąłem powieki.
-Porozmawiam z policjantem i wrócę.
-Rozmawia teraz z Nathanem.
Pokiwałem głową i wyszedłem z sali. Na mój widok wszyscy wstali z krzeseł, wypytując o Chloe. Spojrzałem na siostrę i dostrzegłem w jej oczach współczucie i łzy. Byłem pewien, że jeżeli stąd nie wyjdę to sam się popłacze. Ale co miałem im powiedzieć, wiedzieli tyle co ja, od lekarza. Pchnąłem szklane drzwi i wyszedłem z korytarza. Umundurowany mężczyzna i Nathan spojrzeli w moją stronę, a ja poczułem gniew. Nie odpuszczę temu skurwielowi.

***

Siedziałem na korytarzu, opierając się łokciami o kolana i zakrywając przy tym twarz. Czułem na plecach pocieszającą dłoń Maggy. Z Chloe siedział Sam i jej tata. Rytmicznie bujałem kolanem, cierpliwie czekając aż każdy się z nią zobaczy. Rozumiałem to, ale nie mogłem już wysiedzieć na tym korytarzu. Chciałem dotknąć jej skóry i ucałować. Usłyszałem nagle grający wkurzającą melodyjkę telefon Maggy, ale nie reagowałem. Wstała i wyszła z korytarza. Byłem wdzięczny, że nikt nie przysiada się na jej miejsce. Nie miałem ochoty na współczucia albo pocieszenia. Policji na razie nic nie udało się ustalić, a zapewnienia, że zrobią co w swojej mocy jakoś szczególnie mnie nie przekonały. Czas strasznie wolno się ciągnął. W myślach odliczałem minuty, sam nie wiem do czego. Chyba aż Chloe się wybudzi. Wyprostowałem się i oparłem o zimną ścianę. Moje myśli były rozbiegane jak nigdy. Spojrzałem nagle w kierunku drzwi, gdy Maggy wróciła. Nie spuszczała ze mnie wzroku, aż z powrotem nie zajęła swojego poprzedniego miejsca. Odezwała się pierwsza.
-Dzwonił Johnny.
Podniosłem głowę i spojrzałem wyczekująco na dziewczynę. Spojrzała gdzieś ponad moje ramię i szybko znów wróciła do mnie wzrokiem.
-Wszystko dobrze? Jak Charles?!
-Wypytywał się o Ciebie i Chloe. Ogląda bajki i przed chwilą zjadł kolację. Johnny chciał tylko zapytać co z Chloe. Nie musisz się martwić. Bądź spokojny chociaż o Charlesa.
Uśmiechnęła się pocieszająco a ja odetchnąłem z ulgą. Tak naprawdę byłem mu wdzięczny, że się zajął Charlesem. Nie chciałbym ciągać go tutaj ze sobą. Sam nie lubił szpitali, a co dopiero, gdyby dowiedział się, że mama miała wypadek. Wolałem mu na razie tego oszczędzić. Do korytarza wszedł lekarz, a ja z prędkością światła podniosłem się z krzesła. Obok mnie szybko zjawiła się mama Chloe.
-Rozumiem, że to dla państwa nie łatwa sytuacja, ale pacjentka potrzebuje spokoju. Prawdopodobnie momentami słyszy co się do niej mówi i jest świadoma państwa obecności. Nie wiemy tego oczywiście na pewno, ale to może być dla niej bardzo męczące. Na dziś odwiedziny się kończą, mogą państwo wrócić tu jutro, ale wolałbym, żeby nie było to w takiej ilości jak dziś. To zdecydowanie za dużo, jak dla dziewczyny.
Nie chciałem jej zostawiać. Nie mogłem sobie tak po prostu jechać do domu i zostawić ją tu samą. Musiałem się z nim o to wykłócić.
-Chciałbym zostać na noc.
Poczułem na sobie wzrok mamy Chloe, ale nie odpowiedziałem na gest. Przyglądałem się reakcji lekarza. Musiał wyrazić na to zgodę..
-Nie wiem, czy..
-Chloe by tego chciała. Nie zostawię jej samej.
Przerwałem mu. Ku mojemu zaskoczeniu lekko się uśmiechnął. Spojrzał na Maggy, mamę Chloe i podniósł wzrok ponad moje ramię, na resztę. Gdy wrócił na mnie wzrokiem pokiwał twierdząco głową.
-Dobrze, ale tylko i wyłącznie pan. Wtedy mogę się na to zgodzić.
Spojrzałem na mamę Chloe, gdy poczułem jak ściska moje ramię. Po policzku spłynęła jej łza,  ale uśmiechała się.
-Przyjedziemy jutro. Jestem pewna, że Chloe chciałaby, abyś to Ty z nią został. Tak bardzo Cię kocha.
Poczułem jak ściska mi się serce. Nie wiem czy ktoś był w stanie kochać bardziej ode mnie. Chloe była dla mnie wszystkim. Całym światem.
-Dobrze.
Odpowiedziałem cicho bardziej na to, że zjawią się tutaj jutro i zostawiłem ich, wchodząc do sali.

***

Siedziałem na swoim poprzednim miejscu opierając głowę o łóżko. Trzymałem w swojej dużej dłoni jej mniejszą i co chwilę prosiłem Boga, aby jak najszybciej się wybudziła. Słyszałem w głowie jej uroczy śmiech. Zastanawiałem się dlaczego wszystkie złe rzeczy, które przytrafiały się podczas naszego związku, przytrafiały się właśnie jej. Była taka niewinna, delikatna, krucha. Ale też jednocześnie wyjątkowo silna. To ja wyrządziłem w życiu więcej zła.. nie rozumiałem dlaczego musiała przyjmować to na siebie. Jeśli patrzenie na nią w takim stanie było dla mnie karą, to była to najgorszego rodzaju kara.. nienawidziłem nawet patrzeć, gdy płakała. Czułem się wtedy bezsilny, bo chciałbym dać jej cały świat. A jednocześnie obronić ją przed nim. Była kimś, kto trzymał całe może życie w jednym kawałku. Sprowadziła mnie na dobrą drogę i obdarowała najlepszym na świecie prezentem. Byłem z nią najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Zacisnąłem powieki, gdy oczy zaszły mi mgłą. Tak strasznie ją kochałem. Podniosłem głowę, gdy do sali po cichu wszedł lekarz. Stanął naprzeciwko Chloe i przez chwilę nic nie mówił. Ale w końcu się odezwał.
-Pańska żona miała dużo szczęścia. Mimo wielu obrażeń, ciąża nie została w żaden sposób narażona.
Ułożyłem usta w cienką linię, spoglądając na ciemnowłosą istotkę. Miała zaróżowione policzki.
-Patrząc na to, jak wielką miłością ją pan obdarza jestem pewien, że Bóg nad nią wtedy czuwał.
Uśmiechnął się i odszedł do łóżka.
-Dziękuję.
Wyrzuciłem z siebie drżącym głosem. Lekarz spojrzał na mnie i pokiwał głową.
-Jeśli zdecyduje się pan już w końcu puścić dłoń żony, może pan zająć łóżko obok. Przyda się panu sen.
Spojrzałem na Chloe a lekarz wyszedł. Nie miałem na razie zamiaru odchodzić od Chloe. Chciałem przyglądać się jej twarzy. Mimo bandaży i zadrapań nadal była piękna.

Salę oświetlała jedynie mała lampka nocna, stojąca na szafce obok lóżka Chloe. Podniosłem głowę z jej nóg i spojrzałem na zegarek. Była trzecia trzydzieści dwie. Nie zmrużyłem oka. Zdążyłem się już przyzwyczaić do pikających urządzeń, nie zwracałem na nie uwagi.  Chloe nadal nawet nie drgnęła. Tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos.

Ocknąłem się, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia. Niska, blond i trochę przy kości pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie, a ja przetarłem oczy.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
Miała wysoki głosik i wydawała się być bardzo sympatyczna.
-Proponuje panu zejść na kawę lub coś zjeść. Chyba nie zaznał pan za wiele snu, z tego co widzę. Ja muszę zająć się pacjentką, więc byłabym wdzięczna, gdyby zostawił nas pan na trochę sam na sam.
-Jasne.
Wstałem, spoglądając na Chloe. Wziąłem głęboki oddech i pocałowałem ją ostrożnie w czoło. Pielęgniarka uśmiechnęła się, więc poczułem ulgę, ze wolno mi chociaż tyle. Wyszedłem z sali, zostawiając je same.


5 komentarzy:

  1. Boże ten rozdział jest boski ❤
    Dlaczego w książkach, opowiadaniach faceci zazwyczaj są nebejsjsjkakszj ❤❤❤ a w realu juz nie? 😅 Kocham Jussa ,jest uroczy jak tak troszczy się o Chloe 😍
    Ja chce następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ufffff to ulga 😂😂❤️❤️❤️ Justin wkaraczaj do akcji i szukaj winnego bo go napewno znasz ❤️😂😄😄😄 kocham rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jego miłość do Chloe jest tak niesamowita❤ Czekam na następny jak najszybciej❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Chloe, ale przynajmniej dziecku się nic nie stało 🙂 Świetny rozdział, pomimo że smutny to z drugiej strony mega uroczy ( ?¿?). Chyba tak to mogę ująć ... Życzę więcej weny na tak zajebiste rozdziały 😙

    OdpowiedzUsuń
  5. Hello����

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)