-Kocham Cię Justin. I zawsze
będę. To co się stało nie ma na to żadnego wpływu.
Mówiłam pomiędzy pocałunkami
i czułam, że to pomaga, odrobinę się rozluźnił. Odsunął się ode mnie i
uśmiechnął. Szczerze. Poczułam ulgę. Oparł się dłońmi po obu stronach mojego
ciała i spojrzał mi w oczy. Między nami było już zdecydowanie lepiej.
-Mówiłem Ci już jaka jesteś
cudowna i ile Ci zawdzięczam?
Pokiwałam twierdząco głową,
rozśmieszając go. Po chwili wyprostował się i zmierzył moją sylwetkę. Wziął
głęboki oddech jakby chciał wyrzucić coś z głowy i podrzucił brwiami.
-Trzeba się tego pozbyć.
Najostrożniej jak tylko
umiał przeciągnął mi nogawki przez kostki i zostałam już w samej bieliźnie. Wyprostował
się, i spoglądając na mnie z góry zabrał się za odpinanie stanika. Ramiączka osunęły się po moich
ramionach, lekko mnie przy tym łaskocząc. Gdy granatowy materiał spoczął obok
mojej bluzki i spodni, Justin nachylił się i pocałował mnie w szyję. Zaśmiałam
się.
-Co?
-Łaskoczesz.
Przyłożyłam dłoń do jego
zarostu na brodzie, a Justin się zaśmiał. Złapał mnie w pasie i ściągnął z
pralki.
-Uważaj.
Ostrzegł mnie, stawiając na
podłodze. Oparłam się rękoma o pralkę, co pomogło mi w utrzymaniu większej
równowagi. Justin uklęknął przede mną, a mi zrobiło się gorąco. Złapał za mój
tyłek i odsunął od pralki. Wsadził za paski majtek palce i powoli zsunął je po
mojej skórze. Wyplątałam się z materiału, odsuwając go nogą do reszty rzeczy.
Justin przybliżył się znacząco a ja otworzyłam usta. Bardzo pragnęłam jego ust
tam, ale Justin podniósł się i pocałował mnie długo w brzuch. Fasolka.
Wplątałam palce w jego włosy, ale Justin szybko wycofał moją rękę. Wstał i znów
musiałam podnieść głowę, by na niego spojrzeć. Zrobiłam niezadowoloną minę.
-Co znaczy ten wyraz twarzy?
-Nic.
-Nie mogę, Chloe.
-Nie możesz czego?
Wpatrywał się we mnie bez
odpowiedzi. Doskonale wiedziałam o czym mówi, i on wiedział, że ja wiem.
Spuściłam wzrok.
-Dlaczego?
Złapał w palce mój
podbródek, bym z powrotem na niego spojrzała.
-Bo to doprowadzi do czegoś
więcej, a na razie nie możemy dopuścić do niczego.. więcej.
Wpatrywałam się w niego bez
słowa przez dłuższą chwile, więc odetchnął i postanowił wytłumaczyć mi to
trochę bardziej.
-Uwielbiam widzieć Cię pode
mną, szybciej oddychającą i.. nie mogącą poradzić sobie z oddechem przez to do
czego Cię doprowadzam.. I o to właśnie chodzi. Nie mogę do tego dopuścić,
jeszcze nie teraz. Nie zniósłbym widoku bólu na Twojej twarzy.
Pokiwałam lekko głową.
Bardzo tego chciałam, ale Justin miał oczywiście rację. Ból w klatce dawał o
sobie znać przy każdym pojedynczym ruchu. Był jednak znośny. Przygryzłam wargę,
chciałam zmienić temat. Nie chciałam już się więcej rozpraszać, jeśli nie
miałam na co liczyć.
-Ty nadal jesteś w ubraniu.
Justin uśmiechnął się i w
ekspresowym tempie pozbył się wszystkich swoich ciuchów. Zaśmiałam się, gdy podniósł
mnie na ręce i podszedł do wanny. Zachowywał się, jakby miał do czynienia z
dzieckiem. Skwasiłam się, gdy poczułam na pupie lekkie szczypanie. Uwielbiałam
takie kąpiele. Justin usiadł za mną i ostrożnie przysunął do siebie. Oparłam
się o jego tors i zanurzyłam po samą szyję.
-Marzyłam o tym przez cały
dzień.
-Mimo tego, że wolałem, abyś
została dłużej pod okiem lekarzy, też się cieszę. Dobrze mieć Cię w domu.
Trochę było tu pusto i.. dziwnie. Nie dziwie się, że Charles tak szybko zasnął,
czekał na Ciebie od wczesnego ranka.
Justin pocałował mnie w
skroń, a ja zamknęłam na chwilę oczy. To było miłe słyszeć takie rzeczy,
strasznie tęskniłam za domem. Mimo, że było to tylko kilka dni w szpitalu, miałam
wrażenie jakby minęły tygodnie.
-Strasznie za nim tęskniłam.
-Wiem.
W całej łazience pachniało
cudownie. Szczerze trochę mnie to zaskoczyło, oczywiście Justin potrafił być
niezwykle romantyczny, ale takich rzeczy nie robił zbyt często. Przyglądałam
jak płomienie rytmicznie odbijają się od ściany w dziwaczny sposób. Zadarłam
głowę, by móc kontem oka widzieć twarz Justina, gdy usłyszałam jego głos.
-Rozmawiałem z Twoją mamą.
-Na temat?
Jeśli chodziło o wyjazd, na
który nalegałam to przecież już o tym wiedziałam. Zaciekawił mnie.
-Twierdzi, że powinnyśmy do
nich przylecieć. Tutaj za dużo się denerwujesz, a to źle wpływa na ciążę.
Kompletnie mnie to
zaskoczyło, i sama nie wiedziałam czy pozytywnie, czy negatywnie. Coś pośrodku.
Dlaczego nie mogła porozmawiać na ten temat ze mną?
-Też tak sądzisz?
-Skarbie, ja Ci tylko mówię
czego dotyczyła rozmowa. Wiesz, że jeśli chodzi o dziecko, to chciałbym dla
niego jak najlepiej, i uszanuję każdą Twoją decyzję, ale… nie wiem czy takie
rozwiązanie jest właściwe.
-Bo nie jest.
Odpowiedziałam bez
zastanowienia. Jak ona w ogóle sobie to wyobrażała? Że będę mieszkać z Justinem
i Charlesem w jednym domu razem z nimi? To było miłe, ale w ogóle nie kleiło
się kupy. Potrzebowaliśmy dla siebie przestrzeni. Ten pomysł wcale mi się nie
podobał.
-Nie denerwuj się, na nic
nie musimy się zgadzać. To tylko propozycja.
Miałabym siedzieć tam przez
kolejne siedem miesięcy? Oparłam się o uda Justina, by się podnieść. Byłam
trochę zła, że mama nie zdecydowała się porozmawiać o tym ze sobą, osobiście.
Doskonale wiedziała, że odmówię, a w ten sposób Justin może bardziej by na mnie
wpłynął. Gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co robię, złapał mnie za ramiona.
Odsunęłam się od niego odrobinę, chciałam na niego spojrzeć, ale to nie był
najlepszy pomysł. Starałam się nie pokazywać po sobie, że cokolwiek mnie boli.
-To kiepski pomysł.
-Dobrze. W takim razie ten
temat jest skończony.
Uśmiechnął się i pocałował
mnie w ramię.
Uśmiechnęłam się, gdy
naciągnęłam na siebie pościel, tak pięknie pachniała Justinem. Leżał obok
podparty o łokieć i mi się przyglądał. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Raz się
uśmiechał a raz był poważny. Odwróciłam się w jego stronę, przytulając się
policzkiem do poduszki. Miał jeszcze wilgotne włosy, leżał bez koszulki. To ja
przejęłam tę rolę. Sam ją na mnie wcisnął, wiedział jak bardzo lubiłam w nich
spać.
-Zmęczona?
-Chyba tak.
-Chyba?
Zaśmiał się a ja przygryzłam
wargę. Byłam wykończona kilkoma poprzednimi dniami, ale cieszyłam się, że
jestem w końcu w domu i chciałam z nim rozmawiać. Nawet o najmniej istotnej dla
nas rzeczy.
-Dziękuję, żeby byłeś tam ze
mną przez prawie cały czas.
-Skarbie już Ci mówiłem, że
nie mógłbym Cię zostawić tam samej.
Przysunął się do mnie i
pogłaskał po policzku. Podniosłam się odrobine wyżej, by dosięgnąć jego ust.
Strasznie pragnęłam jego pocałunku. Był odrobine zaskoczony ale odwzajemnił
gest.
-Co gdybym Cię o to
poprosiła?
-O co?
Spojrzałam na jego usta i
oddałam kolejny pocałunek. Równie szybko co poprzedni, zamienił się w
zachłanny. Justin delikatnie złapał mnie za plecy i po chwili leżałam już pod
nim. Przeciągnął ostatniego buziaka i spojrzał na mnie.
-Odpowiedziałbym, że nie
powinienem, wiec proszę, nie pytaj o to.
Pocałował mnie tuż pod uchem
i już po chwili znów leżał obok. Wpatrywałam się w sufit. Gdyby tak dłużej się
zastanowić nad tą całą sytuacją to miałam ochotę się rozryczeć, ale z drugiej
strony wiedziałam, że muszę być silna. Nie tylko dlatego, żeby lepiej przyszło
mi to znieść, ale i z powodu Justina i Charlesa. Całkowita zmiana tematu będzie
najlepsza. Znów przekręciłam się na bok, spoglądając na twarz Justina.
-Mówiłam Ci już, że z takim
zarostem wyglądasz na dużo starszego?
Uśmiechnął się szeroko i
pokiwał twierdząco głową. Zaśmiałam się, ale śmiech ten szybko zmienił się w
drobny kaszel. Nie zwróciłam na to uwagi. Ani na to, że między brwiami Justina
uformowało się małe V. Panowała między nami krótka cisza, ale uśmiechnęłam się,
żeby rozluźnić nieco atmosferę.
-Dobrze spać w swoim łóżku.
-Dobrze jest mieć Cię w
naszym łóżku.
Odpowiedział pośpiesznie,
spuszczając wzrok na moje usta. Rozchyliłam je delikatnie, a Justin wsadził
rękę pod kołdrę. Przybliżył się odrobinkę i zaczął głaskać mnie po udzie.
-Jesteś piękna.
Wyciągnęłam rękę, by dotknąć
jego policzka, a Justin odetchnął.
-Żeby zasnąć trzeba zamknąć
oczy. Zamknij swoje.
Zrobiłam tak, szeroko się
przy tym uśmiechając. Na całe szczęście byłam wykończona i nie zamierzałam
protestować. Po chwili poczułam we włosach palce Justina. Teraz mogłam
całkowicie się rozpłynąć.
***
Stanęłam na moment przed
schodami, przyglądając się odległości jaką musiałam przemierzyć. Trochę mnie to
przerażało, ale chwyciłam mocniej kule i ruszyłam w końcu z miejsca. Starałam się
to zrobić najciszej jak tylko potrafiłam, słyszałam, że Justin krząta się po
kuchni, coś pięknie pachniało. Przystanęłam w połowie, próbując zapanować nad
oddechem, kosztowało mnie to sporo wysiłku. W kuchni nastała nagle cisza, a
później głośny chód. Wiedziałam, że Justin się zorientował. Kontynuowałam.
Podniosłam na niego wzrok, gdy wparował na korytarz.
-Chloe? Mogłaś mnie zawołać,
pomógłbym Ci.
Podbiegł do mnie, łapiąc
mnie w pasie, chciał mnie podnieść, ale zaprotestowałam.
-Nie, dam sobie radę.
Ignorując nadąsaną minę
Justina pokonałam ostatnie trzy schodki. Na równym gruncie było o wiele
wygodniej. Uśmiechnęłam się, naprawdę bolało o wiele mniej niż wczoraj.
Ruszyłam do kuchni, a Justin za mną. Zaburczało mi w brzuchu na widok
kolorowych kanapek.
-Głodna?
-Bardzo.
Usiadłam przy stole a Justin
podszedł do blatu i uśmiechnął się.
-Zrobiłem Ci kakao.
Postawił przede mną kubek a
ja zaciągnęłam się przecudownym zapachem. Zajął miejsce obok mnie, przysuwając
do mnie talerz.
-Wyspałaś się? Chyba nie
spałaś za dobrze.
-Budziłam Cię?
Spojrzałam na Justina. Miał
racje, nie spałam za dobrze i kilkukrotnie się przebudzałam, ale miałam
nadzieję, nie budziłam go przy tym. Uśmiechnął się słabo, gdy zadzwonił dzwonek
do drzwi.
-Otworzę.
Wstał, całując mnie w drodze
do drzwi w głowę, wydawało mi się, że trafiła mu się dobra okazja by wymigać
się od odpowiedzi. Sięgnęłam po kubek, był gorący.
-Dzień dobry. Ja do pani
Chloe. Zastałem, prawda?
Wyprostowałam się, gdy
usłyszałam swoje imię. Nie poznawałam głosu i trochę mnie to zaskoczyło. Czego
ktokolwiek mógłby ode mnie chcieć?
-Prawda, ale.. myślę, że to
chyba za wczesna godzina na takie wizyty.
Złapałam za kule i wstałam
od stołu, gdy usłyszałam niezadowolony głos Justina. Policjant spojrzał ponad
ramię Justina, gdy znalazłam się w korytarzu. Teraz go poznawałam. Przeszedł
mnie dreszcz, gdy także i Justin na mnie
spojrzał.
-Można?
Policjant kiwnął do mnie
głową, a ja niepewnie przytaknęłam. Justin niechętnie wpuścił go do środka a ja
poczułam jak przewraca mi się w żołądku.
Justin siedział na kanapie
obok i ciasno trzymał moją dłoń. Ta wizyta mu się nie podobała.
-Chciałem jeszcze raz
porozmawiać z panią o.. tej nie przyjemnej zapewne dla pani sytuacji.
-Czy to konieczne? Wiecie
już o wszystkim, więc nie rozumiem po co ta rozmowa.
-Justin..
Powiedziałam cicho, kładąc
dłoń na jego udzie. Był nie miły, całkiem inny niż jeszcze dwie minuty temu.
Odwróciłam wzrok w stronę policjanta i niepewnie się uśmiechnęłam.
-Nie bardzo wiem, w czym
mogłabym pomóc, powiedziałam już o wszystkim.
-Tak, jednak.. mam jednak wątpliwości
co do.. kobiety, która brała w tym udział?
-Chodzi o Sarę? Znów coś wykombinowała?!
Nie potraficie doprowadzić do końca żadnej sprawy..
Drgnęłam, gdy usłyszałam gniew
Justina. Moje pocieszające pocieranie dłonią nie pomagało. Czułam na ramieniu
jego spięte ciało.
-Przysłała mnie do pani.
Powiedziała, że potwierdzi pani jej słowa.
-Co takiego?
-Że nie miała z tym nic
wspólnego. Że rozmawiałyście o tym w szpitalu.
-Co?!
Zamknęłam na moment oczy, zabierając
przy tym rękę. Justin był naprawdę zły i miałam wrażenie, że już nie tylko na
policjanta, ale także na mnie.
-Chloe, to prawda? Dlaczego
nic mi nie powiedziałaś?!
-Nie rozmawialiśmy o tym!
Odpowiedziałam podniesionym
tonem. Atmosfera miedzy naszą trójką nie była za ciekawa. Założyłam kosmyk
włosów za ucho i znów spojrzałam na mężczyznę. Nie podobało mi się to, że
Justin podnosi na mnie głos.
-To prawda rozmawiałyśmy o
tym, ale.. to ona prosiła mnie, żebym przekonała Justina do cofnięcia
oskarżenia... najwyraźniej do samego końca myślała, że się na to zgodzę.
-Więc nie potwierdza pani
jej słów?
-Nie.
Odpowiedziałam, a mężczyzna
zaczął notować coś w swoim granatowym notesiku. Po chwili wstał z kanapy i
kiwnął głową.
-W takim razie dziękuję. I
przepraszam, że przerwałem śniadanie.
Justin wstał chętny jak
najszybciej chcąc odprowadzić policjanta do drzwi. To była krótka wizyta. Na
szczęście. Wstałam z kanapy, ale nie ruszyłam z miejsca, spoglądając tylko jak
Justin idzie w moją stronę z niezadowoloną miną.
-Dlaczego do cholery nie
mówisz mi wszystkiego? Nigdy od początku do końca!?
Nie podobało mi się to, że się
tak zachowuje. Potrafił łagodniej znosić o wiele poważniejsze rzeczy. Nie rozumiałam
dlaczego przejmował się takim czymś aż tak bardzo.
-Zawsze jest to samo, nie
mówisz mi o ważnych rzeczach?!
-Justin, przecież nie stało
się nic wielkiego, jej słowa i tak niczego nie zmieniły!
-Ty jak zawsze nie widzisz w
niczym problemu!
-Nie prawda, nie mów tak..
Przełknęłam ślinę, podpierając
się bardziej stabilnie. Ehh.. nienawidziłam tego.
-Ale tak jest! Chodzi o to,
że nie mówisz mi nigdy wszystkiego, a ja umieram milion razy, gdy widzę Cię w
takim stanie, to nie są dla mnie błahostki. Dlaczego nie potrafisz tego
zrozumieć?!
-Nie krzycz na mnie!
-Mamo.. tato, dlaczego się
kłócicie?
Spojrzałam na stojącego na
schodach Charlesa. Był zaspany i ubrany jeszcze w pidżamę. Musiały go obudzić
krzyki. Poczułam się przez to okropnie.
Spojrzałam na Justina. Stał z uchylonymi wargami i oddychał głęboko.
Zauważyłam, że zaciska dłoń w pięść. Ruszyłam w kierunku schodów, mijając go.
-Kochanie, przepraszam. Nie
chciałem podnosić głosu..
Puściłam mimo uszu jego
załamujący się ton. Podeszłam do Charlesa próbując szczerze się uśmiechnąć.
Słyszałam szybkie bicie swojego serca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)