niedziela, 24 września 2017

Rozdział 31

-Kocham Cię Justin. I zawsze będę. To co się stało nie ma na to żadnego wpływu.
Mówiłam pomiędzy pocałunkami i czułam, że to pomaga, odrobinę się rozluźnił. Odsunął się ode mnie i uśmiechnął. Szczerze. Poczułam ulgę. Oparł się dłońmi po obu stronach mojego ciała i spojrzał mi w oczy. Między nami było już zdecydowanie lepiej.
-Mówiłem Ci już jaka jesteś cudowna i ile Ci zawdzięczam?
Pokiwałam twierdząco głową, rozśmieszając go. Po chwili wyprostował się i zmierzył moją sylwetkę. Wziął głęboki oddech jakby chciał wyrzucić coś z głowy i podrzucił brwiami.
-Trzeba się tego pozbyć.
Najostrożniej jak tylko umiał przeciągnął mi nogawki przez kostki i zostałam już w samej bieliźnie. Wyprostował się, i spoglądając na mnie z góry zabrał się za odpinanie  stanika. Ramiączka osunęły się po moich ramionach, lekko mnie przy tym łaskocząc. Gdy granatowy materiał spoczął obok mojej bluzki i spodni, Justin nachylił się i pocałował mnie w szyję. Zaśmiałam się.
-Co?
-Łaskoczesz.
Przyłożyłam dłoń do jego zarostu na brodzie, a Justin się zaśmiał. Złapał mnie w pasie i ściągnął z pralki.
-Uważaj.
Ostrzegł mnie, stawiając na podłodze. Oparłam się rękoma o pralkę, co pomogło mi w utrzymaniu większej równowagi. Justin uklęknął przede mną, a mi zrobiło się gorąco. Złapał za mój tyłek i odsunął od pralki. Wsadził za paski majtek palce i powoli zsunął je po mojej skórze. Wyplątałam się z materiału, odsuwając go nogą do reszty rzeczy. Justin przybliżył się znacząco a ja otworzyłam usta. Bardzo pragnęłam jego ust tam, ale Justin podniósł się i pocałował mnie długo w brzuch. Fasolka. Wplątałam palce w jego włosy, ale Justin szybko wycofał moją rękę. Wstał i znów musiałam podnieść głowę, by na niego spojrzeć. Zrobiłam niezadowoloną minę.
-Co znaczy ten wyraz twarzy?
-Nic.
-Nie mogę, Chloe.
-Nie możesz czego?
Wpatrywał się we mnie bez odpowiedzi. Doskonale wiedziałam o czym mówi, i on wiedział, że ja wiem. Spuściłam wzrok.
-Dlaczego?
Złapał w palce mój podbródek, bym z powrotem na niego spojrzała.
-Bo to doprowadzi do czegoś więcej, a na razie nie możemy dopuścić do niczego.. więcej.
Wpatrywałam się w niego bez słowa przez dłuższą chwile, więc odetchnął i postanowił wytłumaczyć mi to trochę bardziej.
-Uwielbiam widzieć Cię pode mną, szybciej oddychającą i.. nie mogącą poradzić sobie z oddechem przez to do czego Cię doprowadzam.. I o to właśnie chodzi. Nie mogę do tego dopuścić, jeszcze nie teraz. Nie zniósłbym widoku bólu na Twojej twarzy.
Pokiwałam lekko głową. Bardzo tego chciałam, ale Justin miał oczywiście rację. Ból w klatce dawał o sobie znać przy każdym pojedynczym ruchu. Był jednak znośny. Przygryzłam wargę, chciałam zmienić temat. Nie chciałam już się więcej rozpraszać, jeśli nie miałam na co liczyć.
-Ty nadal jesteś w ubraniu.
Justin uśmiechnął się i w ekspresowym tempie pozbył się wszystkich swoich ciuchów. Zaśmiałam się, gdy podniósł mnie na ręce i podszedł do wanny. Zachowywał się, jakby miał do czynienia z dzieckiem. Skwasiłam się, gdy poczułam na pupie lekkie szczypanie. Uwielbiałam takie kąpiele. Justin usiadł za mną i ostrożnie przysunął do siebie. Oparłam się o jego tors i zanurzyłam po samą szyję.
-Marzyłam o tym przez cały dzień.
-Mimo tego, że wolałem, abyś została dłużej pod okiem lekarzy, też się cieszę. Dobrze mieć Cię w domu. Trochę było tu pusto i.. dziwnie. Nie dziwie się, że Charles tak szybko zasnął, czekał na Ciebie od wczesnego ranka.
Justin pocałował mnie w skroń, a ja zamknęłam na chwilę oczy. To było miłe słyszeć takie rzeczy, strasznie tęskniłam za domem. Mimo, że było to tylko kilka dni w szpitalu, miałam wrażenie jakby minęły tygodnie.
-Strasznie za nim tęskniłam.
-Wiem.
W całej łazience pachniało cudownie. Szczerze trochę mnie to zaskoczyło, oczywiście Justin potrafił być niezwykle romantyczny, ale takich rzeczy nie robił zbyt często. Przyglądałam jak płomienie rytmicznie odbijają się od ściany w dziwaczny sposób. Zadarłam głowę, by móc kontem oka widzieć twarz Justina, gdy usłyszałam jego głos.
-Rozmawiałem z Twoją mamą.
-Na temat?
Jeśli chodziło o wyjazd, na który nalegałam to przecież już o tym wiedziałam. Zaciekawił mnie.
-Twierdzi, że powinnyśmy do nich przylecieć. Tutaj za dużo się denerwujesz, a to źle wpływa na ciążę.
Kompletnie mnie to zaskoczyło, i sama nie wiedziałam czy pozytywnie, czy negatywnie. Coś pośrodku. Dlaczego nie mogła porozmawiać na ten temat ze mną?
-Też tak sądzisz?
-Skarbie, ja Ci tylko mówię czego dotyczyła rozmowa. Wiesz, że jeśli chodzi o dziecko, to chciałbym dla niego jak najlepiej, i uszanuję każdą Twoją decyzję, ale… nie wiem czy takie rozwiązanie jest właściwe.
-Bo nie jest.
Odpowiedziałam bez zastanowienia. Jak ona w ogóle sobie to wyobrażała? Że będę mieszkać z Justinem i Charlesem w jednym domu razem z nimi? To było miłe, ale w ogóle nie kleiło się kupy. Potrzebowaliśmy dla siebie przestrzeni. Ten pomysł wcale mi się nie podobał.
-Nie denerwuj się, na nic nie musimy się zgadzać. To tylko propozycja.
Miałabym siedzieć tam przez kolejne siedem miesięcy? Oparłam się o uda Justina, by się podnieść. Byłam trochę zła, że mama nie zdecydowała się porozmawiać o tym ze sobą, osobiście. Doskonale wiedziała, że odmówię, a w ten sposób Justin może bardziej by na mnie wpłynął. Gdy tylko zdał sobie sprawę z tego co robię, złapał mnie za ramiona. Odsunęłam się od niego odrobinę, chciałam na niego spojrzeć, ale to nie był najlepszy pomysł. Starałam się nie pokazywać po sobie, że cokolwiek mnie boli.
-To kiepski pomysł.
-Dobrze. W takim razie ten temat jest skończony.
Uśmiechnął się i pocałował mnie w ramię.

Uśmiechnęłam się, gdy naciągnęłam na siebie pościel, tak pięknie pachniała Justinem. Leżał obok podparty o łokieć i mi się przyglądał. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Raz się uśmiechał a raz był poważny. Odwróciłam się w jego stronę, przytulając się policzkiem do poduszki. Miał jeszcze wilgotne włosy, leżał bez koszulki. To ja przejęłam tę rolę. Sam ją na mnie wcisnął, wiedział jak bardzo lubiłam w nich spać.
-Zmęczona?
-Chyba tak.
-Chyba?
Zaśmiał się a ja przygryzłam wargę. Byłam wykończona kilkoma poprzednimi dniami, ale cieszyłam się, że jestem w końcu w domu i chciałam z nim rozmawiać. Nawet o najmniej istotnej dla nas rzeczy.
-Dziękuję, żeby byłeś tam ze mną przez prawie cały czas.
-Skarbie już Ci mówiłem, że nie mógłbym Cię zostawić tam samej.
Przysunął się do mnie i pogłaskał po policzku. Podniosłam się odrobine wyżej, by dosięgnąć jego ust. Strasznie pragnęłam jego pocałunku. Był odrobine zaskoczony ale odwzajemnił gest.
-Co gdybym Cię o to poprosiła?
-O co?
Spojrzałam na jego usta i oddałam kolejny pocałunek. Równie szybko co poprzedni, zamienił się w zachłanny. Justin delikatnie złapał mnie za plecy i po chwili leżałam już pod nim. Przeciągnął ostatniego buziaka i spojrzał na mnie.
-Odpowiedziałbym, że nie powinienem, wiec proszę, nie pytaj o to.
Pocałował mnie tuż pod uchem i już po chwili znów leżał obok. Wpatrywałam się w sufit. Gdyby tak dłużej się zastanowić nad tą całą sytuacją to miałam ochotę się rozryczeć, ale z drugiej strony wiedziałam, że muszę być silna. Nie tylko dlatego, żeby lepiej przyszło mi to znieść, ale i z powodu Justina i Charlesa. Całkowita zmiana tematu będzie najlepsza. Znów przekręciłam się na bok, spoglądając na twarz Justina.
-Mówiłam Ci już, że z takim zarostem wyglądasz na dużo starszego?
Uśmiechnął się szeroko i pokiwał twierdząco głową. Zaśmiałam się, ale śmiech ten szybko zmienił się w drobny kaszel. Nie zwróciłam na to uwagi. Ani na to, że między brwiami Justina uformowało się małe V. Panowała między nami krótka cisza, ale uśmiechnęłam się, żeby rozluźnić nieco atmosferę.
-Dobrze spać w swoim łóżku.
-Dobrze jest mieć Cię w naszym łóżku.
Odpowiedział pośpiesznie, spuszczając wzrok na moje usta. Rozchyliłam je delikatnie, a Justin wsadził rękę pod kołdrę. Przybliżył się odrobinkę i zaczął głaskać mnie po udzie.
-Jesteś piękna.
Wyciągnęłam rękę, by dotknąć jego policzka, a Justin odetchnął.
-Żeby zasnąć trzeba zamknąć oczy. Zamknij swoje.
Zrobiłam tak, szeroko się przy tym uśmiechając. Na całe szczęście byłam wykończona i nie zamierzałam protestować. Po chwili poczułam we włosach palce Justina. Teraz mogłam całkowicie się rozpłynąć.

***

Stanęłam na moment przed schodami, przyglądając się odległości jaką musiałam przemierzyć. Trochę mnie to przerażało, ale chwyciłam mocniej kule i ruszyłam w końcu z miejsca. Starałam się to zrobić najciszej jak tylko potrafiłam, słyszałam, że Justin krząta się po kuchni, coś pięknie pachniało. Przystanęłam w połowie, próbując zapanować nad oddechem, kosztowało mnie to sporo wysiłku. W kuchni nastała nagle cisza, a później głośny chód. Wiedziałam, że Justin się zorientował. Kontynuowałam. Podniosłam na niego wzrok, gdy wparował na korytarz.
-Chloe? Mogłaś mnie zawołać, pomógłbym Ci.
Podbiegł do mnie, łapiąc mnie w pasie, chciał mnie podnieść, ale zaprotestowałam.
-Nie, dam sobie radę.
Ignorując nadąsaną minę Justina pokonałam ostatnie trzy schodki. Na równym gruncie było o wiele wygodniej. Uśmiechnęłam się, naprawdę bolało o wiele mniej niż wczoraj. Ruszyłam do kuchni, a Justin za mną. Zaburczało mi w brzuchu na widok kolorowych kanapek.
-Głodna?
-Bardzo.
Usiadłam przy stole a Justin podszedł do blatu i uśmiechnął się.
-Zrobiłem Ci kakao.
Postawił przede mną kubek a ja zaciągnęłam się przecudownym zapachem. Zajął miejsce obok mnie, przysuwając do mnie talerz.
-Wyspałaś się? Chyba nie spałaś za dobrze.
-Budziłam Cię?
Spojrzałam na Justina. Miał racje, nie spałam za dobrze i kilkukrotnie się przebudzałam, ale miałam nadzieję, nie budziłam go przy tym. Uśmiechnął się słabo, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Otworzę.
Wstał, całując mnie w drodze do drzwi w głowę, wydawało mi się, że trafiła mu się dobra okazja by wymigać się od odpowiedzi. Sięgnęłam po kubek, był gorący.
-Dzień dobry. Ja do pani Chloe. Zastałem, prawda?
Wyprostowałam się, gdy usłyszałam swoje imię. Nie poznawałam głosu i trochę mnie to zaskoczyło. Czego ktokolwiek mógłby ode mnie chcieć?
-Prawda, ale.. myślę, że to chyba za wczesna godzina na takie wizyty.
Złapałam za kule i wstałam od stołu, gdy usłyszałam niezadowolony głos Justina. Policjant spojrzał ponad ramię Justina, gdy znalazłam się w korytarzu. Teraz go poznawałam. Przeszedł mnie dreszcz, gdy  także i Justin na mnie spojrzał.
-Można?
Policjant kiwnął do mnie głową, a ja niepewnie przytaknęłam. Justin niechętnie wpuścił go do środka a ja poczułam jak przewraca mi się w żołądku.

Justin siedział na kanapie obok i ciasno trzymał moją dłoń. Ta wizyta mu się nie podobała.
-Chciałem jeszcze raz porozmawiać z panią o.. tej nie przyjemnej zapewne dla pani sytuacji.
-Czy to konieczne? Wiecie już o wszystkim, więc nie rozumiem po co ta rozmowa.
-Justin..
Powiedziałam cicho, kładąc dłoń na jego udzie. Był nie miły, całkiem inny niż jeszcze dwie minuty temu. Odwróciłam wzrok w stronę policjanta i niepewnie się uśmiechnęłam.
-Nie bardzo wiem, w czym mogłabym pomóc, powiedziałam już o wszystkim.
-Tak, jednak.. mam jednak wątpliwości co do.. kobiety, która brała w tym udział?
-Chodzi o Sarę? Znów coś wykombinowała?! Nie potraficie doprowadzić do końca żadnej sprawy..
Drgnęłam, gdy usłyszałam gniew Justina. Moje pocieszające pocieranie dłonią nie pomagało. Czułam na ramieniu jego spięte ciało.
-Przysłała mnie do pani. Powiedziała, że potwierdzi pani jej słowa.
-Co takiego?
-Że nie miała z tym nic wspólnego. Że rozmawiałyście o tym w szpitalu.
-Co?!
Zamknęłam na moment oczy, zabierając przy tym rękę. Justin był naprawdę zły i miałam wrażenie, że już nie tylko na policjanta, ale także na mnie.
-Chloe, to prawda? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?!
-Nie rozmawialiśmy o tym!
Odpowiedziałam podniesionym tonem. Atmosfera miedzy naszą trójką nie była za ciekawa. Założyłam kosmyk włosów za ucho i znów spojrzałam na mężczyznę. Nie podobało mi się to, że Justin podnosi na mnie głos.
-To prawda rozmawiałyśmy o tym, ale.. to ona prosiła mnie, żebym przekonała Justina do cofnięcia oskarżenia... najwyraźniej do samego końca myślała, że się na to zgodzę.
-Więc nie potwierdza pani jej słów?
-Nie.
Odpowiedziałam, a mężczyzna zaczął notować coś w swoim granatowym notesiku. Po chwili wstał z kanapy i kiwnął głową.
-W takim razie dziękuję. I przepraszam, że przerwałem śniadanie.
Justin wstał chętny jak najszybciej chcąc odprowadzić policjanta do drzwi. To była krótka wizyta. Na szczęście. Wstałam z kanapy, ale nie ruszyłam z miejsca, spoglądając tylko jak Justin idzie w moją stronę z niezadowoloną miną.
-Dlaczego do cholery nie mówisz mi wszystkiego? Nigdy od początku do końca!?
Nie podobało mi się to, że się tak zachowuje. Potrafił łagodniej znosić o wiele poważniejsze rzeczy. Nie rozumiałam dlaczego przejmował się takim czymś aż tak bardzo.
-Zawsze jest to samo, nie mówisz mi o ważnych rzeczach?!
-Justin, przecież nie stało się nic wielkiego, jej słowa i tak niczego nie zmieniły!
-Ty jak zawsze nie widzisz w niczym problemu!
-Nie prawda, nie mów tak..
Przełknęłam ślinę, podpierając się bardziej stabilnie. Ehh.. nienawidziłam tego.
-Ale tak jest! Chodzi o to, że nie mówisz mi nigdy wszystkiego, a ja umieram milion razy, gdy widzę Cię w takim stanie, to nie są dla mnie błahostki. Dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć?!
-Nie krzycz na mnie!
-Mamo.. tato, dlaczego się kłócicie?
Spojrzałam na stojącego na schodach Charlesa. Był zaspany i ubrany jeszcze w pidżamę. Musiały go obudzić krzyki. Poczułam się przez to okropnie.  Spojrzałam na Justina. Stał z uchylonymi wargami i oddychał głęboko. Zauważyłam, że zaciska dłoń w pięść. Ruszyłam w kierunku schodów, mijając go.
-Kochanie, przepraszam. Nie chciałem podnosić głosu..
Puściłam mimo uszu jego załamujący się ton. Podeszłam do Charlesa próbując szczerze się uśmiechnąć. Słyszałam szybkie bicie swojego serca.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)