niedziela, 12 listopada 2017

Rozdział 37

Stałam przy szybie i wpatrywałam się w naszą kochaną księżniczkę. Była taka malutka i piękna. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy przyglądałam się jak śpi. Nie mogłam uwierzyć, że jest już z nami i dopiero co wpatrywałam się tak w Charlesa. Spojrzałam na synka, który przyklejony był czołem bo szyby. Justin trzymał go na rękach i jednocześnie głaskał mnie po włosach. Byłam najszczęśliwszą osobą na całym świecie. Przytuliłam się do Justina a on pocałował mnie w głowę.
-Powinnaś się już położyć. Jeśli pielęgniarka znów Cię tu zobaczy, nie będzie za wesoło.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zdecydowanie powinnam posłuchać Justina. Byłam naprawdę słaba i kręciło mi się w głowie praktycznie non stop, ale to przez te komplikacje z krwią. Spojrzałam na wejście do korytarza, gdy usłyszałam, że drzwi się otwierają. Uśmiechnęłam się szeroko na widok przyjaciółki. Wstydliwie wsadziła ręce w kieszenie i ruszyła w naszą stronę wolnym krokiem. Spojrzałam na Justina a on się uśmiechnął.
-Pójdziemy coś zjeść, Charles pewnie umiera z głodu.
-Dziękuję.
Justin nachylił się, by mnie pocałować. Nie miałam jeszcze okazji porozmawiać z Maggy sam na sam, ona też nie czuła się najlepiej. Musiałam z nią pogadać.
-Przyjdziemy później. Kocham Cię.
-Ja Was też.
Charles wyciągnął do mnie ręce, by objąć moją szyję i mnie uściskać. Był jakiś milczący, ale ciągle się uśmiechał.
-Cześć, Maggy.
-Cześć.
Justin pocałował Maggy w policzek i ruszył do wyjścia. Gdy zostałyśmy same podeszła do mnie. Z jednej strony wyglądałyśmy trochę śmiesznie. Obie w błękitnych szlafrokach, z niedbałymi kokami na głowie i worami pod oczami. Przyjaciółka oparła się rękoma o szybę. Wpatrywała się w małą jak w obrazek.
-Jest śliczna.
-Tak, to prawda. Dziękuję.
Przez chwilę panowała cisza, ale Maggy spojrzała na mnie w końcu i uśmiechnęła się blado.
-Nie masz za co dziękować.
-Chyba zapomniałaś o uratowaniu mi życia.
Obie się zaśmiałyśmy. Była blada i bez sił ale uśmiech dalej pasował do jej twarzy. Złapała mnie za ramię i usiadła na krześle. Poszłam w jej ślady. Podciągnęła kolano pod brodę, opierając nogę na krześle. Cały czas była wesoła. Przyglądała mi się.
-Nie mogłabym postąpić inaczej. Nie masz pojęcia.. jak bardzo się przestraszyłam na myśl, że mogę Cię stracić..
Przystopowała, spuszczając wzrok na podłogę. Odrobinkę spoważniała i dodała:
-Że Charles i Justin mogliby Cię stracić. Nie mogłabym do tego dopuścić, bo inaczej nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Masz rodzinę, która tak mocno Cię kocham.
Złapałam ją za dłoń a ona się zaśmiała. Jej oczy szybko naszły łzami. Przez to i ja miałam ochotę się rozpłakać. Ścisnęła mi palce.
-Jest dobrze. Obie z tego wyjdziemy. Za kilka dni obie będziemy w domu. Dobrze się czujesz?
Pokiwała głową i wytarła łzę, która szybko spłynęła jej po policzku.
-Każda będzie szczęśliwa. Każda będzie miała to, czego tak naprawdę chcę.
Nie wytrzymałam i po moich policzkach także zaczęły spływać łzy. Tak strasznie się cieszyłam, że ją mam. Że jest tu ze mną i zawsze mnie wspiera. Była dla mnie taka ważna. Wiedziałam, że nie mogę zastąpić jej sobą Dylana ani dziecka.. ale kochałam ją całym sercem. Darzyłam ją prawdziwą siostrzaną miłością. Puściła nagle moją dłoń i sięgnęła do kieszeni, by wyciągnąć z niej nieco pogniecioną kopertę. Wręczyła mi ją, pociągając nosem. Była poważna.
-To dla mnie?
Chciałam to rozpakować, ale przyjaciółka powstrzymała mnie. Spojrzałam na nią zaskoczona.
-Nie chcę, żebyś to teraz czytała. Obiecaj, że otworzysz to dopiero jutro.
-Jutro? Dlaczego mam z tym czekać?
-Proszę.
Uśmiechnęła się a ja schowałam kopertę do kieszeni swojego szlafroka. Obdarzyła mnie jeszcze większym uśmiechem. Miała piękne oczy, gdy były zapłakane. Przybliżyła się do mnie nagle i mocno objęła mnie za szyję. Zaskoczyło mnie to trochę, ale odwzajemniłam uścisk. Był dość mocny.
-Pamiętaj, że strasznie mocno Cię kocham, i będę kochała już zawsze. Jesteś moją siostrą, Chloe.
Znów miałam ochotę się rozpłakać, ale wiedziała, że musze się powstrzymać. Maggy brzmiała tak wesoło. Nie mogłam tego zepsuć. Zamknęłam oczy.
-Maggy, ja też Cię kocham. Całym sercem.
Pociągnęła nosem i odsunęła się. Wstała z krzesła a ja w ślad za nią. Wskazała ręką w stronę drzwi wyjściowych z korytarza.
-Pójdę już. Położę się, trochę kreci mi się w głowie.
-Ehm.. jasne. Odprowadzę Cię.
-Ok.
Uśmiechnęła się a ja złapałam ją za ramię. Szkoda, że nie mogłyśmy leżeć na jednej sali. Byłoby o wiele lepiej. Mogłybyśmy rozmawiać cały czas. Ostatnio nie mogłam się wystarczająco nacieszyć jej obecnością. 

***

Otworzyłam oczy i ujrzałam sufit. Wpatrywałam się w niego jeszcze przez chwilę, zanim udało mi się przypomnieć, czego dotyczył mój sen. Tak bardzo chciałam go sobie przypomnieć. Musiałam opowiedzieć o nim Maggy. To ona mi się śniła. Podciągnęłam się by usiąść. Czułam się dziś naprawdę lepiej, aż uśmiechałam się sama do siebie. Dostrzegłam na fotelu pod oknem bluzę Justina. Spojrzałam na zegarek i zdziwiłam się, że przyjechał tu już o szóstej godzinie. W takim razie pewnie siedział na stołówce. Wstałam w łóżka i nałożyłam na siebie szlafrok. Chciałam do niego zejść, a po drodze zajść do Maggy. Naprawdę musiałam opowiedzieć jej o tym śnie. O właśnie, przypomniało mi się o liście, ale nie miałam zamiaru się już po niego wracać. Zatrzymałam się przy drzwiach sali Maggy i zapukałam, ale nikt nie odpowiedział. Domyślałam się, że i tak nie będzie miała nic przeciwko, więc weszłam do środka. Ale ku mojemu zdziwieniu nie było jej w łóżku i cała sala też była pusta. Wyszłam z powrotem na korytarz i zdziwiłam się na widok biegających pielęgniarek. Dlaczego wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi? Spojrzałam na starszą panią, która stała oparta o ścianę i wydawała się być czymś naprawdę przestraszona. Gwałtownie rozbolał mnie brzuch.
-Dzień dobry. Coś się stało?
Kobieta podeszła do mnie i złapała mnie za rękę. Wskazała kiwnięciem głowy na łazienki i złapała się za głowę. Coś tu było naprawdę nie tak. Panował totalny chaos. Gdzie do cholery była Maggy?
-Ta dziewczyna! Właśnie z tej sali! Nie wiem za dużo, ale chyba coś się z nią dzieję. Wcześniej nikt nie mógł jej znaleźć a teraz biegają tam jak szaleńcy. Chyba coś się stało.
Moje serce zaczęło walić jak młotem. Zabrałam od kobiety rękę i ruszyłam w stronę łazienek. Zatrzymałam pielęgniarkę, która właśnie truchtem wybiegła z drzwi przede mną.
-Coś się stało? Czy to.. czy to Maggy?
-Przepraszam, ale nie mogę teraz nic powiedzieć. Nie ma na to czasu.
Chciała mnie wyminąć ale szybko złapałam ją za rękę. Miałam to gdzieś, musiałam się dowiedzieć.
-Muszę wiedzieć. Niech pani mi powie co się dzieję!
Westchnęła i wyrwała się z mojego uścisku, ale na szczęście gadała.
-Dziewczynę znaleziono pięć minut temu. Niestety, lekarzom nie udało się jej uratować, było na to za późno. Naprawdę musze iść.
Stałam jak wryta i próbowałam zapanować nad oddechem. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. Ruszyłam biegiem do drzwi i otworzyłam szeroko usta, gdy zobaczyłam ją na podłodze. Moje serce zatrzymało się na kilka sekund.
-Maggy!!!
Chciałam do niej podejść, ale ktoś złapał mnie za ramiona i chciał stamtąd wyprowadzić. Chciałam do cholery do niej podejść!!
-Maggy!
-Proszę ją stąd zabrać.
Poczułam jak ktoś łapie mnie w pasie i podnosi by wynieść z łazienki. Zaczęłam się rzucać, by wydostać się z silnych objęć. Przeszły mnie ciarki, gdy usłyszałam głos Justina.
-Chloe, to ja. Chloe!
-Puść mnie!
Zaczęłam krzyczeć i nie mogłam poznać co się ze mną dzieję. Nie mogłam złapać oddechu a łzy spływały po moich polikach strumieniami.
-Chloe!
-Justin, puść mnie! Musze tam wejść!
Mój cały świat nagle się zawalił. Justin postawił mnie ale ja czułam, jakby moje nogi były z waty. Złapał mnie szybko zanim upadłam na ziemie a ja zaczęłam płakać tak mocno jak jeszcze nigdy. Justin przytulił mnie mocno do siebie, głaskając po włosach. Nie rozumiałam jak to się mogło stać. Co się cholery w ogóle stało?
-Chloe?!
Zamknęłam oczy i poczułam jak osuwam się po zimnej ścianie. Zaczęło mi się kręcić w głowie i miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Justin ciągle powtarzał moje imię. Ocknęłam się, gdy przypomniał mi się list.. list..
-Dała mi list. Wczoraj. To było zaplanowane.. Ona to zaplanowała..
Nie mogłam w to uwierzyć. Zaczęłam szybciej oddychać.
-Co? O czym mówisz?
-Dała mi list. Musze go przeczytać. Puść mnie.
-Chloe..
-Puść!
Krzyknęłam a Justin poluźnił uścisk. Wyrwałam się i ruszyłam szybkich krokiem do sali. Niemalże biegłam. Słyszałam za sobą Justina. Weszłam do pomieszczenia i otworzyłam szafkę. Wyciągnęłam z niej kopertę i usiadłam na podłodze. Przez zapłakane oczy prawie niczego nie widziałam. Byłam pewna, że moje serce wyskoczy mi za chwilę przez gardło. Jak ona mogła to do cholery zrobić... Kątem oka widziałam, że Justin stoi w progu. Rozdarłam pośpiesznie papier i przetarłam oczy. Otworzyłam usta, gdy zobaczyłam pierwsze słowa. Nie mogłam uwierzyć, że to zrobiła!! Żegnała się ze mną.

„Moja najdroższa Chloe,
Wiem, że pewnie nie łatwo jest Ci to czytać.. mi także trudno było to pisać, ale.. tak jest dobrze.  Nie możesz się smucić, bo ja jestem szczęśliwa. Teraz naprawdę tak jest. Mogę Ci to obiecać. Nie chciałam takiego życia. Nie mogłam go sobie wyobrazić bez Dylana i dziecka.. nie potrafiłabym tak funkcjonować patrząc na Was.. Ale wiedz, że byłaś najważniejszą dla mnie osobą na Ziemi. Zastąpiłaś mi rodzinę i obdarowałaś taką miłością, o jakiej zawsze marzyłam. Byłaś dla mnie siostrą o jakiej tylko mogłam śnić. Byłaś osobą, do której zawsze mogłam się zwrócić o pomoc, potrafiłaś mnie słuchać, doradzić, podpowiedzieć.. nie masz pojęcia jak trudna była dla mnie ostatnia rozmowa z Tobą.. ale to co powiedziałam miało naprawdę wielkie znaczenie. Kocham Cię nad życie i już zawsze tak będzie. Zawsze będę obok Ciebie. Nie ważne co by się działo. Dziękuję Ci za wszystko co dla mnie zrobiłaś. Za wszystkie słowa, które powiedziałaś, nie masz pojęcia jaką szczęściarą jestem, że Ciebie poznałam. To coś nie do opisania, nie potrafię tego nawet przelać na papier, ale.. mam nadzieję, że nigdy nie musiałam Ci tego udowadniać. Nasza przyjaźń była czymś magicznym i mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz i mi wybaczysz. Tak widocznie miało być.. od początku. Ty miałaś mieć cudowne życie z Justinem a ja z Dylanem. Teraz jesteśmy razem i wszystko jest tak jak było nam pisane. Tego właśnie chciał dla nas Bóg. Jestem tego pewna. Musisz nauczyć się z tym żyć. Obie musimy być szczęśliwe. Ja będę, chociaż będzie mi Ciebie tak strasznie brakować… pamiętaj jednak, że masz w sobie cząstkę mnie. W twoich żyłach już zawsze będzie płynąć nasza wspólna krew. Do końca świata i jeszcze dłużej. Musisz być silna. Kocham Cię, Chloe. Na zawsze.
Twoja, Maggy.”

________________________________________
KOCHANI TO NIE KONIEC OPOWIADANIA, MAM NADZIEJĘ, ŻE CZEKACIE JESZCZE NA EPILOG <3

7 komentarzy:

  1. Piękny a zarazem tak smutny rozdział :/ Popłakałam się czytając go�� Nie mogę w to uwierzyć

    OdpowiedzUsuń
  2. O jejku za każdym razem każdy rozdział ma tyle emocji,ale ten brak mi słów❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam,że Maggy umrze żeby być"szczęśliwa" z Dylanem w niebie. Taki smutny rozdział ;( czekam z niecierpliwością na epilog i na nowe opowiadanie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Spodziewałam się... Maggy �� ale może teraz będzie jej lepiej ��������❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest kur*a chyba jakiś żart! Maggy...! Jak?! Nie Klaudia ty, ty chyba żartujesz.... Boże przez ten rozdzial placze jak dziecko.... Jezu pamietam jeszcze pierwszy rozdzial jak Chloe i Maggu sie poznalay.... dlaczego?! :(

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)