niedziela, 5 listopada 2017

Rozdział 36

MARZEC
Od pół godziny stałam oparta o barierkę i przyglądałam się jak Justin uczy Charlesa jeździć na łyżwach. Zaliczył już kilka upadków na tyłek i dwa razy płakał, ale nie miał zamiaru się poddawać. Mimo wszystko czuł się pewnie, gdy Justin był obok niego. Maggy podjeżdżała do nich co chwilę i zaczepiała Charlesa a on się śmiał. Wygłupiali się całą trójką. Maggy była szczęśliwa. Odwiedzała nas przynajmniej co drugi weekend i bardzo się z tego powodu cieszyłam. Justinowi też to nie przeszkadzało. Rozumiał Maggy. Zwłaszcza teraz, gdy do porodu było całkiem blisko.. nie chciała mnie zostawiać. Chciała być przy mnie. Zaśmiałam się, gdy Charles zaliczył kolejną glebę. Wglądał na zrezygnowanego, ale to było mylne wrażenie. Podniósł się tak szybko, jak szybko upadł. Przyjaciółka podjechała pod barierkę, ściągając z oczu spadającą czapkę.
-Charles jest niesamowity. Nie mam pojęcia skąd ma w sobie tyle energii. Justin ma dużo cierpliwości.
Zaśmiała się a ja spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz. Bardzo kochała Charlesa.
-To prawda. Ty masz już dość?
-Zimno mi w palce.
Podjechała do wejścia i ostrożnie weszła na zielony dywan. Usiadła przy stoliku, by zacząć odwiązywać sznurówki. Zajęłam miejsce obok niej. Co chwilę czułam pojedyncze kopnięcia. Maluszek nie dawał mi spokoju. Zaśmiałam się pod nosem.
-Co?
Spojrzałam na Maggy. Przyglądała mi się, próbując w mało dziewczęcy sposób ściągnąć z nóg łyżwy.
-Nie, nic.
Poprawiłam czapkę i podałam Maggy jej buty.
-Jak się czujesz?
Chyba zaskoczyłam Maggy tym pytaniem, bo spojrzała na mnie z przymrużeniem oka.
-Ja? Czuję się dobrze, dlaczego miało by być inaczej?
-Tak tylko pytam.
Odkaszlnęłam i spojrzałam na śmiejącego się Charlesa. Chyba nie miała mi za złe, że zapytałam jak się czuję. Ale było mi głupio i powinnam ugryźć się w język. Oby dwie wiedziałyśmy o co tak naprawdę mi chodziło i o czym teraz myślimy.
-A Ty jak się czujesz?
Spojrzała na mój brzuch a ja się szczerze uśmiechnęłam. Tak naprawdę to chciałabym, aby maluszek był już na świecie. Ostatnie dni wyczekiwania były okropne. Dłużyły się i ciągnęły w nieskończoność.
-Kopie.
Obie się zaśmiałyśmy i spojrzałyśmy na podjeżdżających do barierki Justina i Charlesa. Miał rumieńce na policzkach i wystające spod czapki włosy wchodzące prawie w oczy.
-Chodź tu.
Justin pomógł mu wejść na dywan a tam już sam sobie poradził by do mnie podejść. Był ostrożny i delikatny jak baletnica. Nie sposób było się nie uśmiechać.
-I jak Ci się podobało?
-Tata nauczył mnie jak się okręcić. Widziałaś?
-Oczywiście, widziałam wszystko.
-Jesteście głodni?
-Tak!
Justin spojrzał na Charlesa a ten z wielkim podekscytowaniem odpowiedział. Po takich wyczynach musieli być głodni.

***

Charles był dzisiaj szczególnie niegrzeczny. Skakał po łóżku i nie miał zamiaru nawet spróbować zasnąć. Nie docierało do niego co mówię i miałam wrażenie, że chce mi tym zrobić na złość, ale nie miałam pojęcia za co. Odkryłam jego pościel i zareagowałam stanowczym tonem.
-Charles pogniewam się na Ciebie, jeśli teraz nie wejdziesz do łóżka.
Stanął zrezygnowany naprzeciwko mnie i zrobił niezadowoloną minę. Zachęciłam go dodatkowo klepiąc w poduszkę.
-Nie chcę jeszcze spać.
-Jest prawie jedenasta!
Szurając nogami podszedł do łóżka i się na nie rzucił. Poczułam kopnięcie w brzuchu i lekko się skrzywiłam. Charles spoważniał i usiadł po turecku, łapiąc przy tym za misia i mocno go do siebie tuląc.
-Boli Cię brzuch?
Spojrzałam na niego i się uśmiechnęłam. Od trzech godzin łapały mnie delikatne i pojedyncze skurcze ale nie chciałam go tym martwić. Był wystarczająco marudny.
-Siostrzyczka po prostu domaga się uwagi. Położysz się?
Naciągnął kołdrę aż po samą brodę i przyglądał mi się. Jego twarz wydała się nagle o wiele bardziej łagodna. Jakby odeszła z niego złość, niezadowolenie.
-Nie będzie grała ze mną w piłkę ani bawiła się samochodami, prawda?
Wzięłam głęboki oddech i pogłaskałam go po włosach. Miał smutek w oczach.
-Zgodzi się, jeśli ją o to poprosisz. Ale nie będzie chciała się z Tobą bawić, jeśli będziesz zachowywał się tak brzydko jak dzisiaj. Co w Ciebie wstąpiło?
-A jeśli będę grzeczny?
Złapałam się odruchowo za brzuch, gdy poczułam przeogromny ból. Wzięłam kilka głębokich oddechów i zamarłam, gdy zdałam sobie sprawę, że znam ten rodzaj bólu…
-Mamo, co się dzieje?
-Skarbie.. zawołaj tatę!

***

Justin
Trzymałem Chloe za rękę i próbowałem w jakiś sposób pocieszać, ale nasza rozmowa nie wyglądała nawet jak rozmowa. Urywała w połowie zdania i krzyczała z bólu. Ze zdenerwowania bolał mnie brzuch i wydawało mi się, że to jest jeszcze bardziej stresujące niż wtedy, gdy Chloe rodziła Charlesa. Ściskała moją dłoń z całej siły, co naprawdę bolało, ale nie mogłem wycofać ręki. Wiedziałem, że jej to pomaga. Była naprawdę silna. Pocałowałem ją w głowę, a ona się rozpłakała.
-Musi pani przeć odrobinę mocniej. Jest pani naprawdę silna, da pani radę.
Oparła głowę o poduszkę i zacisnęła zęby. Pocałowałem jej zewnętrzną część dłoni, a Chloe na mnie spojrzała.
-Gdzie Charles?
-Nie martw się teraz o niego, jest z Maggy na korytarzu.
Ledwo co zdążyłem odpowiedzieć, a Chloe znów zaczęła krzyczeć. Przez ciało przeszły mnie ciarki, przyjmowała tyle bólu.. Była silniejsza ode mnie..
-Bardzo dobrze, widać już główkę! Jeszcze tylko chwilę. Mocno, na trzy, dwa, jeden..
-Straciła za dużo krwi..
Serce zaczęło mi walić jeszcze mocniej, gdy zacząłem przysłuchiwać się cichym rozmowom lekarzy. Kurwa, tylko nie to.. Przecież ostatnio było coraz lepiej.. Spojrzałem na Chloe, gdy ponownie ścisnęła mocniej moją dłoń. Wstałem z krzesła jak poparzony, gdy usłyszałem płacz dziecka. Chloe całkowicie puściła moją dłoń. Próbowała uspokoić oddech, utrzymując oczy szeroko otwarte.
-Trzeba zabrać stąd dziecko.
Podszedłem do lekarza przerażony na te słowa. Pielęgniarka uśmiechnęła się do mnie jednak. Słyszałem jak Chloe wymawia słabo moje imię.
-Proszę się nie martwić o maluszka. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale pańska żona.. tak jak przewidywaliśmy.. straciła bardzo dużo krwi. Za dużo.
Podszedłem z powrotem do Chloe i złapałem za dłoń. Nie miała siły ścisnąć mojej.
-Co z małą?!
-Wszystko dobrze, Chloe. Zobaczysz ją później.
Zamknęła oczy nawet mi nie odpowiadając. Cholernie się przestraszyłem się.
-Proszę się odsunąć.
Pielęgniarka założyła jej maskę na usta i nos, grzebiąc coś w małym monitorze obok łóżka.
-Co się dzieję?
-Pańska żona jest bardzo słaba. Musi pan wyjść.
-Justin..
Chciałem podejść do łóżka, ale kobieta złapała mnie za ramię.
-Musi pan wyjść!. I dać lekarzom pomóc pańskiej żonie.
-Spada..
Zamknęła mi drzwi przed nosem, a ja walnąłem w nie z pięści. Maggy wstała pośpiesznie z krzesła i podbiegła do mnie. W tym samym czasie w drzwiach korytarza stanął tata. Próbowałem uspokoić oddech.

Maggy
Serce waliło mi jak oszalałe. Dlaczego Justin został wyrzucony z sali i był taki zdenerwowany?! Charles podbiegł do niego a Justin wziął go na ręce. Podszedł do nas tata Justina. Musiałam się dowiedzieć czegokolwiek.
-Co się dzieję? Wszystko w porządku? Już po wszystkim?
-Mam już siostrzyczkę?
Justin uśmiechnął się do Charlesa i pocałował go w czoło. Odrobinę złagodniał i lekko się uśmiechnął.
-Tak, już po wszystkim. Z dzieckiem wszystko w porządku. Tato weźmiesz Charlesa?
Justin podał go na ręce do dziadka i podszedł do okna. Był zdenerwowany.
-Justin..
Zapytałam cicho. Odwrócił się i znów spojrzał na tatę.
-Zabierzesz go do domu? Powinien spać. Ehm.. zadzwonię.
-Jasne, synu. Czekam na telefon.
Oby dwoje byli zdenerwowali ale wyczułam, że nie chcą rozmawiać o tym przy Charlesie. To mi się nie podobało. Gdy zostaliśmy już sami musiałam go przycisnąć. Musiałam wiedzieć co się dzieje!
-A co z Chloe? Dlaczego pielęgniarka kazała Ci stamtąd wyjść?!
Oparłam się o parapet obok niego. Był zdenerwowany.
-Chloe straciła dużo krwi.. myślałem, że może tym razem będzie lepiej, a jest gorzej niż poprzednio. Przecież miała dobre wyniki!
Chloe zawsze miała takie problemy.. współczułam jej całym sercem. Podniosłam wzrok na pielęgniarkę, która wyszła właśnie z sali. Nagle mnie olśniło. Tak.. musiałam to zrobić.
-Mam taką samą grupę krwi jak Chloe.
Podeszłam pośpiesznie do pielęgniarki i złapałam ją za ramię. Zatrzymała się. Wyglądała tak, jakby moja propozycja ją zainteresowała. Justin szybko pojawił się obok nas. Czułam na sobie jego wzrok.
-To wyjątkowo duża ilość krwi. Jest pani pewna?
-Tak.
Odpowiedziałam bez zastanowienia. Musiałam to zrobić.
-Jesteś pewna?
Justin spojrzał na mnie zaskoczony ale też pełen nadziei. Widziałam to w jego oczach. Chloe tyle dla mnie zrobiła..
-Chloe jest dla mnie jak siostra. Zrobiła by to samo, jeśli chodziłoby o mnie.
Pielęgniarka wyprostowała się i lekko uśmiechnęła. Poczułam przewracanie się w żołądku.
-Po oddaniu krwi, będzie pani musiała zostać tutaj na kilka dni. Będzie pani słaba i..
-Nie martwię się o to. Chcę to zrobić, a czas ucieka.
-Oczywiście. W takim razie zapraszam tędy.
Chciałam rzucić Justinowi ostatnie spojrzenie ale on przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Całując w głowę. Przypomniało mi się, jak Dylan mnie tak przytulał i pomyślałam, że za chwilę się rozpłacze. Uwolniłam się z jego uścisku i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję, Maggy.
-Nie dziękuj.

Ze zdenerwowania zaczynało mi się źle oddychać. Musiałam ratować Chloe. Odwróciłam się do pielęgniarki i pewnym krokiem ruszyłam za nią. 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo nie, wiem że chcesz uśmiercić Maggy ale nawet nie próbuj tego zrobić ;D Rozdział jak zwykle pełen emocji ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg ten rozdzial to sztoss...

    OdpowiedzUsuń

ZACHĘCAM DO ZOSTAWIENIA PO SOBIE KOMENTARZA :)